Dla alkoholika trzeźwość to ciągła mobilizacja
Właśnie ukazała się książka Katarzyny Bosowskiej „Życie po piciu”. To kontynuacja jej pierwszej książki „Zakuci w kajdany”, zawierająca przejmujące relacje ludzi uzależnionych od alkoholu z ich życia w trzeźwości. W rozmowie z „Nowinami Wodzisławskimi” Katarzyna Bosowska, psychoterapeuta w ośrodku terapii uzależnień w Gorzycach i poradni Fenix w Wodzisławiu opowiada o motywach napisania książki, o reakcjach na pierwszą publikację. Rozmawiamy z nią także o powodach, dla których ludzie wstrzymują się z rozpoczęciem terapii oraz o motywach założenia fundacji pomagającej młodzieży z rodzin dotkniętych problemem alkoholowym.
Katarzyna Bosowska jest certyfikowanym specjalistą psychoterapii uzależnień. Jako psychoterapeuta pracuje w Wojewódzkim Ośrodku Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia w Gorzycach. Prowadzi też Poradnię Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia od Alkoholu „Fenix Psychoterapia Uzależnień” w Wodzisławiu. Biegły sądowy. W roku 2010 ukazała się jej pierwsza książka „Zakuci w kajdany”, która pozwoliła wielu ludziom rozpocząć zmianę swojego życia i zmaganie z nałogiem alkoholowym.
Tomasz Raudner: Co panią skłoniło do napisania książki z relacjami osób mającymi za sobą leczenie z alkoholizmu?
Katarzyna Bosowska: Pierwsza książka była motywacyjna dla osób zaczynających swoją drogę do trzeźwości. Fajnym pomysłem było poproszenie moich pacjentów czy to z ośrodka, czy z poradni, żeby ich rodziny, współmałżonkowie, dzieci, rodzice pisali w formie listów, jak odbierali ich picie. Listy zamieściłam w książce, dodałam do nich swoje komentarze. Książka „Zakuci w kajdany” ukazuje zamknięcie człowieka w nałogu i możliwości pracy nad sobą. Listy są przejmujące. A druga książka jest kontynuacją losów ludzi, którzy już podjęli próbę trzeźwości. Opisują jak sobie z tym radzą. Ktoś nie pije rok, dwa lata. I teraz jego rodzina pisze znowu do niego list. Bliscy piszą, za co go cenią, co się zmieniło, co jest lepsze. Ludzie, którzy mają problem z alkoholem i utrzymują trzeźwość piszą z kolei jak ich życie się zmieniło, czy było warto... Książka jest motywacją dla kolejnych ludzi, że warto nie tylko podjąć pierwszy krok, ale też iść tą drogą dalej.
Pani pokazuje w książce tylko przykłady pozytywne?
Tak, występują tylko te osoby, którym się udało. Ale to udanie nie oznacza, że wszystkim ludziom już za pierwszym razem powiodła się próba zmiany, czy poddanie się terapii w naszym ośrodku czy gdziekolwiek indziej. Niewielką część z nich stanowią osoby, które na krótki czas wróciły do picia, często po to, żeby sprawdzić, czy mają dalej problem. Ale wróciły na drogę abstynencji I są dalej trzeźwe.
Jak te osoby reagowały na pani prośby o opisanie swoich historii?
Różnie. Łatwiej było tym, z którymi dłużej pracuję, które są przyzwyczajone do terapii. Te, dla których była to nowość, miały trudniej. Musiały się cofnąć, przypomnieć sobie rzeczy, o których nie chciały pamiętać. A rzeczą wymagającą sporej odwagi było poproszenie przez pacjentów rodzin o napisanie listów. Ludzie na co dzień nie rozmawiają ze sobą w taki sposób o tych sprawach. Nie siada się i nie prosi „opowiedz mi, jaki byłem, kiedy piłem”. Każdy woli o tym zapomnieć. A tutaj trzeba było zrobić retrospekcję...Nie było to łatwe, ale tak naprawdę pomagało rodzinie. Przestawało być tematem tabu. Bywają pacjenci, którzy nie piją już rok, dwa i myślą sobie: radzę sobie tak świetnie, że nic się nie stanie, jak skosztuję. Rzeczywiście, jedni się napiją i nic się początkowo nie dzieje, a u innych błędne koło picia wraca od razu. Dlatego pisanie przez rodziny listów, jak im dobrze, kiedy pacjent jest trzeźwy, działa na nich mobilizująco, aby trwać w trzeźwości.
Do napisania ciągu dalszego skłoniły panią też reakcje na pierwszą książkę?
Też. Bardzo dużo osób pisało maile, czy umieszczało wpisy na mojej stronie internetowej. Wiele osób zgłosiło się do poradni czy do ośrodka mówiąc, że zdecydowały się, kiedy przeczytały o człowieku, który też podjął próbę trzeźwości. Zgłaszający często też przekonywali się po lekturze, że ten ośrodek to nie jest psychiatryk z salami bez klamek i zakratowanymi oknami. Tak samo rodziny osób pijących dawały mi znać po lekturze, że czuły się dotąd osamotnione z problemem, były przekonane, że odwyk to temat tabu i pieczątka na czole. Tymczasem przekonały się, że można pomóc pijącemu człowiekowi.
