Sam niczego bym nie zwojował
Wywiad z Zygfrydem Jureczką, nagrodzonym prezesem Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Gorzycach
77 lat. W ruchu spółdzielczym od 1956 roku, kiedy to podjął pracę w wodzisławskiej spółdzielni. W 1974 roku przeniósł się na wakujące stanowisko głównego księgowego do Gorzyc. W 1990 roku został zastępcą prezesa, a w 2008 roku prezesem spółdzielni.
Zaskoczyło pana przyznanie tytułu Menadżera-Spółdzielcy 2014 roku?
Pewnie trochę tak. Krajowa Rada Spółdzielcza zrzesza całą polską spółdzielczość, a więc banki, kółka rolnicze, mieszkaniówkę, spółdzielnie produkcyjne, spółdzielnie spożywcze, pszczelarskie i wiele innych branż, czyli w sumie kilka tysięcy podmiotów (w Polsce działa ponad 9 tys. firm sektora spółdzielczego – przyp. red.). Być wyróżnionym spośród tylu tysięcy spółdzielców jest dla nas jednak sporym osiągnięciem.
Jak zostaje się menadżerem-spółdzielcą roku?
Nie własną pracą, ale pracą całego zespołu, którym kieruję od kilku lat. Sam na pewno niczego bym nie zwojował. To jak w armii – najlepszy dowódca bez wojska nie zrobi nic. Oczywiście trzeba temu wojsku przewodzić - przykładem, trafionymi decyzjami. Myślę, że znaczenie miał fakt, że do tej pory nie zdarzyło się, żeby nam zakwestionowano roczny bilans, żebyśmy popełnili jakieś błędy, uszczuplili budżet państwa i płacili kary. Co trzy lata cała spółdzielnia poddawana jest kompleksowej lustracji i do tej pory nie było w stosunku do nas uwag, żeśmy coś źle zrobili. Tym bardziej, że jesteśmy jednostką dużą, zatrudniającą 140 osób, jesteśmy więc jednym z największych pracodawców w gminie Gorzyce. Inne spółdzielnie się kurczą, nie potrafią wygrać rywalizacji z podmiotami prywatnymi. Nam się to udaje.
Jaka jest tajemnica tego sukcesu?
Inwestowanie ma to do siebie, że ma procentować na przyszłość. Wszystkie nasze placówki znajdują się w naszych budynkach, a więc takich, których jesteśmy właścicielami. Kluczowe były czasy przełomu, szczególnie trudne dla spółdzielni. Udało nam się je przetrwać, utrzymać stan posiadania. Dziś nie mamy tego problemu jak wiele innych spółdzielni, że szantażują nas właściciele dzierżawionych obiektów, narzucając coraz wyższe czynsze. To jest podstawą tego, że utrzymaliśmy się na powierzchni. Obecnie staramy się modernizować swoje placówki, dostosowywać je do wymogów rynku, poprzez poprawę ich atrakcyjności wizualnej, modernizację. W tej chwili klienta można przyciągnąć nie tylko ceną, ale też dobrą jakością, dobrą obsługą, no i wyglądem placówki, czyli zadbanym i czystym sklepem. Uważam, że to są walory, za które klienci nas cenią, pomimo konkurencji ze strony Biedronki, sklepów sieci Żabka czy sklepu Dino. Wiadomo, że oni też handlują, mają obroty, więc najprawdopodobniej nasze zarazem są niższe. W jakiś sposób te straty staramy się jednak wyrównywać.
W jaki sposób?
Mamy własną piekarnię, która produkuje tak smaczne pieczywo, że jest ono znane nie tylko w gminie Gorzyce, ale też w Raciborzu, Rybniku, Wodzisławiu Śl., Lubomi, nawet w Nędzy czy Krzanowicach. Zresztą wielu handlowców uważa, że dobry chleb napędza klientelę, tak samo zresztą jak dobre wędliny i mięso. My mamy własne dobre pieczywo pieczone na zakwasie, bez konserwantów, z wykorzystaniem tylko naturalnych surowców. Zaś świeże mięso dostarczają nam bezpośrednio najlepsi lokalni producenci. Poza tym staramy się również współpracować z dużymi sieciami handlowymi jak Carrefour, Lewiatan czy ABC. Mamy też własny transport, który wykorzystujemy nie tylko do rozwożenia pieczywa, ale też z powrotem do przywozu warzyw.
Problemów pewnie jednak nie brakuje.
Non stop trzeba się dostosowywać do zmieniających się przepisów, np. podatkowych. Wprowadzane są nowe pojęcia, które trzeba sobie wciąż na nowo przyswajać. Kłopotem jest też spore rozdrobnienie naszych punktów handlowych. Mamy 15 placówek sklepowych, a więc 15 budynków do remontu, 15 dachów do naprawy. Myślę, że o wiele łatwiej jest zarządzać jednym dużym sklepem, gdzie wszystko jest pod jednym dachem, wszystko jest pod ręką. Łatwiej jest zrobić chociażby monitoring.
Werwy i sił do działalności spółdzielczej i to działalności okraszonej sukcesami panu nie brakuje, chociaż już dawno mógłby pan odpoczywać na zasłużonej emeryturze. Skąd w panu tyle energii?
Sukcesy są pochodną rzetelnej, codziennej pracy. Wychodzę z założenia, że jeżeli już czegoś się podejmuję, to z całą odpowiedzialnością i pełnym zaangażowaniem. Nie lubię robić czegoś na zasadzie, że jakoś to będzie, czy byle do jutra. Skoro przychodzę do pracy, to chcę żeby był dobry efekt tej pracy. Zaś energia do działania to chyba wrodzona cecha mojej rodziny. Ale powoli należy myśleć o następcach, chyba zbliża się czas, że swoją funkcję trzeba będzie przekazać młodszym.
Rozmawiał Artur Marcisz