Połączyć cztery kopalnie w rybnicki holding
RYBNIK. Kopalnie Jankowice, Chwałowice, Marcel i Rydułtowy jednym tworem? Jest taki pomysł.
Stowarzyszenie Rybnik Nasze Miasto zorganizowało konferencję, podczas której uczestnicy zastanawiali się, czy jest realna szansa na reaktywowanie Rybnickiego Okręgu Węglowego poprzez wydzielenie kopalń Jankowice, Chwałowice, Marcel i Rydułtowy-Anna ze struktur Kompanii Węglowej. – Temat, który chcemy poruszyć jest bardzo ważny dla całego naszego regionu. Moim zdaniem nie ma rzeczy niemożliwych. Skoro ktoś kiedyś poleciał w kosmos, to rozwiązanie problemów górnictwa też jest możliwe – powiedział Aleksander Larysz, prezes stowarzyszenia RNM i kandydat na prezydenta Rybnika w zbliżających się wyborach, który zaznaczył również, że nie chce stawiać siebie w roli eksperta. Dlatego na konferencję zaprosił Jerzego Markowskiego, byłego wiceministra gospodarki.
Myśl, rządź i odpowiadaj
Jerzy Markowski, który w połowie lat 90. był pełnomocnikiem rządu ds. realizacji restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego stwierdził, że pomysł konsolidacji kopalń jest nie tylko realny, ale bardzo potrzebny. – Nie chodzi mi o to, żeby odłączyć kopalnie od Kompanii Węglowej. Chciałbym tylko, aby powstały, w ramach KW spółki, np. Rybnicki Holding Węglowy, które odpowiadałyby za swoje wyniki. Wszystko sprowadza się do tego, żeby dobre kopalnie nie były obciążone złym wynikiem finansowym kopalń, których uratować się już nie da – wyjaśnia Markowski i dodaje: – Trzeba pomóc zarządzającym polskim górnictwem, zanim nie jest za późno. W momencie kiedy KW wraz ze swoimi wszystkimi kopalniami zostanie postawiona w stan upadłości, żadna formuła pomocy finansowej nie będzie możliwa, bo nic tak nie przeszkadza w pozyskiwaniu kredytów inwestycyjnych, które w górnictwie są niezbędne, jak fatalny wynik finansowy – tłumaczy i wylicza: – 10 miliardów zł strat za ubiegły rok, miliard zł za bieżący, 8 milionów ton węgla na zwałach. To wszystko bardzo źle wróży – twierdzi były wiceminister gospodarki, który uważa również za dziwactwo sytuację, kiedy to kopalnia zatrudniająca tysiące pracowników, dysponująca wielomilionowym majątkiem nie jest samodzielnym podmiotem prawa handlowego. A czasem firmy dwuosobowe takim podmiotem są. – Jestem za tym, żeby szefowie kopalń przejęli część odpowiedzialności za to, co dzieje się w górnictwie. Dziś są w komfortowej sytuacji. Wszystko to co złe, dzieje się u góry. Są niejako zwolnieni od myślenia. Twierdzą, że nic nie mogą, bo o wszystkim decydują inni. Dlatego musimy im powiedzieć: myśl, rządź i odpowiadaj. To będzie jednak możliwe, kiedy z KW zostaną wydzielone mniejsze podmioty – przekonuje Jerzy Markowski.
Połączą się ze strachu
Były wiceminister twierdzi, że takie holdingi powstaną ze strachu. – Gdy było dobrze, wszyscy uważali, że nie ma co zmieniać. Teraz, kiedy jest źle wszyscy musimy pomagać w ratowaniu górnictwa. I nie chodzi o to, żeby ratować reputację premiera, ale miejsca pracy – mówi Markowski. Zwraca również uwagę, że każda kopalnia jest inna, ma odmienne warunki funkcjonowania, a co za tym - inne problemy. – O losie danej kopalni decyduje geologia. Jeżeli ma zasoby udostępnione, a mimo to sobie nie radzi, to wystarczy zmienić zarządzanie. W przypadku kiedy są zasoby nieudostępnione, to trzeba inwestować. Natomiast zawsze należy mieć wizję, plan działania i przedstawiać ją potencjalnym partnerom, którzy mogą wspomóc projekt finansowo. Ja obecnie buduję kopalnie za granicą i wiem, że na rynku inwestycyjnym jest niewyobrażalna ilość pieniędzy. Tylko trzeba przedstawić realną prognozę rentowności projektu. Światowe wydobycie węgla rośnie co roku o 10 proc., Unia Europejska sprowadza 220 mln ton węgla, same Niemcy importują 56 mln ton. Naprawdę jest rynek na węgiel. Dowodem na to jest również fakt, że Polska importuje ten surowiec – twierdzi Markowski. Na pytanie, dlaczego więc na zwałach polskich spółek zalegają miliony ton węgla odpowiada. – Na zwałach zalega produkt, który wydobyto zbyt kosztownie. Dlatego jest on teraz drogi i mało atrakcyjny. Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę, że w ciągu ostatnich 10 lat koszt wydobycie węgla w Polsce wzrósł o 200 proc., a wydajność spadła o 50 proc. Polskie górnictwo zostało zdemoralizowane dobrą koniunkturą – przekonuje były wiceminister przemysłu. Twierdzi również, że w sytuacji kiedy nie ma pieniędzy, kiedy rząd ma niewielkie możliwości, aby pomóc, trzeba postawić na samodzielność i inicjatywę jak najmniejszych organizacji. – Rybnik jest takim miejscem, gdzie cztery kopalnie ze sobą sąsiadują, są ze sobą połączone pod ziemią. Górnikowi jest wszystko jedno czy idzie do szybu w prawo, czy w lewo. Aż się prosi, żeby one połączyły się w jeden podmiot – mówi Markowski.
Sięganie do kieszeni górników to głupota
Gość Stowarzyszenia Rybnik Nasze Miasto przekonywał również, że wysokie koszty wydobywania węgla w Polsce nie są pochodną wysokich płac. – Nie w tym jest problem. Bardziej w zarządzaniu i modelu prowadzenia działalności. Największą głupotą jest sięgać do kieszeni ludzi. Te pieniądze niczego nie dadzą. Po prostu nie należy fedrować na czterech ścianach, które dają po 700 ton węgla, tylko na jednej, która daje 7 tys. ton. Po co w kopalni 12 szybów? Wystarczą dwa. To wszystko da się zrobić – mówi Markowski i podaje przykład kopalń Budryk, Bogdanka czy Pniówek.
Zapytany o to, czy zamierza podjąć się roli doradcy w sprawach górniczych, po krótkim namyśle mówi: – Od 15 lat nie mam żadnej funkcji w kraju. Wydaje mi się tylko, że nawet gdybym wymyślił tabletkę na raka, to większość nie uzna tego za coś poważnego. Tak traktuje się ludzi lewicy. Na szczęście słuchają mnie na świecie. Ja nie mam obowiązku myśleć o tym, co się dzieje w polskim górnictwie, ale nie mam też prawa milczeć. Spotykam się z dziennikarzami, różnymi środowiskami górniczymi, związkowcami czy dyrektorami kopalń. Trochę to śmiesznie wygląda, bo wszyscy najchętniej spotykaliby się konspiracyjnie, najlepiej w lesie. Mam pomysł na górnictwo i nie zamierzam go ukrywać. Zgłoszę go ministrowi gospodarki – dodaje na zakończenie Jerzy Markowski, który realizuje również budowę kopalni niedaleko Orzesza. Docelowo ma ona zatrudniać 1500 osób.
Marek Pietras