Żeby żyć normalnie trzeba mieć dach nad głową
Malarstwa uczył się w Rydułtowach
Środowisko osób bezdomnych to dla wielu sprawa wręcz abstrakcyjna. Poza marginesem społecznym funkcjonują ludzie, dla których marzeniem jest posiadanie bezpiecznego miejsca na nocleg. Najlepiej znanym rybnickim bezdomnym jest Bernard Lecina, który nie od zawsze mieszkał na ulicy.
Bernard Lecina urodził się w 1951 roku w Żorach. Przez całe dzieciństwo i wiek młodzieńczy mieszkał w Jankowicach Rybnickich wraz z ojcem i macochą. Maturę zdał w II Liceum Ogólnokształcącym w Rybniku, które nosiło imię Hanki Sawickiej. Po maturze, w wyniku rodzinnych waśni, opuścił dom. Nie wiedział, że wkrótce zostanie wymeldowany i trafi na bruk. – Od początku miałem zatargi z ojcem. W domu było coraz gorzej, ojciec nie wpuszczał mnie do domu, zamykał drzwi. Poddałem się i zacząłem pomieszkiwać u różnych osób. Wiele z nich przyczyniło się do mojej sytuacji – wspomina 63-letni Bernard. Po rozpoczęciu samotnej tułaczki, jeszcze kilka razy bywał w Jankowicach po swoje rzeczy, aż w końcu zastał swój pokój zupełnie pusty. – Miałem tam moje dokumenty, świadectwa szkolne, farby. Milicja powiedziała mi wtedy, że nie jest od pilnowania moich rzeczy, ale mam prawo wejść do domu kiedy zechcę, bo jestem tam zameldowany. Później pomieszkiwałem w Niedobczycach. W końcu dowiedziałem się, że zostałem wymeldowany z Jankowic! Bez mojej zgody. Nie wiem jak do tego doszło, ale zapewne ktoś sfałszował dokumenty. Mam takiego pecha, że zazwyczaj trafiam na ludzi, którzy mnie wykorzystują i oszukują – mówi Lecina.
Chce tworzyć
Od najmłodszych lat pasją Bernarda Leciny było malarstwo. Zaczął malować w Rydułtowach, gdzie uczęszczał do ogniska plastycznego. Później kontynuował swoją pasję w szkole. Dzisiaj zdaniem wielu Bernard Lecina jest jednym z najciekawszych rybnickich twórców, a jego talent jest niezaprzeczalny. Oprócz malarstwa bezdomny zajmuje się również rzeźbą. Swego czasu stworzył płaskorzeźbę papieża Jana Pawła II, którą sprzedał w jednej z galerii. Twórczość Leciny to akwarelowe i olejne portrety, pejzaże, płaskorzeźby i rzeźby w drewnie. Dzisiaj coraz rzadziej zdarza się mu wracać do sztuki. – Oczy już nie te, nie mam też pieniędzy na materiały plastyczne, które mi ukradziono – mówi.
Zmiana nastawienia
Jedną z uciążliwości, która spotyka rybnickich bezdomnych są właśnie kradzieże resztek dobytku. – Cały czas ktoś mnie okrada. Niestety, mam kłopoty ze zdrowiem i czasem na słońcu tracę przytomność. Niektórzy to wykorzystują i mnie okradają z tego co mi zostało. Zgłoszenie takiego zdarzenia na policji jest bez sensu. Na ulicy spotyka się różnych ludzi. W większości życzliwych, choć czasem zdarzają się złośliwi. Zmieniło się również nastawienie straży miejskiej. Kiedyś wyrzucano mnie z klatek schodowych, strażnicy podchodzili do bezdomnych złośliwie. Dzisiaj to się zmieniło, straż już traktuje bezdomnych jak ludzi – zaznacza bezdomny.
Traktowany jak gorszy
Skąd bierze pieniądze na życie? – Czasem ludzie coś dadzą, szukam też zgubionych drobniaków. Najgorsze są zimy, ale przetrwałem ich już sporo. Wtedy najczęściej nocuje się na klatkach, czy dworcu. Do schroniska już nie pójdę ze względu na to, że przebywający tam ludzie są często jak zwierzęta. Raz trafiłem do schroniska, to uciekłem stamtąd w samych papciach. To, że nie przez całe życie byłem bezdomnym to mój minus w oczach innych bezdomnych. W większości przypadków oni zawsze byli na dnie, a ja nie, dlatego jestem kimś gorszym, trzeba mnie pobić i okraść. Chciałbym normalnie żyć, ale do normalnego życia potrzeba dachu nad głową. Wtedy miałbym miejsce, gdzie mógłbym tworzyć i zarabiać – marzy Bernard Lecina. Być może w Rybniku znajdą się dobrzy ludzie, którzy pomogą bezdomnemu artyście wrócić do społeczeństwa.
Szymon Kamczyk