Na kozach do finału Ślązaka Roku
Ewelina Sokół-Galwas z Wodzisławia – Wilchw została Ślązaczką Roku 2013
„Som to taki rychtyk ciekawe stworzynia, kere majom swoja pomatłano historyjo, pomiyszano z politykom - choby Ślonzoki” – tak o kozach, które stały się tematem zwycięskiego monolu tegorocznego konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”, mówiła Ewelina Sokół-Galwas z Wodzisławia, Ślązaczka Roku 2013.
Jo sie tam nie cisła
Pani Ewelina, mieszkająca w wodzisławskiej dzielnicy – Wilchwy od lat pisze monologi, opowiadania i wiersze w gwarze śląskiej. Swój pierwszy, śląski monolog napisała dla najstarszej córki, kiedy zaczęła ona występować w różnego typu konkursach regionalnych, szkolnych, miejskich. – Podczas jednego z takich konkursów zdarzyło mi się wysłuchać trzy wersje wiersza „Pan Hilary”– mówi. „No fajnie, ale czemu wszyscy godają to samo” - pomyślała i stwierdziła, że napisze coś swojego, nowego. I tak zaczęła się gwarowa przygoda pani Eweliny.
W 2006 r. najstarsza córka państwa Galwasów – Marysia, w konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku” zdobyła tytuł Młodzieżowej Ślązaczki Roku. Wtedy 12-latka też wystąpiła z monologiem poświęconym kozom. – Wygrana córki była dla mnie totalnym zaskoczeniem – wspomina kobieta. – Konkurs, jego atmosfera, szacowne, profesorskie jury, potrafiące żartować, widownia, tak mi się spodobały, że w następnych edycjach w zmaganiach wzięły udział kolejne moje dzieci. (Państwo Galwasowie mają sześcioro pociech – przyp. red.) Jo się tam za bardzo nie cisła, bo żech nie jest człowiek medialny – uśmiecha się wodzisławianka. - Ale dzieci mi powiedziały: „mama, piszesz teksty dla innych, to napisz też dla siebie i jedź”.
Konkurs tuż, tuż, a tekst w proszku
I tak kilka lat temu pani Ewelina po raz pierwszy wystartowała w gwarowym konkursie. Trzykrotnie była w półfinale. W tym roku nie zamierzała brać udział w zmaganiach. – Powiedziałam sobie, dam spokój. Ale co chwila ktoś pytał: „Jedziesz na to? „Nie, bo nie mam monologu” - odpowiadałam. W końcu zgłosiłam swój udział. Eliminacje się zbliżały, a jo mój monolog miałach w proszku – śmieje się kobieta. – No, gupio tak się zgłosić i nie startować. To się sprężyłam i w końcu napisałam tekst. Poprawiałam go z pięć razy i pojechałam.
Tematem monologu stały się kozy, na hodowli których ślązaczka zna się jak mało kto. Państwo Galwasowie 21 lat temu, po tym jak podczas praktyk studenckich w Austrii (zarówno pani Ewelina, jak i jej mąż - Jerzy ukończyli Akademię Rolniczą, obecnie Uniwersytet Rolniczy w Krakowie) zobaczyli gospodarstwo specjalizujące się w hodowli kóz, postanowili spróbować swoich sił i kupili dwie kozy. – Tak, żeby zdrowo żywić rodzinę – mówi Jerzy Galwas. Dziś mają już 20 kóz.
Od Zeusa do Gierka
- Kiedy pisałam monolog chciałam pokazać kozy w takim śmiesznym ujęciu – mówi pani Ewelina. – Wyszłam od Zeusa, Amalteje, kero wyfutrowała Zeusa kozim mlykym i przesłach do historii współczesnej.
W zwycięskim tekście znalazły się wstawki poświęcone czasom Gierka. – Poczytałach kiedyś o hodowli kóz w Polsce i tam wyszło, że lata 70.i 80. to był wielki upadek hodowli kóz w Polsce – mówi 46-letnia wodzisławianka. - Przed wojną ludzie mieli ich bardzo dużo, bo te zwierzęta pomagały im przeżyć. A w pewnym momencie kozy stały się obiektem krytyki, synonimem biedy, zacofania.
