Nic nie poradzimy na dzieci z wszami
Co może zrobić szkoła, kiedy wśród uczniów rozplenią się wszy? Okazuje się, że niewiele. Wszystko przez nieżyciowe, zarazem radykalne przepisy. Przekonała się o tym ostatnio jedna szkoła w Wodzisławiu.
Pielęgniarka Jolanta Witek przekonuje, że wszawicą można się zarazić tak samo jak katarem. Nie ma znaczenia np. status majątkowy, pochodzenie dziecka.
WODZISŁAW Moja córka przyniosła ze szkoły wszy we włosach – powiedział nam rodzic uczennicy jednego z wodzisławskich gimnazjów. Poprosił o zachowanie nazwiska do wiadomości redakcji, podobnie jak nazwy szkoły. Powiedział wprost, że problemem nie był fakt pojawienia się wszy w tej konkretnej placówce, a idiotyczne przepisy wiążące ręce dyrekcji i higienistkom w sprawie przeciwdziałania wszawicy. – To mogło się wydarzyć w dowolnej placówce. Okazuje się, że higienistka nie może dotknąć ucznia bez zgody rodzica, a wiadomo jak to jest między nastolatkami. Witają się obejmując, całują się. To wystarczy, żeby wszy przeszły z jednej osoby na drugą – mówi rodzic. W tej konkretnej placówce wychowawca powiadomił uczniów o zgłoszonych przypadkach, bez wymieniania imion młodzieży, żeby nikogo nie urazić. Poprosił też, aby dziewczyny chodziły w upiętych włosach, co miało utrudnić rozprzestrzenianie się pasożytów. Reszta należała do uczniów i ich rodziców. Jeśli doszli do wniosku, że warto zadbać o higienę, robili to dobrowolnie, we własnym zakresie. Dyrektor szkoły nie miał prawa zabronić zawszonemu uczniowi przychodzić do szkoły. A gdyby ten uczeń przyszedł na lekcje, dyrektor byłby zobowiązany umożliwić mu naukę. Edukacja gimnazjalna jest obowiązkowa, a wszawica od 1 stycznia 2009 r. nie jest już uznawana za chorobę zakaźną. – Wszawica została wykreślona z listy chorób zakaźnych, a to oznacza, że sanepid przestał zajmować się sygnałami o jej wystąpieniu. Nie prowadzimy żadnych działań w tym kierunku, a problem spadł na rodziców, szkoły i higienistki – mówi Aleksandra Naczyńska, kierownik oddziału epidemiologii w rybnickim sanepidzie.
Wcześniej było łatwiej
– Kiedyś dyrektor mógł administracyjnie polecić rodzicom wyczyszczenie głowy dziecka. Miał też prawo zakazać uczniowi pobytu w szkole, jeśli wezwania do przywrócenia higieny nie przynosiły skutku. Dziś owszem, mogę dzieci skontrolować, ale poza tym tylko prosić – mówi Jolanta Witek, pielęgniarka szkolna w Zespole Szkół nr 2 w Wodzisławiu. W szkołach nie prowadzi się już kontroli profilaktycznych, obejmujących całe klasy. – Nie ma, bo ktoś mógłby mi zarzucić, że się czepiam. Kiedyś czystość sprawdzało się obligatoryjnie dwa razy w roku – mówi higienistka. – Kiedyś dziecko odesłane do domu z powodu wszy po powrocie do szkoły musiało się najpierw zameldować w moim gabinecie do kontroli. To ja decydowałam, czy pozwolić dziecku iść na lekcje, czy odsyłałam z powrotem do domu. Nie było to przyjemne dla dziecka, ale było skuteczne. Teraz mama ma prawo puścić dziecko do szkoły z gnidami i nic na to nie poradzimy – mówi Jolanta Witek.
Potrzebna zmiana przepisów
– Przypadki wszawicy zdarzają się bardzo rzadko, to jest naprawdę kilka przypadków na kilkaset dzieci. Nasza szkoła nigdy nie była też źródłem wszawicy, wszystkie przypadki zostały przyniesione – mówi Zdzisław Plisz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Rybniku. – Higienistki dalej sprawdzają włosy, za pozwoleniem rodziców, z zachowaniem pełnej prywatności i tajemnicy służbowej – zaznacza Plisz. Takich badań nie sposób jednak przeprowadzić na większą skalę.
– Naszym jedynym argumentem jest to, że jeśli dziecko ma problemy z higieną może to wskazywać na zaniedbania ze strony rodzica. A wtedy, gdy do tego dochodzi, to my – szkoła – stoimy na straży przestrzegania tych praw. Kontaktujemy się więc z pomocą społeczną, a rodzicom grożą konsekwencje przed sądem – mówi szef rybnickiej podstawówki. To ostateczność. Problem tkwi w czym innym, na co zwraca uwagę Danuta Paszylka, dyrektor Zespołu Szkół nr 2 w Wodzisławiu. – Żłobek nie przyjmie dziecka z gorączką. A dziecku zawszonemu nie mogę zabronić uczestniczyć w lekcjach – mówi. Wszawica staje się problemem powszechnym, o czym świadczy instrukcja wysłana przez rzecznika praw dziecka do wszystkich kuratoriów oświaty. Instrukcja wysłana, jak podaje rzecznik, w związku z licznymi zapytaniami o postępowanie w sprawie wszawicy kierowanymi przez nauczycieli i rodziców. Marek Michalak, rzecznik praw dziecka wymienił w swoim stanowisku te wszystkie zalecenia, które podaliśmy powyżej.
Tomasz Raudner
Co może higienistka?
Wszy mogą się pojawić w każdej placówce oświatowej w każdym momencie. Jak grypa. Na jaką reakcję dyrekcji zezwalają tzw. standardy Instytutu Matki i Dziecka? Jeśli jest podejrzenie, że uczeń ma wszy, higienistka dyskretnie podchodzi do niego w czasie przerwy i zaprasza do swojego gabinetu na sprawdzenie. Jeśli potwierdzi obecność pasożyta, kontaktuje się telefonicznie z rodzicem. Dyskretnie, najlepiej ze swojego gabinetu, żeby nie było świadków. Umawia się z rodzicem na spotkanie w szkole, a jeśli ten nie ma czasu, wyjaśnia mu telefonicznie, w czym rzecz. Zarazem prosi o wyczyszczenie dziecku głowy w domu. – Wszystko odbywa się na zasadzie prośby. To nie jest polecenie służbowe. Gdyby jednak nie przynosiło to skutku, pielęgniarka ma prawo poinformować instytucję uprawnioną do wywiadu środowiskowego, jak ośrodek pomocy społecznej, do zbadania sprawy w domu ucznia. Może bowiem istnieć prawdopodobieństwo, że w domu ucznia nie przestrzega się zasad higieny i sam nie jest temu winien – wyjaśnia Danuta Paszylka, dyrektor Zespołu Szkół nr 2 w Wodzisławiu.