Cieszyli się na emeryturę, nowy dom – nie dożyli
Tablica ku pamięci tragicznie zmarłych i rannych górników w wypadku z 1969 r.
KROSTOSZOWICE - Jestem ogromnie wzruszony. Kiedy chwilą ciszy uczciliśmy pamięć moich kolegów, to mnie rozbroiło – mówi Henryk Szwarc, górnik, który w 1969 r. przeżył wypadek w szybie w Krostoszowicach.
28 września, dokładnie w 45. rocznicę tragedii, w której zginęło 3 górników, a 2 zostało ciężko rannych, na miejscu byłego szybu VII Kopalni 1 Maja, z inicjatywy władz gminy Godów odsłonięta została tablica, na której wyryto nazwiska tragicznie zmarłych i rannych górników. Uroczystość odsłonięcia poprzedziła msza św. polowa sprawowana tuż obok miejsca tragedii z 1969 r.
Miało być pięknie
45 lat temu, 28 września, o godz. 9.00 w trakcie głębienia szybu doszło do zerwania rurociągu, służącego do podawania betonu. Na miejscu zginęli wówczas: Rufin Tulec i Bolesław Nawrat z Wilchw oraz Jan Fojcik z Wodzisławia Śl. Henrykowi Szwarcowi z Godowa amputowano nogę, zaś Klemens Ciemięga doznał ciężkiego urazu kręgosłupa i nigdy już nie doszedł do siebie. Zmarł 3 lata później w wyniku powikłań po urazie. Tylko Bonawentura Celary z Rydułtów miał ogromne szczęście i wyszedł z tragedii bez szwanku.
- Miało być pięknie, zabetonować i do domu – wspomina tamte chwile Henryk Szwarc. - Niestety, w moim przypadku to betonowanie potrwało 2 miesiące, a w przypadku kolegów – do końca życia. Boleś i Rufin tak się cieszyli na emeryturę, nie dożyli. Janek się cieszył, że za dwa tygodnie będzie w swoim domu w Wodzisławiu, nie doczekał.
Jęk kolegi
Henryk Szwarc w dniu wypadku miał 22 lata. Jego najstarszy syn miał wtedy 10 miesięcy. – Tak na co dzień nie myślę o tej tragedii, ale żaden szczegół z tego dnia mi nie umknął, wszystko pamiętam – zamyśla się. - Wspominam kolegów. Byliśmy bardzo zżyci. Tego dnia nie byłem na dole, ale na podszybiu, na betoniarce. Jak się dowiedzieliśmy, że na pomoście bezpieczeństwa jest beton, kierownik powiedział: „jedź, zobacz co tam się dzieje”. Zjeżdżamy, wyskoczyłem z kubła, a kolega skoczył po rurę do przetykania otworu wiertniczego. Zaczęliśmy obsługiwać rurociąg, pochodziło i nagle z amortyzatora fontanna betonu. Poprzerzucało nas na drugą stronę. Samego wypadku nie pamiętam. Potem było cicho, a jak się opamiętałem usłyszałem jęk kolegi. Chyba coś się musiało stać, chyba nie mam nóg, powiedziałem do niego.
Pan Henryk w wyniku wypadku stracił nogę. Nigdy potem nie zjechał już na dół. Ale w górnictwie przepracował jeszcze 23 lata, 9 miesięcy i 17 dni. Jego trzech synów także pracuje w górnictwie.
Mama nigdy już się nie pozbierała
Córka Bolesława Nawrata – Lidia Maroszczyk, tak wspomina tamten tragiczny dzień. - Miałam wtedy 20 lat i byłam półtora miesiąca po ślubie. O tym, że na szybie w Krostoszowicach był wypadek dowiedzieliśmy się o godz. 10.00 od sąsiada, który o wypadku usłyszał w kościele. Wiedzieliśmy, że ojciec był w pracy, pojechaliśmy więc tam. Oficjalnie o śmierci taty przedstawiciele kopalni przyszli nas powiadomić następnego dnia. Tata zginął mając 44 lata. Mama miała wtedy 40 lat, po tej tragedii już się nie pozbierała.
Obok pamiątkowej tablicy i wózka górniczego w Krostoszowicach stanęło także koło wyciągowe, przekazane przez Jastrzębską Spółką Węglową .
(abs)