Koniec śledztwa w sprawie spalonych zwłok
BEŁSZNICA Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu Śląskim umorzyła śledztwo w sprawie zwłok, znalezionych w maju w kompleksie leśnym w Bełsznicy. W pojeździe trafiono na substancje z grupy tzw. dopalaczy.
Śledczy umorzyli postępowanie uznając, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Denat miał sam zaprószyć ogień w pojeździe, który następnie rozprzestrzenił się na całe auto i spowodował śmierć mężczyzny. Nie znaleziono żadnych urazów mechanicznych czy ran, które mogłyby wskazywać choćby na to, że do śmierci mężczyzny mogły się przyczynić osoby trzecie a sam pożar miał służyć do zatarcia śladów. Przebadano również ślady zabezpieczone w spalonym pojeździe. Specjalistyczne badania wykazały obecność substancji psychoaktywnych, wchodzących w skład tzw. dopalaczy. Przypomnijmy, 20 maja w Bełsznicy przypadkowy przechodzień dokonał makabrycznego odkrycia. W zaparkowanym samochodzie znalazł ludzkie zwłoki. Opel stał zaparkowany w lesie w rejonie ulicy Czyżowickiej. Zarówno pojazd jak i zwłoki były spalone. Na miejscu przez kolejny dzień pracowała ekipa z laboratorium kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, prokurator oraz biegły z zakresu pożarnictwa. Ze względu na uszkodzenia termiczne zwłok śledczy początkowo mieli trudności z określeniem płci denata. Szybko jednak ustalono, że denat to zaginiony kilka dni wcześniej trzydziestoletni mężczyzna, który nie dotarł do pracy i używał samochodu tej samej marki.
(acz)