Niska emisja – Sejmik przed tym nie ucieknie
Zróbmy śląskie po naszymu!
Gabriela Lenartowicz
Debata nad priorytetami dla SUBREGIONU ZACHODNIEGO
I znów mamy alarm smogowy na Śląsku. Wyniki pomiarów Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska budzą grozę. W ciągu ostatnich dni gwałtownie wzrosło zanieczyszczenie powietrza w miastach naszego regionu; stężenie pyłu zawieszonego PM10 sięgnęło w Rybniku 352 proc. normy, w Wodzisławiu Śląskim 182 proc., w Gliwicach 118 proc.
– Jakość powietrza jest dramatyczna i a smog nie jest jak w innych krajach dziełem intensywnego ruchu samochodowego w miastach, a pochodzi z tzw niskiej emisji – mówi Gabriela Lenartowicz, kandydatka PO do Sejmiku Śląskiego a zawodowo prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska I Gospodarki Wodnej w Katowicach, który od lat wspiera walkę z niską emisją. W miesiącach zimowych stężenia pyłów są kilkukrotnie większe niż w miesiącach poza sezonem grzewczym. Stężenia benzo[a]pirenu, substancji rakotwórczej, są w śląskich miastach trzykrotnie wyższe niż w Warszawie i stukrotnie wyższe niż w Londynie. Przypomnijmy, że samochody nie generują dużej ilości benzo[a]pirenu. Substancja ta jest uwalniana w procesie spalania paliw stałych w piecach domowych.
Sejmik przed tym nie ucieknie
– Stajemy obecnie, nie tylko na Śląsku, także w Krakowie przed realnym dylematem czy jedynym sposobem na poprawę jakości powietrza w naszych miastach jest zakaz opalania węglem w domach? – pyta Gabriela Lenartowicz. Jak zauważa, od tego dylematu nie ucieknie także Sejmik Województwa Śląskiego, bo jedyną podstawę prawną dla radykalnego ograniczenia niskiej emisji stanowi art. 96 Prawo Ochrony Środowiska, stwierdzający, że Sejmik województwa może, w drodze uchwały, w celu zapobieżenia negatywnemu oddziaływaniu na środowisko lub na zabytki określić dla terenu województwa bądź jego części rodzaje lub jakość paliw dopuszczonych do stosowania, a także sposób realizacji i kontroli tego obowiązku. – Osobiście nie widzę społecznych i ekonomicznych możliwości wprowadzenia takiego zakazu, mimo jego, wydawałoby się, oczywistej słuszności. Po pierwsze: zakaz wymagałby ogromnych nakładów inwestycyjnych na inne, poza paleniskami węglowymi, źródła ciepła i często instalacje wewnętrzne. Po drugie: jak wyegzekwować od ludzi niezamożnych większe opłaty za bardziej ekologiczne paliwo (prąd, gaz, olej opałowy itp.)? I ciekawostkowe już pytanie o kominki i kotły na pelety drzewne? Nie jest tajemnicą, że ich spalanie przy mniejszej ilości benzo[a]pirenu emituje więcej pyłu – przekonuje.
Koniec z przymusami
Rozwiązaniem może być ograniczenie stosowania węgla do ciepłowni i elektrociepłowni. Tam gdzie możliwe jest efektywne spalanie i kontrola emisji pyłów oraz spalin, gdzie ma sens montaż urządzeń odpylających, a emisja jest pod kontrolą. – To wymaga, żeby ciepło sieciowe nie było znacząco droższe od opalania byle czym w domowym piecu. Bo jeśli nie będzie ekonomicznego uzasadnienia, to nakazami nikogo do niczego się nie zmusi, a zresztą czy chodzi nam o zmuszanie? Nie, przymusów już w przeszłości przeżyliśmy zbyt wiele, nam chodzi o zrozumienie i wręcz kibicowanie temu, żebyśmy oddychali czystym powietrzem – tłumaczy Lenartowicz.
Pozostaje problem tzw. rozporoszonej zabudowy, gdzie nie ma, bądź nie opłaca się prowadzenie sieci ciepłowniczych. Z jednej strony jest nadzieja, bo prowadzi się prace m.in. w Instytucie Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu, nad standaryzacją paliw węglowych dopuszczonych do obrotu. Można sobie wyobrazić, że w tzw. detalu kupić będzie można wyłącznie np. spełniający normy ekogroszek, a pozwolenia na użytkowanie uzyskają tylko budynki wyposażone w niskoemisyjne źródła ciepła. To wymaga jednak zmian ustawowych, podobnie jak możliwość udzielania przez gminy znaczących, rekompensowanych przez państwo ulg w podatku od nieruchomości. Chodzi generalnie o to by zaoferować katalog instrumentów wsparcia finansowego, żeby wesprzeć zamianę źródeł ciepła na niskoemisyjne.
Nie marnujmy ciepła
– Moim zdaniem bez zachęt finansowych, ale nie tylko zachęt do inwestycji, niczego dobrego w tej kwestii nie osiągniemy. Musimy przede wszystkim zachęcić finansowo ludzi do używania takiego a nie innego paliwa. Żeby osiągnąć efekt, człowieka musi być stać na droższe paliwo, a żeby go było stać, to trzeba wykładać duże pieniądze na efektywność energetyczną, czyli na termomodernizacje, które pozwolą na unikanie strat ciepła, na zastosowanie nowych technologii w tym zakresie, na budowę preizolowanych sieci ciepłowniczych, gdzie prawie nie ma strat ciepła, na dostarczanie ciepła sieciowego hurtowego do budynków, bo wtedy i cena jest niższa. W końcu na modernizację źródeł ciepła w elektrociepłowniach i ciepłowniach z zastosowaniem kogeneracji, czyli produkcji ciepła i energii elektrycznej w skojarzeniu, bo to jest najbardziej wydajne. Mieszkamy na terenie wysokometanowych kopalń i możemy w szerszym niż dotychczas zakresie wykorzystywać do kogeneracji metan – przekonuje.
Potrzebne rozwiązania systemowe
Wojewódzki Fundusz takie rozwiązanie zaprojektował dla miast aglomeracji górnosląskiej, gdzie szacuje się koszt podłączenia do sieci ciepłowniczej, rewitalizacji starych familoków na prawie 3 mld zł, a z tego część dofinansuje UE w ramach programu Infrastruktura i Środowisko. – Traktujemy ten projekt jedynie jako pilotaż, powtarzany później w innych miastach. Zależy nam na tym, by już w ramach RPO dla Śląska, podobny projekt, zrealizować w Subregionie Zachodnim. Jest w naszym wspólnym interesie zachowanie miejsc pracy w górnictwie, czyli takie zastosowanie węgla, żeby był jak najmniej szkodliwy, a tak się może stać jeśli będzie on spalany przede wszystkim w elektrociepłowniach, tam gdzie niepożądane emisje do atmosfery będą minimalne i pod kontrolą. Ograniczenie niskiej emisji to nasz społeczny interes, my się musimy sami za to zabrać, a jeśli trzeba – wywrzeć presję na decydentach. Musimy o tym głośno mówić, czasem krzyczeć, ale też wybierać takich przedstawicieli, którzy będą umieli te kwestie przeprowadzić – przyznaje Gabriela Lenartowicz.
(r)