Łzy szczęścia i nowy proces w sprawie pogryzienia ludzi komornika
Sąd okręgowy uchylił wyrok skazujący wodzisławiankę za dopuszczenie do pogryzienia pracowników kancelarii komorniczej. Proces będzie się toczył od nowa.
WODZISŁAW Halina Gorzawska wychodziła z sali rozpraw ze łzami szczęścia. Sąd Okręgowy w Gliwicach uchylił wyrok skazujący ją za nieumyślne dopuszczenie do pogryzienia przez psa pracowników kancelarii komorniczej przebywających na jej posesji. Rozprawa apelacyjna odbyła się 7 listopada w wydziale zamiejscowym sądu w Rybniku. Sprawa wraca do Sądu Rejonowego w Wodzisławiu. Proces będzie się toczył od nowa. Tym razem jednak sąd pierwszej instancji będzie musiał uwzględnić szereg uwag i zaleceń sądu okręgowego. Sędzia uzasadniając wyrok uchylający nie przebierała w słowach odnosząc się do postanowienia sądu pierwszej instancji. - Uzasadnienie w części dotyczącej powództwa cywilnego to pomieszanie z poplątaniem - mówiła sędzia Anita Ossak.
Prawo a kultura
Przypomnijmy - sąd w Wodzisławiu skazał wodzisławiankę na grzywnę, 8 tys. zł odszkodowania i koszty sądowe za to, że nie zachowała środków ostrożności przy trzymaniu psa, kiedy na jej posesji byli ludzie. Sądu nie przekonały wyjaśnienia, że pracownicy kancelarii komorniczej weszli na posesję samowolnie, mimo furtki zamykanej na zatrzask i tabliczki „Uwaga pies”. Dla sądu nie miało większego znaczenia, czy furtka i brama były otwarte, zamknięte, niedomknięte, czy można było je otworzyć samemu i czy tabliczka stanowiła ostrzeżenie. Istotny miał być fakt, że wodzisławianka powinna wiedzieć, iż skoro ktoś zadzwonił, to może być na jej posesji i z tego powodu powinna pilnować psa, by nie wybiegł na podwórko. A ponieważ w opinii sądu w Wodzisławiu tego nie zrobiła, należała jej się kara. Sąd rejonowy uzasadniał, że w kulturze polskiej furtka nie blokuje możliwości wejścia na posesję. Z takim punktem widzenia co oczywiste nie zgadzali się od początku Halina Gorzawska, jej rodzina, a także nowy obrońca, który wniósł apelację do sądu okręgowego. - Ten wyrok tworzy szkodliwy precedens - mówiła mecenas Sabina Kałka.
Furtka ma znaczenie
Dla sądu okręgowego kwestia zamknięcia czy otwarcia furtki nie była bez znaczenia. Sąd okręgowy uzasadniał, że po to jest ogrodzona posesja, po to są pewne oznaczenia, po to jest dzwonek przy drzwiach do takiej posesji, żeby ten, kto chce na jej teren wejść najpierw uzyskał zgodę właściciela. - Pomijając tę fazę zajścia, bo sąd nie ustalił w końcu czy ta brama była zamknięta czy nie, a jest to ważne, to przechodząc do samego zdarzenia - również nie zostało ustalone, że oskarżona naruszyła jakiekolwiek normy przy wypuszczeniu zwierzęcia przed dom - mówiła sędzia. W sprawie ustalono, że pokrzywdzeni dzwonili dzwonkiem znajdującym się przy bramie. Oskarżona przyznała, że jak usłyszała dzwonek zaczęła się szykować, żeby drzwi otworzyć. W tym czasie szczekał biegający przy niej kundelek. - W żadnym miejscu nie ma mowy o tym, że oskarżona słyszała pukanie do drzwi. Bo jedynie wówczas, gdyby zostało bezspornie udowodnione, że ona słyszała pukanie do drzwi, wtedy powinno to zrodzić u niej wątpliwość, czy ktoś rzeczywiście na tę posesję nie wszedł i czy otwierając drzwi ona tam kogoś zastanie lub nie. Natomiast słysząc jedynie dzwonek ona mogła być w przekonaniu, że jak drzwi otworzy, to ujrzy kogoś za bramą posesji. Tam znajdował się dzwonek i według wszelkich zasad panujących na tej posesji miała prawo być pewną, że jeśli kogoś zastanie, to za bramą posesji a nie pod drzwiami. Nie zostały w sposób nie budzący wątpliwości rozwiane te twierdzenia oskarżonej, że kiedy otworzyła drzwi, to przed sobą nie widziała nikogo, ponieważ zeznania pokrzywdzonych nie były jednoznaczne co do tego, gdzie się wówczas znajdowali, bo pokrzywdzona zeznała, że znajdowała się z boku domu przy koszu, gdzie chciała pisać zeznanie, a drugi z pokrzywdzonych schował się za nią, kiedy zobaczył wybiegającego psa. Czy stał na wprost drzwi, z boku, czy pies został wypuszczony to nie zostało jednoznacznie ustalone - mówiła sędzia.
Sąd rejonowy w opinii okręgowego pobieżnie ocenił dowody, nie wyjaśnił wątpliwości. Nie uzasadnił m.in. dlaczego tylko częściowo dał wiarę wyjaśnieniom oskarżonej. Jeśli już uznał wyjaśnienia oskarżonej za niewiarygodne, to miał to w sposób prawidłowy i nie budzący wątpliwości wykazać.
Była w ogóle wina?
Sąd okręgowy nie przesądził, jak sprawa powinna zostać rozstrzygnięta. Powinna być jednak rozpatrzona po prawidłowej ocenie dowodów. Sąd okręgowy ma się również zastanowić, czy rzeczywiście na oskarżonej ciążył obowiązek należytego trzymania mieszańca amstafa. Bo nawet jeśli byłby to pies rasowy, to ta rasa nie jest uznana za niebezpieczną. - Sąd zastanowi się też nad uzasadnieniem powództwa, bo jest to kolokwialnie mówiąc pomieszanie z poplątaniem jeśli chodzi o podstawy zasądzenia odszkodowania. Podstawą jest ustalenie jakiegokolwiek zawinienia oskarżonej do skutków tego zdarzenia - skończyła sędzia.
- Czuję się bardzo szczęśliwa. Byłam załamana, ale jest promyk sprawiedliwości - mówiła Halina Gorzawska. Zdaje sobie sprawę, że ponownie musi przejść przez proces w Wodzisławiu.
Tomasz Raudner