Wyobrażam sobie, że w pewnych kręgach panuje przekonanie, iż skierowanie na odwyk to naznaczenie, stygmat.
Na pewno jest to pewnego rodzaju stygmat, ale trzeba sobie zadać pytanie: który stygmat jest gorszy? Czy ten terapeutyczny, odwykowy, czy stygmat staczającego się pijaka, niszczącego siebie, rodzinę, brudnego, śpiącego na ławce. Ludzie, zanim tu trafią, tego nie widzą. Wolą stygmat pijaka, czy alkoholika nieleczonego, bo nie mają diagnozy uzależnionego.
Zmieńmy temat. Pani poradnia na osiedlu XXX–lecia będzie drugi rok z rzędu działać na rzecz mieszkańców Wodzisławia. Czym różni się działalność poradni od ośrodka?
W ośrodku stacjonarnym osoby zamieszkują na kilka tygodni i poddają się terapii. W poradni korzysta się z leczenia przychodząc na kilka godzin i wracając do domu. Są grupy terapeutyczne dla pacjentów rozpoczynających pracę nad sobą, tzw. wstępne, czy edukacyjne. Ludzie poznają, czym jest problem alkoholowy, jak go rozpoznać, jak sobie z nim radzić. Mamy też grupę terapii pogłębionej. To krok dalej dla osób, które mają już wiedzę, sprawdziły się w trzeźwości i pracują nad głębszymi życiowymi problemami, z którymi jeszcze nie do końca sobie radzą. Jest też grupa dla młodzieży z rodzin dysfunkcyjnych. Jest to młodzież, która nie ma problemów z alkoholem czy narkotykami, ale nie potrafi do końca w sposób dobry dla siebie dostosować się do otoczenia. Doświadczają kłopotów w nauce, w relacjach, problemów emocjonalnych. Grupa ma na celu budować poczucie wartości młodych ludzi i pokazać, że można normalnie żyć. Z myślą o tej młodzieży powołałam w lutym fundację Fenix – Powstań do Życia, aby pomóc też realnie. Głównie pomagam osobom, które przychodzą do poradni, bo znam ich sytuację. To fundacja o charakterze non profit, utrzymująca się z darowizn i mojego wkładu. Mogłam np. kupić komuś podręczniki, a jednemu chłopakowi ufundować kurs prawa jazdy, bo dzięki temu ma szansę dostać pracę. Organizujemy wyjazdy np. na kulig w góry, do kina, na lodowisko, na basen. Planuję też obozy terapeutyczne, bo zdaję sobie sprawę, że te osoby zwykle nigdzie nie wyjeżdżają na wakacje. Wracając do poradni, mamy też grupę dla osób współuzależnionych, czyli żyjących z ludźmi mającymi problem z alkoholem i nie potrafiących sobie z tym poradzić. Udzielamy też psychoterapeutycznych porad indywidualnych i prowadzimy terapię rodzin.
Mówi pani, że zgłaszają się osoby chcące poznać, czy mają problem alkoholowy. Dużo przychodzi ich do poradni?
Mniej, niż tych, którzy mają już tę świadomość. Czasem przychodzą do nas osoby skierowane np. przez komisję rozwiązywania problemów alkoholowych, czy opiekę społeczną. Są w dużym stopniu nieświadome problemu, czasem przychodzą tylko dlatego, że ktoś im kazał. Rozmawiamy z nimi, proponujemy udział w grupie edukacyjnej i bywa, że zdadzą sobie sprawę, że doświadczały w swoim życiu podobnych do kolegów sytuacji i problemów. Jedni decydują się zmienić życie, przychodzą na spotkania grupy, a inni uważają, że nikt nie będzie im mówił, co mają robić i odchodzą...
Czy osoby przychodzące do poradni trafiają też do ośrodka w Gorzycach?
Tak, często się tak dzieje. Tutaj terapia jest bardziej skoncentrowana. Jedni ludzie potrzebują takiego odizolowania, zdając sobie sprawę, że pozostając wśród bliskich, znajomych nie dadzą rady oderwać się od picia. Część osób znosi odizolowanie trudniej. Boją się oderwania od codziennego życia i wolą przychodzić do poradni, sprawdzić się w zwykłym sobie rytmie życia.
Czy alkoholik może powiedzieć kiedyś o sobie, że jest już zdrowy?
Jeśli człowiek już się uzależnił, to zawsze istnieje ogromne ryzyko, że w momencie wypicia wróci do tego momentu, w którym był zanim zaczął pić. Mam na myśli nawet tzw. okazjonalne picie. Bo u tej osoby wraca chęć, fachowo mówimy o tej potrzebie głód alkoholowy. Pojawia się myśl: spróbowałem raz, nic się nie stało. Więc spróbuję ponownie... Dlatego zamiast mówić o sobie: „Jestem zdrowy, nie mam już problemu”, bezpieczniej jest myśleć – zawsze muszę się mobilizować do trzeźwości, pracować nad sobą.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Raudner