Na wstępie
Tomasz Raudner, Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Po lekturze artykułu Adriana Czarnoty o praktykach dostawców ciepła czuję się ekofrajerem. Bo szumne ekologiczne hasła mają się nijak do rzeczywistości. Wydajemy miliony na termomodernizacje, doszczelnianie, inne cuda, byleby ograniczyć pobór ciepła. To w skali całych osiedli. W skali domowego budżetu jako mieszkaniec bloku przykręcam kaloryfery, żeby nie grzać niepotrzebnie i zaoszczędzić na czynszu. Na marginesie myślałem sobie, że oszczędzając ciepło robię dobrze matce naturze, bo przecież produkcja CO to zużywanie paliw, energii, to wyziewy z kominów. Okazuje się jednak, że oszczędności nie są w ząb tym, którzy to ciepło wytwarzają. Grzaliby na okrągło, byleby stan konta się zgadzał. A że ludzie oszczędzają, to ciepłownicy windują jakieś koszty stałe do absurdalnych poziomów. Jakie koszty stałe, się pytam? Węgiel tani jak nigdy (dlatego kopalnie płaczą), prąd można coraz taniej kupić. Kiedyś w sąsiednim powiecie wybuchł spór mieszkańców z dostawcą wody, gdy okazało się, że ci, którzy oszczędzają, płacą więcej za kubik. Bo przecież wodociągi mają swoje koszty, więc dla nich oszczędny klient to zły klient. Sytuacja z ciepłownikami wypisz wymaluj ta sama. Monopol kwitnie.