Jest wyrok w sprawie zabójstwa dwunastolatki
24 września po blisko dwóch latach od brutalnego zabójstwa w rybnickim wydziale zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach zapadł wyrok w sprawie mordu na dwunastoletniej Sarze Trojanowskiej. Skazany dziś Robert G. spędzi za kratami co najmniej 20 lat. Musi również zapłacić rodzinie pół miliona złotych tytułem zadośćuczynienia.
REGION Sąd nie miał dziś wątpliwości, że to 28-letni Robert G. w sierpniu 2012 roku wykorzystał seksualnie dwunastolatkę, a następnie utopił ją w stawie. Sąd skazał go na łączną karę 25 lat pozbawienia wolności i zastrzegł, że oskarżony będzie mógł zacząć starać się o opuszczenie murów zakładu karnego dopiero po dwudziestu latach odsiadki.
Zwabił nad staw
Dramat rozegrał się nad stawem Śmieszek w Żorach w pobliżu ulicy Pszczyńskiej. Wówczas 26-letni Robert G. zwabił tam dwunastolatkę. Oboje siedzieli pod wiaduktem, przytulali się. W pewnym momencie mężczyzna zaczął całować dziecko. Kiedy Sara zaczęła protestować i uciekać, zaczął ją gonić. Przydepnął jej spodenki, a kiedy upadła, topił w stawie. Jak sam przyznał, blisko dziesięć minut.
– Miał jeden cel, wykorzystać moje dziecko. Ona nie miała żadnych szans z dorosłym mężczyzną. Zaciągnął ją pod wiadukt, bo wiedział, że stłumi krzyki dziecka wołającego o pomoc. Kiedy koleżanki znalazły jej ciało w stawie, Sara miała takie obrażenia, że niemal nie można jej było rozpoznać – mówił ze łzami w oczach ojciec zamordowanej dziewczynki. To on nakierował policję na osobę Roberta G. - męża i ojca małego dziecka mieszkającego na tym samym osiedlu.
Jedyna i sprawiedliwa kara
– Nie ma żadnej wątpliwości, że to właśnie Robert G. zabił i wykorzystał małoletnią – mówił prokurator Grzegorz Sobik z Prokuratury Rejonowej w Żorach, domagając się dla oskarżonego kary dożywotniego pozbawienia wolności. – Oskarżony morderstwa dopuścił sięw warunkach powrotu do przestępstwa. Wcześniej przebywał już w zakładzie karnym za uszkodzenie ciała. Nie przemyślał już wtedy swojego postępowania, wyszedł na wolność i popełnił zbrodnię zabójstwa. Wobec tego jakie okoliczności miałyby świadczyć za tym, aby oskarżony po odbyciu kolejnej kary znów przebywał na wolności? Według mnie żadne. Takich sprawców należy izolować od społeczeństwa, gdyż stanowią zagrożenie – mówił prokurator. Oskarżyciel domagał się również pozbawienia praw publicznych na 10 lat dla Roberta G. – Taka kara, choć nie przywróci życia dwunastoletniemu dziecku, przez rodzinę i społeczeństwo będzie uznana za jedyną i sprawiedliwą – mówił podczas mowy końcowej prokurator.
Jak wycenić śmierć dziecka?
Robert G. choć początkowo przyznał się do morderstwa i wziął udział w wizji lokalnej, na której pokazał jak mordował Sarę, potem wycofał się ze swoich wyjaśnień. Twierdził, że dziewczynkę zamordowała grupa osób a on próbował ją ratować. Pełnomocnik rodziny Sary, mecenas Hanna Szuleka zwróciła uwagę na nielogiczne wyjaśnienia Roberta G. – Policja jeszcze przed jego zatrzymaniem podczas tzw. rozpytywania rozmawiała z oskarżonym. Dlaczego wówczas nie powiedział, że za zbrodnią stoją inne osoby? – pytała. Rodzina domagała się naprawienia szkody i żądała od oskarżonego kwoty 500 tysięcy złotych. – Jak wycenić śmierć dziecka? To kwota symboliczna, która i tak zapewne nigdy nie zostanie od oskarżonego wyegzekwowana – tłumaczyła adwokat rodziny.
