Powstańców do zamknięcia, czy zablokowania
Ulica Powstańców może zostać zablokowana? - Mieszkańcy przymierzają się do protestu! - ostrzega Alojzy Szymiczek, przewodniczący zarządu dzielnicy Stare Miasto. - Zamknięcie jednej ulicy nie rozwiązuje problemu - odpowiada prezydent Mieczysław Kieca.
WODZISŁAW ŚLĄSKI Czwartek 2 października, godz. 10.00. Na ulicy Powstańców zbiera się grupa osób. To mieszkańcy, zarazem właściciele sklepów, punktów usługowych, kamienic mieszczących się przy tej ulicy. W oknach, witrynach widzimy transparenty, np. „Chcemy pracować, a nie oglądać auta”, „Nie zgadzam się na niszczenie mojego domu”, „Nie będziemy głosować na władze, które istnieją tylko same dla siebie”. Krystyna Michalska, właścicielka jednej z kamienic mówi: – Ta kamienica to mój dorobek i dwóch pokoleń mojej rodziny. I dlaczego jakiś (tu pada słowo, którego nie wypada cytować - red.) z urzędu miasta, czy radny z Jedłownika, mający spokojny domek z ogródkiem mają decydować o moim domu. Kiedyś był tu deptak, a ludzie, którzy teraz tędy przejeżdżają tu domu, kiedyś też tam trafiali - mówi. - Tu się zrobił skrót do osiedla XXX-lecia czy szpitala. Tu jest chyba większy ruch niż na ulicy Pszowskiej czy Rybnickiej. Z tym się nie zgadzamy. To zagraża naszym interesom, naszym domom. Chcemy, żeby tu był deptak, a nie droga przejazdowa czy parking - dodaje Maciej Szaj, mieszkaniec, zarazem właściciel kamienicy i przedsiębiorca.
Deptak tu był
Ludzie wspominają, że droga była remontowana za prezydentury Ireneusza Serwotki. - Było to przewidziane jako deptak. Dlatego część ulicy wyłożona jest brukiem, a część kostką. To nigdy nie było przygotowane pod parking. Tu nie ma kanalizacji, tu nie jest to podsypane pod drogę przejazdową. Tu miały być kwietniki, ławki. I były, ale przyszła nowa władza i wszystko pozmieniała - dodaje Maciej Szaj.
- Tu nie chodzi tylko o mieszkańców czy handlowców. Również o pieszych. Codziennie słyszymy, jak piesi narzekają, że nie sposób tędy chodzić między samochodami - włącza się do dyskusji Jacek Górnicki, również mieszkaniec i właściciel kamienicy. - Moich dwóch pracowników potrącono. Przejechano po palcach. Było pogotowie. A dziewczyna wyszła tylko do samochodu po towar - dodaje Karina Noga, właścicielka sklepu.
Konsultacje, skargi
Przypomnijmy, że przez kilka miesięcy ubiegłego roku władze dzielnicy Stare Miasto prowadziły konsultacje społeczne i zbierały propozycje odnośnie organizacji - wnioski te zostały odczytane 24 stycznia w trakcie spotkania prezydenta z mieszkańcami dzielnicy, ale wywołały falę niezadowolenia różnych grup społecznych, bo wzajemnie się wykluczały. Nie znalazło się rozwiązanie, które satysfakcjonowałoby wszystkich.
W kwietniu delegacja mieszkańców i właścicieli sklepów udała się ze skargą u prezydenta. - Przyjął nas miły wiceprezydent, który znalazł tysiąc powodów, żeby nam odmówić, m.in. mówiły że muszą się wszyscy zgodzić. Więc zebraliśmy podpisy handlowców. Wszyscy się zgodzili, że popierają ten protest i nie mają zamiaru zbankrutować. Złożyliśmy podpisy, czekamy na odpowiedź i nic - mówi Krystyna Michalska. Twierdzi, że jedyna propozycja, która wyszła z urzędu dotyczyła zamknięcia ulicy dla ruchu w godz. 9.00 - 17.00. - Ale nie było podane, od kiedy to by miało wejść w życie - mówi. Zarazem dodaje, iż dużo samochodów jeździ wczesnym rankiem. Na pewno nie są to klienci, bo sklepy są pozamykane. To po prostu kierowcy wykorzystujący skrót. – Ale my wszyscy nie mamy żadnych pretensji do kierowców, żadnych. Mamy pretensje do miasta, że to im umożliwiają - mówi mieszkanka.
