Nie jestem winny śmierci syna
Bogusław Mocz, mieszkaniec Godowa, został uniewinniony od zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci dwuletniego synka
Bogusław Mocz został uniewinniony z zarzutów stawianych mu przez wodzisławską prokuraturę. Były one następstwem tragicznego wypadku komunikacyjnego, w którym ponad 6 lat temu zginął 2-letni syn mężczyzny – Kacper. Proces ruszył na początku 2012 roku. Ojcu dziecka postawiono zarzuty z art. 177 paragraf 2 Kodeksu karnego, czyli nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Groziło mu za to do 8 lat pozbawienia wolności. Prawomocny wyrok uniewinniający Bogusława Mocza zapadł na początku października.
Razem z godowianinem sądzony miał być czeski motocyklista, który brał udział w wypadku. Ten jednak skutecznie unika polskiego wymiaru sprawiedliwości. I wygląda na to, że nie stanie przed polskim sądem, który jest w tej sytuacji bezradny.
GODÓW O wypadku, w którym zginął Kacper Mocz pisaliśmy na naszych łamach wielokrotnie. Historia ta poruszyła wielu naszych czytelników. W sierpniu 2007 roku nieopodal czeskiego Bogumina, w wyjeżdżającego z drogi podporządkowanej peugeota Moczów z ogromną szybkością uderzył motocykl kierowany przez czeskiego kierowcę. Siła uderzenia była tak duża, że auto zostało przewrócone na bok. Podróżujące na tylnym siedzeniu w foteliku dziecko doznało poważnych obrażeń głowy i po kilku godzinach zmarło w ostrawskiej klinice. Kierujący peugeotem Bogusław Mocz utrzymywał od początku, że wjeżdżając z drogi podporządkowanej na drogę z pierwszeństwem nie miał szans zauważyć poruszającego się z dużą prędkością motocyklisty. Czescy śledczy mieli jednak odmienne zdanie i to ojciec dziecka został oskarżony przez czeską prokuraturę o spowodowanie wypadku. Prokuratorzy zza czeskiej granicy przekazali sprawę do Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu. Ta śledztwo umorzyła. Z takim obrotem sprawy nie zgadzali rodzice Kacperka, którzy uważali, że śledczy nie wzięli pod uwagę ekspertyz, z których wynikało, że motocyklista jest co najmniej współwinny wypadku. Dlatego chcieli postawienia Czecha przed sądem. Sprawą zainteresowała się prokuratura okręgowa, która nakazała prokuraturze w Wodzisławiu wznowienie postępowania. Wodzisławscy śledczy zamówili opinię Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Na jej podstawie uznali, że zarzuty należy postawić zarówno ojcu jak i motocykliście.
Prokuratura nie zgodziła się z wyrokiem
Proces od początku przebiegał z kłopotami. Na rozprawy nie stawiał się drugi z oskarżonych Roman N., czyli czeski kierowca motocykla. Sąd nie był w stanie dostarczyć mu skutecznie wezwań do stawienia się na rozprawę. W rodzinnej miejscowości nie można było go zastać. Dlatego mimo sprzeciwu prokuratury oraz adwokata reprezentującego Bogusława Mocza sąd zdecydował o wyłączeniu Czecha ze sprawy. Pierwszy wyrok zapadł 15 kwietnia tego roku. Sąd Rejonowy w Wodzisławiu uniewinnił Bogusława Mocza ze stawianych mu zarzutów. Wyrok był nieprawomocny i Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu zdecydowała o złożeniu apelacji. W uzasadnieniu tego kroku prokurator Rafał Figura zgodził się z tezą że co prawda nade wszystko winę za spowodowanie wypadku ponosi czeski kierowca motocykla, to jednak Bogusław Mocz również nie jest bez winy. Argumentował, że polski kierowca wjeżdżając na skrzyżowanie z podporządkowanej drogi nie zachował należytej ostrożności. Sprawę rozpatrywał wydział Sądu Okręgowego w Rybniku. Ten utrzymał w mocy wyrok sądu niższej instancji i uniewinnił Mocza. – Wyrok jest prawomocny – wyjaśnia Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Cieszę się, że zostałem uniewinniony. Cała sprawa była sporym obciążeniem psychicznym dla mnie i dla mojej żony. Straciliśmy jedyne dziecko. Przed sądem nie udało się postawić Czecha, który z drogi publicznej zrobił tor wyścigowy. A z drugiej strony musiałem bronić się przed zarzutami, że to ja byłem winny śmierci syna – mówi Bogusław Mocz.
Motocyklista zapadł się pod ziemię
Na tym jednak cała sprawa nie powinna się zakończyć. Do osądzenia pozostaje jeszcze Roman N. Będzie to jednak trudne bo Czech zapadł się pod ziemię. – Na pewno nie ma go w rodzinnej miejscowości, gdzie prowadził lokal gastronomiczny. Byliśmy tam niedawno z żoną. Sąsiedzi powiedzieli, że wyjechał za granicę, do Anglii. Podobno był też w Niemczech. A gospodę prowadzi jego ojciec, który twierdzi że nie wie gdzie jego syn przebywa – opowiada nam Bogusław Mocz. Polski wymiar sprawiedliwości w tej sytuacji jest zaś bezradny. Na terenie Unii Europejskiej można ścigać Czecha jedynie na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. – Niestety w tego rodzaju przypadkach jest on niezwykle rzadko wystawiany – mówił nam półtora roku temu Rafał Ryciuk ze Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach Drogowych i Kolizjach Alter Ego w Warszawie. Dlatego Czech na razie nie stanie przed polskim sądem. – Sprawa została zawieszona ze względu na niemożność ustalenia miejsca pobytu oskarżonego. Do dziś nie otrzymaliśmy nawet urzędowego potwierdzenia z sądu okręgowego w Opawie, w którym pytaliśmy o miejsce pobytu oskarżonego. Na razie prawo jest w tej sytuacji bezradne – wyjaśnia Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Artur Marcisz