Ilu przeżyliśmy papieży?
ks. Jan Szywalski przedstawia
Jesteśmy razem na drodze do kościoła. „Księże, ile to przeżyliśmy już papieży?” Kobieta pytająca ma około czterdzieści lat. Zaczynamy wspominać: „Benedykt XVI, Jan Paweł II, Jan Paweł I, Paweł VI...” Na tym się jej życie kończy, albo raczej przy tym papieżu się zaczyna. Ja mogę ciągnąć dalej w przeszłość: Jan XXIII, Pius XII i dwa pierwsze lata przeżyte za pontyfikatu Piusa XI. Wszyscy świątobliwi, inteligentni. Różnili się pochodzeniem, charakterem, ale wszyscy wybitni. Trzeba cofnąć się przynajmniej o 500 lat, aby odnaleźć papieża niegodnego. Czy jest jakaś instytucja obok Kościoła, która w ciągu 2000-letniej historii ma wśród 265 przywódców tylu świątobliwych i tak nielicznych kiepskich osobowości? Komunizm trwał tylko 70 lat a wśród przywódców było przynajmniej dwóch hiperzbrodniarzy. Podobnie faszyzm.
Spróbujmy odwijać historię „naszych” papieży, czyli równoległych z naszym życiem.
Benedykt XVI (2005 – 2013) – osobowość jakby nieśmiała, równocześnie ciepła i budząca zaufanie. Czuło się, że pracowałby chętniej przy biurku niż stał na scenie przed tłumem ludzi. Ale wrażenie lękliwej kruchości było pozorne, był nieustraszonym głosicielem prawdy, stanowczym obrońcą Boskich przykazań. Nie darmo zwany kiedyś „pancernym kardynałem”. Przezwisko złośliwe, ale także przynoszące mu chwałę. Jest doceniany teraz po odejściu, podobnie jak inni wielcy ludzie po śmierci. Utkwiła mi w pamięci prośba do wiernych zaraz na początku pontyfikatu: „Módlcie się, abym nie uciekał przed wilkami”. Przed oczyma jawi się przypowieść ewangeliczna o dobrym pasterzu broniącym owczarnię przed wilkami, którzy ją obszczekują i obgryzają. Media dzisiejsze, żądne sensacji, nie cofając się przed żadnym autorytetem czyhają na każde potknięcie, polują na każde słowo albo gest, który dałby się przerobić na skandal. Zwykle następnym krokiem bywa szantaż: „Przepraszaj! Przyznaj się! Zmień zdanie! Ustąp!”. Iluż to wartościowych ludzi wykończono w ten sposób!
Benedykt XVI znał granice przystosowania się do świata: tam gdzie prawda, gdzie Boża wola – kompromisu nie było. Nieugięcie bronił życia, rodziny i godności kapłańskiej. Nie robił sobie wiele z naklejki pancernego konserwatysty.
Bł. Jan Paweł II (1978 – 2005) Pamiętamy prawie wszyscy ów pamiętny dzień 16 października 1978 r., kiedy usłyszeliśmy z Rzymu wiadomość: „Habemus papam, reverendissimum Dominum Carolum cardinalem Wojtyla!”. „Myłam wtedy okna i spadłam z krzesła, gdy to usłyszałam” – wspomina kobieta. Pierwszy papież Polak, pierwszy z rodu słowiańskiego. Był nam bliski nie tylko ze względu na pochodzenie, ale też dlatego, że uformowały go te same co nas warunki wojenne i powojenne, które były też naszymi doświadczeniami. Wprowadził nowy styl rządzenia: był bliski ludu. Do niego stosowały się trafnie słowa Pisma świętego o kapłanie „z ludu wziętym i dla ludu postawionym”. Wysportowany, zdrowy, tryskający humorem uczył radości z bycia chrześcijaninem.
