Na wstępie
Tomasz Raudner - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Przyznaję – byłem zaskoczony wiadomością o inicjatywie przeprowadzenia referendum w sprawie odwołania prezydenta i Rady Miejskiej Wodzisławia. To, że komuś działalność Mieczysława Kiecy czy rajców się nie podoba, to normalne. W żadnym mieście ani gminie rządzący nie cieszą się pełnym poparciem, a gdyby się nim cieszyli, byłoby to zgoła podejrzane. Co innego jednak mieć pretensje za podejmowanie czy niepodejmowanie określonych działań, co może się przełożyć na takie czy inne głosowanie podczas wyborów lokalnych, a co innego chęć zwołania referendum. Bo to znaczy, że grupie osób rządzący Wodzisławiem dopiekli do żywego i nie chcą ich już dłużej widzieć u steru władzy. Interesują mnie przesłanki, którymi kierowali się inicjatorzy referendum. Twierdzą, że uważają Kiecę za złego manadżera, za którego rządów Wodzisław się zwija. Ale ujawnili się tuż przed kluczowym dla części mieszkańców głosowaniem nad przyszłością SP 28. Nie ukrywają, że ta kwestia była jednym z powodów chęci odwołania władz miasta. Dziś już wiemy, że do likwidacji dojdzie. Teoretycznie więc inicjatorom powinno być łatwiej zebrać wystarczającą liczbę głosów do zarządzenia referendum. Mówię teoretycznie, bo w ciągu najbliższych tygodni powinno się wyjaśnić, czy referendum było celem, do którego dążą inicjatorzy zatroskani o przyszłość miasta? Czy też było środkiem mającym zastraszyć władzę stojącą przed podjęciem niepopularnej decyzji likwidowania szkoły.