Wielkanoc bez święconki, czyli święta u ewangelików
Ewangelicy przygotowują się do świąt wielkanocnych. Nie było u nich święcenia palm, nie będzie święcenia pokarmów, a kulminacyjny moment przypadnie na Wielki Piątek.
– Kalendarz liturgiczny w Kościołach rzymskim i ewangelickim jest taki sam, więc święta obchodzimy w tym samym czasie i w zasadzie tak samo – mówi pastor Daniel Ferek, proboszcz wodzisławskiej i gołkowickiej parafii Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Wielki Tydzień u ewangelików poprzedza Niedziela Palmowa. Z tym, że nie obowiązuje tradycja święcenia palm. – Pojawiają się tylko na ołtarzu jako symbol – tłumaczy pastor.
Ukierunkowani na krzyż
Celebrowanie Wielkiego Tygodnia ma uroczysty charakter. Kulminacyjny jest Wielki Piątek. – Kościół ewangelicki jest ukierunkowany staurocentrycznie, czyli na krzyż. Przelana na nim za grzechy ludzkości krew Chrystusa to najważniejszy moment świętowania. Kładziemy na to bardzo wyraźny nacisk – wyjaśnia pastor. Wiernych obowiązuje ścisły post. Przynajmniej do nabożeństwa, które ma pokutny, pełen zadumy i powagi charakter. Liturgicznym kolorem jest czerń. – Pieśni mają wręcz żałobny charakter. Przekazywane są głębokie treści – dodaje. Dla ewangelików Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy. W domach, o ile nie jest to konieczne, nie włącza się radia czy telewizji. Wielka Sobota jest dniem zamkniętego grobu. Z tym, że nie buduje się Grobu Pańskiego. Nie ma też święcenia pokarmów. Jest to dzień oczekiwania na zmartwychwstanie. – Wiem, że w niektórych parafiach, chociaż w teologii nie jest to przyjęte, nawiązuje się do chrztu świętego. Chrystus został złożony w grobie, by ponownie się narodzić. Podobnie podczas chrztu człowiek zostaje pokropiony wodą, aby umrzeć dla grzechu i narodzić się dla Pana Boga. Ale akurat w naszej parafii nie ma nabożeństwa – zaznacza pastor.
W Wielkanoc radość zmartwychwstania oznajmia bicie dzwonów. Kolor czarny zostaje zastąpiony przez biel. Po nabożeństwie rodziny zasiadają do świątecznego śniadania. Na stołach królują te same potrawy, co u katolików. Są jajka czy biała kiełbasa. Pysznią się mazurki. Elementem ozdobnym są pisanki. – Świętowanie jest bardzo rodzinne, wielopokoleniowe. Nierzadko odbywa się w domu, z którego wszyscy wyszli, to jest u dziadków. Po śniadaniu uroczysty obiad. Celebrowanie trwa aż do wieczora – opisuje Ewa Ferek, małżonka pastora.
W domu pastorskim
Nieco inaczej święta wyglądają w domu pastora Daniela Ferka. – Cały okres przedświąteczny jest dla naszej rodziny dość trudny – przyznaje żona proboszcza. Wynika to z nawału obowiązków małżonka. Zwiększa się liczba nabożeństw, trwają rekolekcje, chorzy częściej proszą o odwiedziny z sakramentem w swoich domach. W niedzielę wielkanocną też trudno myśleć o wspólnym porannym śniadaniu, skoro pastor wraca do domu dopiero o godz. 12.30. – Mamy pewne przesunięcie. Za to w drugim dniu świąt robię sobie wolne dzięki temu, że nabożeństwa odprawiają przyjezdni księża. Wtedy faktycznie jesteśmy wszyscy razem, jest rodzinnie – cieszy się pastor, który każdego roku w Wielką Sobotę piecze wraz z córką babeczkę wielkanocną. – To już taka tradycja. Zawsze im wychodzi – podkreśla Ewa Ferek.
(mas)
Tradycje ludowe nie różnią się od tych katolickich. Jest śmigus-dyngus i są drobne upominki, które podrzuca dzieciom zajączek. – Pochodzimy ze Śląska Cieszyńskiego. Tam był zajączek, ale nie było zwyczaju chowania prezentów. Z kolei kiedy przez sześć lat mieszkaliśmy w Giżycku, spotkaliśmy się z tradycją ukrywania drobiazgów pod krzaczkami w ogrodzie. W Wodzisławiu nie mamy ogrodu, więc nasze dzieci szukają prezentów w pobliżu parkingu – uśmiechają się państwo Ferek.