Jako Polacy musimy się przyznać, że woleliśmy go raczej słuchać niż posłuchać, oklaskiwać niż naśladować. Pod koniec życia, gdy głos utracił, uczył nas przykładem jak po chrześcijańsku starzeć się, chorować i umierać. Warto dlatego pamiętać, że także my w roli wychowawcy więcej uczymy przykładem niż słowem.
Jan Paweł I (1978) pozostał nam w pamięci z powodu bardzo krótkiego, bo tylko miesięcznego, pontyfikatu. Był dobrym duszpasterzem i jego wybór budził wielkie nadzieje. Na audiencjach w miejsce przemówień prowadził dialogowane katechezy. Jego śmierć uprzytomniła wszystkim, jak olbrzymim ciężarem jest urząd sternika łodzi Piotrowej, dlatego na następcę wybrano o wiele młodszego wiekiem, tryskającego zdrowiem i energią Karola Wojtyłę, który rzeczywiście udźwignął ciężar odpowiedzialności za Kościół aż 27 lat. Ze względu na wielki żal po nagłej śmierci Jana Pawła I, Wojtyła przybrał to samo imię papieskie zaznaczając tym samym, że chce kontynuować linię poprzednika.
U Pawła VI (1963 –1978) zawsze podziwiałem jego wielką pokorę. Miał trudne zadanie wprowadzenia w życie postanowień Soboru Watykańskiego II. Obserwował z bólem jak fałszywe są drogi niektórych reformatorów i ich pozorne inicjatywy odnowy. Musiał znosić hałaśliwą krytykę po wydaniu encykliki Humanae vitae. Wyrazem jego pokory było rezygnacja z korony papieskiej zwanej tiarą. Był ostatnim papieżem, któremu nałożono potrójną koronę po wyborze. Oddał ją na rzecz biednych ludzi. Została w USA sprzedana na licytacji, a pieniądze przeznaczono na cele charytatywne. W testamencie dał polecenie, by po śmierci trumnę postawiono na gołej ziemi, i by jego grób przykryła prosta płyta.
Bł. Jan XXIII (1958 – 1963) – papież dobroci, zwany też proboszczem świata dla jego prostoty i bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Miał być papieżem przejściowym; podczas wyboru miał 77 lat. Ale to on miał odwagę zwołać Sobór Watykański II. Odznaczał się głęboką i prostą wiarą oraz wielką ufnością w Bożą Opatrzność. Przyznał, że gdy nie umiał zasnąć przywalony problemami, powiedział sobie: „Janie, Śpij spokojnie, czy to twój Kościół czy Boży?”. Nie doczekał końca soboru.
Pius XII (1939 – 1958) rządził Kościołem w trudnym czasie II wojny światowej. Choć jego postać aż promieniowała majestatem, był człowiekiem wielkiej pokory. Zarzuca się mu, że nie podnosił głosu przeciw wyniszczeniu Żydów, ale wiadomo też, że swoją interwencją uratował setki tysięcy Żydów włoskich. Przewidywał również, że podnosząc głos w sprawie holocaustu, tylko pogorszy los Żydów wywołując wściekłość faszystów. Już za czasów Jana Pawła II ukończono proces beatyfikacyjny Piusa XII, lecz Benedykt XVI wstrzymał się z ogłoszeniem go błogosławionym, przewidując, że utrudni to dialog z judaizmem.
Moje wczesne dzieciństwo dotyka jeszcze pontyfikatu Piusa XI (1922 – 1939). Był z rodu włoskiego, ale wielkim przyjacielem Polski. Jako kardynał był po I wojnie światowej obserwatorem z ramienia Watykanu na Śląsku w czasie plebiscytu. Mieszkał wtedy m.in. przez jakiś czas w Opolu. Później był przez długie lata nuncjuszem apostolskim w Warszawie.
Można by cofnąć się w historii papiestwa aż do pierwszego z nich – do św. Piotra, skały, na której Jezus budował Kościół. Na jego 266. następcę obecnie czekamy.