Z Polski na Sybir, z Syberii na Śląsk
Historia zwykłego żołnierza Armii Radzieckiej, który poległ we wsi Osiny – też miał żonę i dzieci, które na niego czekały
Za swój ostatni bój odznaczony został pośmiertnie orderem Czerwonej Gwiazdy. W styczniu 1945?. został odznaczony medalem „Za zasługi”, za umiejętne szkolenia i opiekę nad młodymi żołnierzami. W lutym 1945 ?. odznaczony medalem „Za odwagę”. Za odwagę i męstwo sierżant Martjanow został odznaczony Orderem Wojny Ojczyźnianej 2 stopnia.
Nawiązując do 68. rocznicy wyparcia wojsk hitlerowskich z ziemi wodzisławskiej przedstawiam historię Borysa Martjanowa – zwykłego żołnierza Armii Czerwonej, który był jednym z kilku tysięcy poległych na tym terenie żołnierzy oraz Olgę Gulewską – krewną Borysa, która po blisko 70 latach podążyła jego śladem w poszukiwaniu jego miejsca spoczynku.
Przez Kursk do Wodzisławia
Borys w momencie powołania do wojska w 1941 r. miał żonę Annę i trójkę dzieci: pięcioletniego Helję, trzyletnią Halinę i rocznego synka Walerego. Jego szlak bojowy, jako żołnierza303 Dywizji Piechoty biegł przez Woroneż i Kursk w Rosji. Później jako żołnierz 6 Inżynieryjno-Saperskiej Brygady walczył na białoruskim froncie. W 1944 r. wraz z 1 Gwardyjską Armią przemierzał szlak w kierunku Starokonstantynowa, Czertkowa, Lwowa, Drohobyczy, a zimą 1944 w rejonie Karpat na Słowacji. W liście do żony Anny pisał: „…Żyję po staremu: życie frontowe-niebieska dal. Wykonujemy to co potrzebuje nasz kraj, Ojczyzna!(…) We wrześniu minęło już 6 miesięcy jak jestem poza Rosją, nieciekawie bez swoich bliskich, ale codzienne sukcesy na froncie podnoszą nastrój. Obecny teren walk jest bardzo ważny (Karpaty)(...). Musiałem przeżyć ciężką szkołę walki i nieprzerwanie przez trzy lata patrzeć śmierci w oczy. Przejść takie trudności, zimno, dwa zranienia(…). Wszystko to jest dużą wartością i musi skończyć się bohaterskim zwycięstwem(…). Całuję Was wszystkich. Zostańcie żywi i zdrowi. Wasz Boris, 28/IX-44 r.” Cała rodzina z nadzieją wyczekiwała powrotu męża i ojca.
Rodzina czekała
Anna Martjanow pisała: „...Wiosna przychodzi, śnieg topnieje, zrobiło się cieplej. Ale wiosna nie jest radosna... Jak się czujesz, Borja? Jak zdrowie? Kiedy zobaczymy ciebie w domu? Tęsknią za tobą dzieci, zwłaszcza Valery. Pewnego wieczoru, rozmawiałam z dziećmi. Mówiłam im: wkrótce przyjedzie tata i nie rozpozna was. Pamiętasz Wala jak tata nosił cię na rękach? A teraz on ciebie nie podniesie, teraz ty będziesz go nosić? Dzieciak zaśmiał się zadowolony. Tęsknią dzieciaki czekając na ojca, tęsknię ja, czekając na męża. Po prostu mam dość wszystkiego. Chcę się spotkać z tobą na co najmniej kilka dni, choćby godzin. Wielu żołnierzy przyjechało do domu. Cierpliwie czekam na ciebie. Borja pisz częściej. Całujemy wszyscy mocno, mocno. Wszyscy czekamy w domu – rodzice, dzieci – ja. Całuję, Anja”.
Ostatnią wiosnę swego życia Borys Martjanow spędził walcząc z zaciekle broniącym się wrogiem na terenie Górnego Śląska. Podczas działań wojennych na terenie ziemi wodzisławskiej zajmował się głównie rozminowywaniem terenu i szkoleniem młodych żołnierzy.
