Truskawki lubią dojrzewać w Zaciszu
Kornowac truskawkami stoi, bo gdzie okiem sięgnąć tam pola pełne tych sezonowych owoców. Te zaś szczególnie upodobały sobie Zacisze, gdzie, jak sama nazwa wskazuje, mają idealny spokój.
Tylko dla ludzi o mocnych kręgosłupach
W Zaciszu można się poczuć jak na wakacjach u babci. Błoga cisza, skąpane w słońcu pola truskawek, a między nimi porozrzucane domki. Wszyscy się znają i jak to bywa w małych miejscowościach, większość jest ze sobą spokrewniona. – Tu są pola truskawkowe mojego sąsiada, tam dalej mojej siostry, a ja mam plantację po drugiej stronie – oprowadza nas po wiosce Wacław Maciaszek, który hoduje truskawki od dwudziestu lat. Dziś zajmują one około hektara a do ich uprawy pan Wacław podchodzi raczej hobbystycznie. – Na stałe pracuję jako rewident w PKP i uprawę truskawek traktowałem jako dorywczy zarobek. Na początku trochę eksperymentowałem, podpatrywałem jak robią to inni, ale potem nabrałem doświadczenia – mówi hodowca i wspomina rok 1997, kiedy na skutek długotrwałych deszczy poniósł ogromne straty. Wtedy i wiele razy później zastanawiał się czy warto dalej to ciągnąć. Praca nie jest ani łatwa, ani przyjemna, a do zbioru truskawek trzeba mieć żelazne zdrowie, ale jak sam przyznaje, smak owoców zebranych z własnego pola wszystko rekompensuje.
Truskawki, które można sadzić od wczesnej wiosny do późnej jesieni, nie mają jakichś szczególnych wymagań co do ziemi, choć musi ona być wcześniej zaorana i uleżała. – Ja sadzę je zawsze ręcznie. Wtedy mam sto procent pewności, że są dobrze zaciśnięte ziemią – tłumaczy. Kiedy stopnieją śniegi krzaczki truskawek okrywa się agrowłókniną. – Trzeba wiedzieć kiedy ją odkryć. Jeśli zrobi się to za późno, to pszczoły nie zdążą zapylić kwiatów i owoców będzie mniej – wyjaśnia hodowca, który był w Kornowacu prekursorem w ściółkowaniu słomą. – Ta prosta czynność pomaga chronić truskawki przed szarą pleśnią oraz przed ubrudzeniem od ziemi czy błota. Ściółka zapobiega także zbyt dużemu wyparowywaniu wody z gleby – mówi pan Maciaszek.
Jak jest słoneczna pogoda to zbiór truskawek na polu pana Wacława trwa trzy tygodnie. Zatrudnia wtedy pięć osób, z którymi współpracuje od lat, bo w tej pracy najważniejsze jest doświadczenie. – O ludzi trzeba dbać. Nie można nad nimi stać i pilnować ich czy dobrze zbierają. Ja mam na szczęście sprawdzoną ekipę, której płacę za godzinę bo według mnie tak jest najuczciwiej – mówi hodowca. Kto najczęściej pomaga? – Kobiety i dziewczyny. Nigdy nie zdarzyło się, żeby przyszedł jakiś młody chłopak. Takie mamy teraz pokolenie, że starsi lepiej radzą sobie niż młodsi, którym po kilku godzinach pracy wysiadają kręgosłupy – dodaje. A przy truskawkach jest żmudna robota, od wiosny do jesieni. Trzeba plewić, ściółkować, zbierać, kosić i dodatkowo walczyć z różnymi chorobami. Najczęściej atakuje je szara pleśń, która sprawia, że kwiaty szybko usychają, młode owoce brunatnieją, a na dojrzałych pojawiają się gnilne plamy. Inną zmorą hodowców jest plamistość liści truskawki. To choroba o podłożu wirusowym. Jej objawem jest drobnienie owoców i spadek plonowania. – Zaatakowane takimi chorobami truskawki całkowicie obumierają. Na ich ratunek jest już za późno i trzeba nasadzać nowe – wyjaśnia hodowca, który dodaje, że wśród szkodników najgorszy jest chrząszcz kwieciak malinowiec, który podgryzając liście i kwiatostan może zniszczyć wszystkie pączki kwiatowe w plantacji. – Oczywiście są różne środki chemiczne, które zapobiegają wielu chorobom i szkodnikom, ale ja ich nie stosuję, bo to tylko pozorny zysk. Wiele osób jest na takie preparaty uczulona, a moje truskawki muszą być dobre i zdrowe nie tylko dla mojej rodziny, ale i tych, którzy je kupują – tłumaczy pan Maciaszek.