I o tym wspominała w monologu przywołując epokę wczesnego Gierka – z meblościankami na wysoki glanc, z maluchami na talony. Kiedy to opowiadała widownia co rusz wybuchała salwami śmiechu. – To naprowda tak było – mówili jej potem znajomi.
Odepnyto jakla i krziwy fartuch
Po reakcji publiczności i jurorów, którzy trzęśli się ze śmiechu, widziała, że nie jest źle. – O pierwszym miejscu nie myślałam, ale czułam, że jest dobrze. A kiedy okazało się, że wygrałam, to była ogromna radość. Już w finałowej trójce wyluzowałam. Posadzili nas na stołkach, światła na nas, jo nerwowo. Potym, kiedy obejrzałach zdjęcia widza: tu odepnyto jakla, tu krziwy fartuch – śmieje się.
Po wygranej telefony w domu się urywają. Gratulacjom nie ma końca. - Spotkałam niedawno dyrektorkę z podstawówki i ona mi mówi: „Gratuluję ci babciu”. Tak, ze względu na okulary, które nosiłam przezywali mnie koledzy w szkole – mówi pani Ewelina. – A u mnie w pracy koledzy stwierdzili, że mam żonę celebrytkę – śmieje się jej mąż, który bardzo wspierał żonę w przygotowaniach do konkursu. – Pomagam jak mogę, no przecież muszę te podmioty liryczne, które tak awansowały, futrować i doić – pan Jerzy wybucha salwą śmiechu. – Tak, a jak po sobotnich półfinałach przyjechałam do domu, to była totalna graciarnia, bo dzieci zamiast sprzątać, siedziały cały dzień z radiem przy uchu – śmieje się żona pana Jerzego.
Nie dla nas Zakopane i porcelana
Co tak przyciąga ludzi do uczestnictwa w tym konkursie? - Wizja spotkań Śląskiej Czelodki – mówi wodzisławianka (tak nazywają siebie finaliści konkursu „Po naszymu…” – przyp. red.) – To taka elita, nie da się tam wejść bocznymi drzwiami, trzeba po prostu być w finale.
Główną nagrodą w konkursie oprócz tytułu Ślązaka Roku był bon ekologiczny na 15 tys. zł. – Można za niego kupić jakieś ekologiczne rzeczy, ale dokładnie co, to jeszcze nie wiem – mówi kobieta.
Ale jak stwierdza, dobrze, że trafił jej się akurat bon. – Zażartowałam, że do Zakopanego nas nie wybrali, (nagroda za trzecie miejsce – przyp. red.) bo kajby nas tam z tymi kozami wziyni. Szkorup z porcelany (porcelana bogucicka była nagrodą za drugie miejsce) też nom nie dali, bo by ich brakło na naszą dużą rodzinę. Dlatego bon jest dla nas w sam raz.
Anna Burda-Szostek
Po naszymu, czyli po śląsku
Ewelina Sokół-Galwas zdobyła tytuł Ślązaczki Roku, zwyciężając w tegorocznym 23. konkursie gwary „Po naszymu, czyli po śląsku”. Drugą nagrodę przyznano Robertowi Garcarzykowi z Mikołowa, trzecią nagrodę otrzymała Agnieszka Drobna z Zabełkowa. Honorowym Ślązakiem Roku został prof. Karol Daniel Kadłubiec - etnograf i badacz kultury Śląska Cieszyńskiego. Finalistów oceniali profesorowie: Dorota Simonides, Jan Miodek i ks. Jerzy Szymik. Pomysłodawczynią konkursu organizowanego przez Radio Katowice jest Maria Pańczyk-Pozdziej – dziennikarka, wicemarszałek Senatu, propagatorka śląskiej kultury, tradycji i gwary. Do tej pory we wszystkich edycjach konkursu wzięło udział około 2 tys. osób.
Fragmenty zwycięskiego monologu
„Żodnym wojnom, zarazom i polityce sie kozy nie dały – tak jak Ślonzoki” (…) Ludziom sie już zaczyno mierznyć te bele jaki łacne jodło z wielkich sklepow. Radzi se spomniom szmak czasow, jak jajca były bez sztympli, mlyko sie nosiyło w glyjtowanym dzbonku z drzewianym hynklym, kiszczyło w boncloku, a w maślonce pływały konski masła. Tak było downij, jak kozy nie nosiyły załośniczek, a wielko polityka sie nie cisła do kożdego małego chlywka”.