Zalewski: zdjęcie przy domu prezydenta to był niepotrzebny żart
WODZISŁAW – Na pierwszej po referendach sesji rady miasta nie obyło się bez odniesień do tych wydarzeń
Zagraniem poniżej pasa określił radny Janusz Wyleżych robienie sobie przez posła Grzegorza Matusiaka i radnego Ryszarda Zalewskiego zdjęć przed rodzinnym domem prezydenta Kiecy, żeby wywołać zamieszanie w okresie referendalnym. – Ja się w tym mieście urodziłem, mieszkam i z pewnością umrę. Chciałbym, żebyśmy zawsze mieli do siebie szacunek. Nigdy nikomu nie wchodziłem w życie prywatne, dlatego też bardzo byłem zdziwiony, że kolega Zalewski i poseł coś takiego zrobili. Dla mnie była to dyskredytacja prezydenta miasta i jego rodziny – mówił radny 26 czerwca na sesji, zwracając się przede wszystkim do radnego Zalewskiego. Janusz Wyleżych powiedział też radnemu, że podważył autorytet jego i innych radnych pisząc na ulotkach, że rada jest do niczego. – Ryśku, uraziłeś mnie – powiedział Wyleżych.
– Odnośnie zdjęcia faktycznie jak teraz do tego podchodzę, to była to forma żartu, ale niepotrzebna. Celem nie była żadna destrukcja, ani osiąganie politycznych celów. Natomiast jeśli chodzi o temat, że rada jest do niczego – chodziło o to, żeby ludzie wzięli udział w referendum. Gdyby zagłosowali przeciw odwołaniu, wówczas mandat rady i prezydenta byłby wzmocniony – odparł Ryszard Zalewski. – Dziękuję bardzo za te słowa, że po męsku uderzyłeś się w pierś, świadczy to o odwadze – skomentował skruchę radnego w sprawie zdjęcia Janusz Wyleżych.
Jakie wycieczki?
Odnośnie zarzutu referendystów o uczestniczeniu radnych w wycieczkach Małgorzata Żebrak zapytała Zalewskiego, na jakich była, bo w żadnych nie brała udziału, a chciałaby o tym powiedzieć mężowi. Zalewski odparł, że chodziło ogólnie o radę. – Na pewno część osób uczestniczyła w takich wycieczkach. Jeśli pani mówi, że nie uczestniczyła, to przyjmuję do wiadomości – mówił radny.
W słowach nie przebierał też Mieczysław Kieca. – Nigdy nie dopuszczę do sytuacji, żeby z powodu piastowania przeze mnie drugą kadencję funkcji prezydenta cierpiała moja rodzina. Urząd prezydenta to urząd, ale rodzina to rzecz święta – mówił prezydent. Miał żal do radnego Zalewskiego, że nie reagował na słowa jednego z referendystów, że prezydent nie dba o Wodzisław, bo jest z Bielska. Kieca przypomniał radnemu wspólną drogę krzyżową ulicami miasta, gdzie jedna ze stacji zlokalizowana była przy rodzinnej kamienicy prezydenta. – Nie wiem, czy pan pamięta ten moment, ale mówiłem panu, że to jest moja ojcowizna i tutaj mieszkam nad zakładem, gdzie prowadziłem działalność gospodarczą. Jako prezydent nie mam powodu ukrywać gdzie mieszkam. Więc proszę swoich kolegów wyprowadzić z błędu – mówił Kieca.
Odniósł się też do zarzutu o wycieczkach. Powiedział, że od objęcia funkcji prezydenta w grudniu 2006 roku żaden radny, ani urzędnik miejski nie brał udziału w żadnej wycieczce za publiczne pieniądze. – Były przypadki, i jest to normalne w każdym samorządzie, wiele samorządów się tym szczyci, że przedstawiciele władz miasta uczestniczyli w różnego typu delegacjach zagranicznych i krajowych. Wszystkie wyjazdy są rozliczone – zapewniał prezydent zaznaczając, że jest zasadnicza różnica między wycieczką a delegacją służbową.
Umorzenie Połednika
W okresie referendów gorąco było również z powodu wzajemnych oskarżeń o zaklejanie plakatów. Rafał Połednik, wiceprzewodniczący rady miejskiej został z tego powodu pozwany do sądu na drodze cywilnej. Na sesji radny poinformował o decyzji, jaką w jego sprawie odnośnie referendum podjął ośrodek zamiejscowy w Rybniku Sądu Okręgowego w Gliwicach. Winą radnego w oczach pozywającego było dezinformowanie wyborców poprzez zaklejanie plakatów. Pozywający, jeden z inicjatorów referendum domagał się od radnego wpłaty 10 tys. zł na cele charytatywne z odsetkami i obciążenia kosztami sądowymi. Sąd umorzył postępowanie.
Tomasz Raudner