Ostatni list z frontu napisał najmłodszemu dziecku – synowi Waleremu, ranną porą 16 kwietnia 1945 roku.
„Dzień dobry Wala! Tęsknię za wami, ale nic nie można zrobić bo wojna, musimy walczyć z przeklętymi fricami. Wkrótce, wkrótce będzie koniec wojny i wszyscy pojedziemy do domu i twój tata też przyjedzie. Pozostawajcie żywi i zdrowi. Rośnij na dobrego chłopca. Całuję was wszystkich, tata”.
Słowa nie dotrzymał
Borys zginął tego samego dnia, podczas rozminowywania podejścia do stacji kolejowej we wsi Osiny, ugodzony odłamkami pocisku artyleryjskiego przeciwnika, który detonował w bliskiej odległości od niego. Żona jego Anna, oprócz oficjalnej wiadomości o śmierci męża otrzymała specjalny list od jego przyjaciela z frontu. „Piszę Wam o waszym mężu, który był ze mną w jednej rocie. Chcę Wam powiedzieć droga nieznajoma Aniu, że Wasz Boria zginął 16 kwietnia 1945 roku, pogrzebany razem ze swoim towarzyszem, który razem z nim zginął na stacji w miejscowości Osina, a pochowany we wsi Czyżowice niedaleko kościoła, zrobiliśmy ogrodzenie wokół mogiły, gdzie go pozostawiliśmy i poszliśmy dalej.
Wszystkiego dobrego miła, źle było pisać taki list i opowiadać, jednak zdecydowałem się opowiedzieć. Zginął na wskutek wybuchu, który zdetonował 1 metr od niego. Miał obrażenia głowy, ręki i nogi. Obaj leżeli wzdłuż torów. Życzę szczęścia miła Pani. Napisał jego towarzysz broni, z którym razem szliśmy 3 lata. R. Homutow”.
Córka Halina wspomina po latach: – My nie znaliśmy swojego ojca, pamiętamy go tylko z fotografii. Wojna się skończyła, więc siedzieliśmy i czekaliśmy na powrót swojego taty z frontu. Krzyczeliśmy, inni ojcowie wracają a naszego nie ma! Dlaczego? 16 kwietnia 1945 r. zginął. Ciężko było patrzeć na łzy mamy…”.
Ta historia, choć podobna do wielu innych niech nam pomoże zrozumieć jak trudne i skomplikowane są ludzkie losy. Bez względu z jakiej strony konfliktu ginęli żołnierze należy się im cześć i pamięć.
Dariusz Dyrszlag
W drogę wołały listy z wojny
Olga Gulievskaja, niezamężna lekarka laboratoryjnej diagnostyki w mieście Tomsk na Syberii. Jej przodkowie pochodzili z Polski. Prapradziadek Józef Sienkiewicz po powstaniu styczniowym został zesłany na Syberię. Ona sama należąc do Domu Polskiego w Tomsku, uczyła się języka polskiego, żeby bez problemów porozumiewać się podczas odwiedzin w Polsce-Ojczyźnie przodków. W maju 2011 roku dzięki zaproszeniu Polonii marzenia się spełniają. Odwiedza m.in. Lublin, Warszawę i Kraków. Dzięki wcześniejszym kontaktom i informacjom które otrzymała na internetowym forum ziemi wodzisławskiej „Vladislavia” postanawia odwiedzić również Wodzisław. W ciągu kilkudniowego pobytu odwiedza pobliskie miejscowości i miejsca upamiętniające wydarzenia 1945 r. – w tym Czyżowice. Na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Wodzisławiu w zadumie i skupieniu oddaje hołd zmarłemu krewnemu i jego towarzyszom broni. By móc zapalić znicz, pomodlić się i położyć na pomniku oprawioną w ramkę fotografię zmarłego Olga przemierza długą drogę. Z rodzinnych stron do miejsca tragicznej śmierci Borysa Martjonowa jest bowiem ponad pięć tysięcy kilometrów. Jak sama mówi: – Wojna skończyła się już dawno, ale pamięć wśród bliskich Borysa Martjonowa jest ciągle żywa.