Kapryśna elsanta czy soczysta marmolada
Pan Wacław oprowadza nas po truskawkowych polach i opowiada o posadzonych tu gatunkach. Dla laika wszystkie krzaczki wyglądają tak samo, ale ktoś kto zajmuje się uprawą tych owoców od tylu lat, zauważy nawet najmniejszą różnicę. – Każda odmiana ma inne owoce i inaczej smakuje, ale hodowcy przy wyborze biorą też pod uwagę ich odporność na choroby i warunki pogodowe – wyjaśnia i pokazuje nam krzaki wyhodowanej w latach 80. w Holandii elsanty. – To odmiana bardzo wydajna i co ważne w naszych warunkach, nie przeszkadza jej deszcz. Ma smaczne, twarde owoce, odporne na szarą pleśń i trudy długiego transportu. Jest jednak dość kapryśna i wrażliwa na choroby systemu korzeniowego – tłumaczy pan Maciaszek, który swoją przygodę z truskawkami zaczynał od odmiany senga sengana. – To była najbardziej rozpowszechniona i najstarsza truskawka hodowana wtedy w Polsce – wyjaśnia. Potem pojawiały się nowe, a ostatnio bardzo popularna staje się rosnąca na następnym polu odmiana honeoye. Jest to typowa truskawka deserowa o słodkim i aromatycznym smaku. Ma błyszczące, przeciętnej wielkości owoce i daje dość wysoki plon. Lubią ją hodowcy, bo dobrze się przechowuje w transporcie i jest bardzo odporna na polskie warunki klimatyczne. Równie odporna na mróz i niedogodności transportu jest włoska marmolada. Jej owoce są bardzo duże, „grzebieniaste” i intensywnie czerwone.
– W okresie największego wysypu w ciągu jednego dnia zbieramy nawet 400 kg truskawek. Dostarczamy je do Raciborza i Rybnika, są na targowisku w Zabełkowie, ale najwięcej ludzi przyjeżdża po nie bezpośrednio do naszego domu. Po tylu latach pracy w tej branży nie muszę się już nawet ogłaszać, bo wszyscy wiedzą jak do nas trafić – mówi pan Maciaszek. Odczuwa zmiany w gustach klientów.– Kiedyś sprzedawałem całe wiadra tych owoców, bo prawie w każdym domu gospodyni robiła z nich jakieś przetwory. Dziś młodzi ludzie wolą kupować gotowe produkty, a truskawki biorą tylko na spróbowanie – tłumaczy pan Maciaszek, dla którego ani hiszpańskie, ani włoskie truskawki nie stanowią żadnej konkurencji. – Te nasze obronią się same. Wystarczy spróbować by poczuć różnicę – dodaje ze śmiechem.
Witaminowa bombaKoszty produkcji truskawek w Polsce są znacznie wyższe niż w Hiszpanii, Włoszech czy Grecji, gdzie występują lepsze warunki klimatyczne. Pola pana Wacka nie są jednak zabezpieczone żadną siatką, nie ma tu monitoringu ani ochroniarzy. – Jak sobie ktoś idzie drogą i zerwie z krzaczka truskawkę to niech je na zdrowie. Gorzej by było gdyby się musiał w nocy przebijać przez jakiś płot, bo wtedy zniszczyłby przy okazji więcej krzaków. Tu jest dookoła tyle truskawek, że starczy dla wszystkich – mówi ze śmiechem nasz bohater.
Panu się jeszcze te owoce nie znudziły? – Cała moja rodzina, a w szczególności najmłodsza córka Karolina uwielbia truskawki. Mamy dużą zamrażarkę, gdzie je mrozimy, by potem wykorzystywać do wypieków, deserów lub lodów. Moja teściowa zaprawia kompoty, robi dżemy i sprzedaje truskawki, przy których pomaga też 13-letni syn Dominik. Najwięcej pracy wkłada w to jednak moja żona Klaudia, która 10 lat temu przejęła na siebie cały ciężar hodowli. Ona te truskawki sadzi, plewi, zbiera, waży, a na koniec znajduje jeszcze siły, żeby to wszystko zaksięgować. Poświęca im naprawdę każdą wolną chwilę – tłumaczy pan Wacek.
Tekst Katarzyna Gruchot
zdjęcia Jerzy Oślizły