Po L4 wracam do pracy w ZGMiR- rozmowa z Grzegorzem Syską
wywiad
Jak pan się poczuł w momencie, kiedy dowiedział się, że jest przyjęty na pana miejsce nowy dyrektor?
Rozumiem takie posunięcie pana prezydenta, bo jeśli zakład był bez dyrektora, to mógł tak postąpić, natomiast nie do końca. Moje miejsce zajmował mój zastępca, który zakład normalnie cały czas normalnie prowadził. Nic nie stało na przeszkodzie, aby pełnił tę funkcję do czasu mojego powrotu. Nie trzeba było przyjmować nowego dyrektora. Ten pan jest zatrudniony do czasu mojego powrotu za zastępstwo, a nie tak jak się powszechnie mówi - docelowo.
Panie dyrektorze, gdyby zestawić fakty, to odszedł pan na L4 tuż po rozmowie, jaką odbył pan z prezydentem po kontroli przeprowadzonej w zakładzie. Można odnieść wrażenie, że poszedł pan na zwolnienie lekarskie, aby się chronić.
Nie wygląda to w ten sposób, bo wyniki z kontroli zostały opublikowane przez komisję już po moim odejściu na L4.
Ale mówimy o kontroli wewnętrznej z urzędu miasta. Komisja rewizyjna później wkroczyła.
To znaczy komisja rewizyjna prowadziła równoczesne działania, przy czym wyniki zostały podane później, już po moim odejściu na chorobowe. Natomiast jeśli chodzi o kontrolę z miasta, to również nie wykazała niczego takiego, abym musiał uciekać. Tym bardziej, że myśmy (mówię my - bo nawet będąc na L4 interesowałem się tym, co dzieje się w zakładzie i razem z moim zastępcą przygotowywałem odpowiedzi) na wszystkie ustalenia, uwagi odpowiedzieli w protokole pokontrolnym i nie czujemy się winni.
Czyli mam rozumieć, że pana L4 nie ma niczego wspólnego z sytuacją w zakładzie?
Nie, natomiast cała sytuacja, która się wytworzyła nie przysporzyła mi zdrowia i też mogła być powodem, dla którego zachorowałem.
Ale jaka sytuacja, nie do końca rozumiem?
Sytuacja wokół mojej osoby (szerzej o tym w liście do redakcji Grzegorza Syski publikowanym na tej stronie).
Panie dyrektorze, wrócił pan do pracy na jeden dzień i znów jest pan na L4. Można powiedzieć - wybieg taktyczny.
To nie był wybieg taktyczny, tylko wypadek przy pracy. I to wypadek, którego się nie wymyśla. Zostałem nieprzytomny przyjęty do szpitala, z różnymi urazami. Musiałbym nie być przy zdrowych zmysłach, żeby sobie sam takie rzeczy zrobić.
To co się panu stało?
Poślizgnąłem się na metalowych schodach i spadłem. Było przy tym wiele osób, widziało jak to wyglądało. Trudno mówić, żebym to sfingował.
Kiedy się można spodziewać powrotu pana do pracy?
Nie wiem. Urazy, których się nabawiłem są leczone. Mam problem z wiązaniami kolanowymi. To są neurologiczne sprawy. Lekarz będzie decydował.
Dobrze, to załóżmy, że jest dzień pana powrotu. Wyobraża pan sobie, że staje się pan dyrektorem, a osoba przyjęta na pana zastępstwo czyli Krystian Stępień odchodzi?
Panu Stępniowi umowa kończy się w dniu mojego powrotu do pracy. Natomiast co zrobi pan prezydent, jest jego sprawą. Jeżeli nie będziemy się zgadzać co do mojej przyszłości w ZGMiR, spotkamy się w sądzie.
Czyli rozumiem, że jeżeli zostanie wręczone panu wypowiedzenie, będzie się pan bronił?
Będę się bronił.
rozmawiał Tomasz Raudner