Ewa Farna: czasami za dużo gadam
Przed koncertem podczas Dni Rydułtów rozmawialiśmy z Ewą Farną. O zmęczeniu, szybkim makijażu, studiach prawniczych oraz o tym, co mówi się w wywiadach
Nowiny Wodzisławskie (NW): Męczący dzień? Jak wygląda dla ciebie końcówka wakacji?
Ewa Farna (EF): Wygląda tak, że po piątkowym koncercie jechaliśmy kilka godzin do Petrowic, tam w sobotę zagraliśmy, później podróż do Rydułtów, wywiady, za chwilę koncert, a po nim wracamy do Pragi, więc chyba dopiero o 4.00 nad ranem będziemy w domu. Więc ciężki weekend, ale cieszę się, że w niedzielę rano obudzę się w swoim łóżku. Już jednak parę lat tak jeździmy, więc jeśli mogę wybrać, to zwyczajnie lubię wrócić do domu.
NW: Jesteś zmęczona, ale na scenie będziesz wulkanem energii. Jak ty to robisz?
EF: Staram się wypoczywać w tygodniu. Dużo śpię. To pierwszy sezon, w którym mogę sobie na to pozwolić, bo wcześniej miałam szkołę, zawsze coś na głowie, przygotowania do egzaminów. Spałam więc bardzo mało. Teraz postanowiłam po koncertach nie stresować się, wypocząć, posprzątać, ugotować, pozbierać inspiracje czy napisać piosenkę. Wreszcie mam trochę czasu dla siebie i to sprawia, że ten sezon jest dla mnie dobry od strony wokalnej. Nie mam tego dyskomfortu, że czuję się totalnie wyczerpana.
NW: A czy Ewa Farna miała jakąś ulgę na studiach prawniczych?
EF: Oj nie i cieszę się z tego, bo nie czułabym się dobrze. Uniwersytet Warszawski nie potrzebuje reklamy „Farna do nas chodzi”, tylko potrzebuje absolwentów z dobrymi wynikami. Jakby mi ulżyli, to tych wyników bym nie miała. Więc było fajnie, ale niełatwo. Biurokracja w Polsce jest niesamowita, dużo bardziej rozwinięta niż w Czechach. Trzeba się orientować, ciągle papiery, kolejka do dziekanatu.
NW: Przyjechałaś do Rydułtów, wskoczyłaś do garderoby, przygotowania nie zajęły ci wiele czasu.
EF: Przyzwyczaiłam się. Dziś miałam już jeden koncert, więc „operacja twarzy” była. Zaraz po nim „zmyłam się” i zrobiłam na nowo. Jakaś praktyka już jest. Ale często zapominam o prostownicy, włosami się nie przejmuję. Za to make up robię zawsze.
NW: Powiedź coś o swoim zespole
EF: To chłopcy z Czech, najmłodszy ma 23 lata, najstarszy 34. Gramy razem od 5 lat i jest super. To nie tylko moi współpracownicy, ale i kumple, bo w tej pracy porozumienie personalne to podstawa. Musimy spędzać w busie po 10 godzin, więc nie można się nie lubić, nie wytrzymałabybym. Fajna z nas paczka, są jaja.
NW: Dzisiaj też były jakieś jaja?
EF: Oczywiście. Ale nie powiem, bo niecenzuralne. Humor sytuacyjny. Było zabawnie. A połowę drogi przespaliśmy.
NW: W jednej z rozmów powiedziałaś: „ja czasem udzielam takich wywiadów, że boją się, że ludzie nie będą wiedzieli, czy jestem normalna”.
EF: To jest prawda. Często podstawą wywiadów różnych artystów jest to, że spotykamy się i mówimy, jak cieszymy się na koncert, „taki jestem wyspany, cudowny, mam wspaniały głos”. „A widziałeś nasze miasto”? „Oj nie, ponieważ jechałem busem, ale może jutro uda mi się zobaczyć”. Ciągle to samo, jakaś rutyna. Więc staram się, by oprócz przestawienia informacji, które są oczywiste, porozmawiać również o innych rzeczach. Może czasami za mało ściemniam i za dużo gadam, ale sądzę, że to dobra i właściwa droga, czyli być otwartym i szczerym. Nawet, gdyby czytelnik zrozumiał to, co mówię opatrznie i źle, i pomyślał, że jestem nienormalna, to ja mam czyste sumienie. Nie odbywa się to tak, że wywiad wypadł fajnie, ale jest w nim ściema. Taką drogę wybrałam.
(mak)