Na wstępie
Tomasz Raudner - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Jeśli zlecam budowlańcowi remont mieszkania, czy mechanikowi naprawę auta i zawalają robotę, więcej ich nie biorę. Szanuję swoje pieniądze, nerwy. Najwyżej stracę trochę czasu na znalezienie nowego fachowca. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie wydaje swoich pieniędzy i najwyraźniej nie szanuje nerwów i czasu kierowców, ludzi mieszkających w Mszanie borykających się z notorycznym objazdem. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt powtórnego powierzenia roboty Alpine, skoro firma za pierwszym razem nie dała rady. I cały czas głośno podważała konstrukcję mostu, który miała zbudować. Dziwiło mnie to bardzo w momencie, kiedy Alpine wróciło na plac budowy. Teraz, kiedy firma znów się wycofała zastanawiam się, dlaczego mnie to nie dziwi. Nie przekonują mnie stwierdzenia GDDKiA, że przecież firma się zobowiązała, obiecała, itd. A wygrywając pierwszy przetarg nie zobowiązała się? Nie dziwię się firmie, że wystartowała drugi raz do przetargu. Z budowania żyje. Pretensje mam do GDDKiA, które teraz najwidoczniej usiłuje zakamuflować własne błędy ryjąc pod swoim szefem, wiceministrem, który pofatygował się do Wodzisławia i zjadł obiad z wójtem Mszany. Obiadowe konszachty wiceministra ze stołującymi się również przedstawicielami Alpine Bau ma zbadać Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jak nisko trzeba oceniać inteligencję wiceministra, skoro dopuszcza się myśl, że gdzieś w Polsce na jawnym spotkaniu ze świadkami miałby coś ustalać z prywaciarzem. Sam jestem ciekaw, jakie intrygi miałby knuć podczas jedzenia zupy, a jakie podczas drugiego dania. Mam tylko nadzieję, że przy okazji uda się ustalić, kiedy wreszcie autostrada będzie gotowa. Bo kiedy słyszę, że GDDKiA chciałaby zlecić dokończenie budowy Alpine, zaczynam się martwić.