Wojna w Starym Mieście?
Od tamtego czasu żadne zmiany w organizacji ruchu w centrum nie nastąpiły, co nie uszło uwadze kierownictwu Starego Miasta. - Nic w tym temacie nie zostało zrobione - zarzucił władzom miasta na wrześniowej sesji Alojzy Szymiczek, przewodniczący zarządu dzielnicy Stare Miasto. I poinformował, że mieszkańcy ul. Powstańców przymierzają się do protestu. Mają dość ruchu pojazdów. Tego, że kierowcy nie zważają na pieszych, którzy w dodatku muszą poruszać się po zdewastowanej nawierzchni. - Zbierali podpisy, poprosili nas o udział. Na posiedzeniu zarządu rady dzielnicy będziemy głosować projekt uchwały odnośnie blokady tej ulicy - poinformował przewodniczący Szymiczek.
Miasto uważa, że zmiany w organizacji ruchu są konieczne, ale można je wprowadzić dopiero po kompleksowej analizie, zebraniu jak największej liczby opinii i wreszcie wypracowaniu projektu, który zadowoli jak najszersze grono. - Czy pan wie, ile tam jest interesów do pogodzenia? Mieszkańcy, przedsiębiorcy, ich klienci, taksówkarze, służby... - wyliczał prezydent Mieczysław Kieca. Rynek i przyległe do niego ulice porównał do żywego organizmu. - Nie można zamknąć jednej ulicy, nie rozwiązując reszty spraw. Staramy się spokojnie konsultować temat, żeby ludziom żyło się lepiej, a wy co? Chcecie rozpocząć wojnę na Starym Mieście? Potrzebne jest nam to w Wodzisławiu? - zwrócił się do przewodniczącego Szymiczka.
Z kolei radny Janusz Wyleżych podważył pomysł podejmowania uchwały o blokadzie ulicy przez radę dzielnicy - jako że nie ma ona takich kompetencji.
Zakaz się nie sprawdził
W rozmowie z nami prezydent Kieca przypomiał, że swego czasu na ul. Powstańców obowiązywał zakaz wjazdu, ale takie oznakowanie nie sprawdziło się. Kierowcy łamali zakaz, straż miejska nie mogła natomiast nic zrobić, bo nie ma uprawnień, by zatrzymywać pojazdy w ruchu. Nie sprawdziły się też słupki, które blokowały wjazd, bo uniemożliwiały skutecznie dotarcie służbom, takim jak policja lub straż pożarna, czy pogotowiu. Z kolei takie rozwiązanie, jak słupki obniżające się automatycznie do poziomu gruntu, które mogłyby zostać zastosowane, wymagałyby dużych nakładów inwestycyjnych. Dlatego miasto daje sobie czas na wypracowanie racjonalnej koncepcji organizacji ruchu.
Powoli na zakupy
Mieszkańcy czekać nie chcą. Mają dość. I wcale nie zamierzają blokować ulicy w dosłownym znaczeniu tego słowa. - Może będziemy chodzić powoli od sklepu do sklepu. Albo powoli jeździć autem. Przecież ograniczenie prędkości istnieje tylko w górę - mówi mieszkanka.
- Ludzie, którzy rządzą w mieście, którzy uważają, że robią to dobrze i są zadowoleni ze swojej pracy nie interesują się zupełnie naszymi problemami, prośbami. Nie ma żadnego odzewu. Jest tak, że jakby po rozmowie zamykają drzwi i zostają na tym samym, co było. To jest bardzo smutne - kwituje Andrzej Obiegły, właściciel kamienicy i przedsiębiorca.
Tomasz Raudner, Magdalena Kulok