Obrońca mówił o wątpliwościach
Obrońca oskarżonego mecenas Jerzy Rajpert wniósł o uniewinnienie i zwrócił uwagę, że prokuraturze wystarczyło przyznanie się do winy. - Po co szukać zabójcy, skoro zatrzymany sam się przyznał. Jak w średniowieczu. Prokuratura mogła o wiele bardziej przyłożyć się do sprawy i sprawdzić czy późniejsze wyjaśnienia oskarżonego nie polegają na prawdzie. Wątpliwości jest wiele. Jaki oskarżony miałby mieć cel w zabójstwie tej zdolnej dziewczynki? Trudno oprzeć się wrażeniu, że Sara weszła do wody bez oporu i dała się chyba utopić. Na miejscu nie było śladów walki. Gdyby osoba postury Sary broniła się, na pewno zostałyby jakieś ślady. Grupie osób łatwiej byłoby ją wrzućic do wody i topić bez śladów - przekonywał.
Nie wiedziałem, co się stanie
Sam Robert G. zaczął od wyrażenia współczucia rodzinie z powodu straty córki. - Żałuję, że ja nie jestem na jej miejscu, i teraz przechodzę to co przechodzę. Idąc z Sarą nie wiedziałem co się tam stanie. Nie planowałem nic, zaufałem koledze i to mnie zgubiło. Wiem, że nikt mi nie wierzy w to co się działo na komendzie. Zmuszono mnie do przyznania się. Siedząc kilka godzin na tym krześle załamałem się. Policjanci byli wulgarni i niemili. Mieli przewagę nade mną. Brali mi jakieś wymazy spomiędzy palców. Podawałem wiele szczegółów, bo każdy by zapamiętał widziane zabójstwo. Ponoszę konsekwencje tego, że znalazłem się wtedy nas stawem Śmieszek. Nie uciekałem, byłem zagubiony. Chciałem iść na komisariat, ale się bałem. Nie pociagała mnie Sara. Swoje potrzeby zaspokajałem z żoną, mi to starczało. Nawet pornografii nie oglądałem. Zmieszano mnie z błotem. Mam córkę, i jestem normalny. Dużo nauczyłem się po pierwszej odsiadce. Wyszedłem i byłem dobrą osobą. Chciałem pomóc Sarze i ją obronić, ale nie dałem rady. Jestem młodą osobą i nie chcę spędzić reszty życia w więzieniu za przestępstwo, którego nie popełniłem - zapewniał.
Zaufała oskarżonemu
Sąd uznał, że zgromadzony materiał dowodowy nie budzi wątpliwości i świadczy o winie oskarżonego. - Sąd opierał się na pierwszych wyjaśnieniach oskarżonego i zdaniem sądu to jest prawdziwa wersja zdarzeń - mówi przewodnicząca składu orzekającego sędzia Lucyna Pradelska-Staniczek. - Zdaniem sądu wówczas oskarżony w sposób spontaniczny zrelacjonował do czego w rzeczywistości doszło. Później zmienił wyjaśnienia i zaczął kreować siebie na obrońcę Sary. Sąd przez kolejne terminy analizował, czy to może polegać na prawdzie. Analiza prowadzi do wniosku, że to pokrętna linia obrony oskarżonego. Jest oczywiste, że każdy może się bronić, jednak oskarżony decydując się na składanie wyjaśnień pomawiał osoby niewinne. To okoliczność obciążająca. Materiał dowodowy zaprzecza tej późniejszej wersji oskarżonego. Sara, wówczas niespełna trzynastoletnie dziecko, zaufała oskarżonemu i poszła z nim nad staw. Tam doszło do całowania, ale Sara zaczęła się wycofywać a później uciekać z miejsca zdarzenia. W sytuacji gdy oskarżony przez kilka minut trzymał dziecko pod wodą musi świadczyć o zamiarze bezpośrednim zabójstwa. Kara jest surowa i nie podziela wniosków stron, że adekwatna jest kara dożywotnego pozbawienia wolności. Jeśli chodzi o zadośćuczynienie, sąd zwraca uwagę, że żadna kwota dziecka rodzicom nie zwróci. Sąd przekonał się jak rodzice byli przywiązani do dziecka i jakie wiązali z nim nadzieje. To dla nich ogromny wstrząs. Świadomość śmierci będzie im towarzyszyła do końca życia - uzasadniała sędzia
Robert G. wyrok przyjął bez emocji z kamienną miną. Rodzice Sary uważają, że taka kara jest zbyt łagodna. - On to zaplanował od poczatku do końca - mówi ojciec dziewczynki. Prokuratura podejmie decyzję o ewentualnej apelacji od wyroku po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku. Wyrok jest nieprawomocny.
Adrian Czarnota