Na wstępie
Tomasz Raudner - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Zwycięstwo Mieczysława Kiecy w pierwszej turze, choć wciąż nieoficjalne (ale o tym później) uważam za niespodziankę. Z kilku powodów. Pierwszy raz prezydent rozstrzygnął batalię już w pierwszej turze, i to mając za rywali silniejszych kandydatów, niż, z całym szacunkiem, cztery lata temu. Wszak Adam Gawęda był powszechnie znany w Wodzisławiu, reprezentował partię, która w kraju jest obecnie numerem jeden, zaś atrybutami Mateusza Kani były te same cechy, które Kiecy dały zwycięstwo 8 lat temu - młodość, świeżość, brak doświadczenia. Samemu zaś Kiecy było trochę pod górkę, zwłaszcza w kontekście napotykającej na ciągłe problemy sztandarowej inwestycji, czyli Rodzinnego Parku Rozrywki, kontrowersji z placem zabaw w Parku Miejskim, protestami kupców na starówce, czy narzekaniami pasażerów na ciasny dworzec autobusowy. Tym bardziej więc wynik prezydenta Kiecy zasługuje na szacunek. I udowadnia, że przedwyborcze spekulacje są niewiele warte.
Ciekawie za to będzie w Pszowie czy Gorzycach. Nie spodziewałem się, że Marek Hawel, który w cuglach wygrał cztery lata temu, mając prawie 80 proc. głosów, straci 40 procent poparcia i będzie zmuszony walczyć w dogrywce. Kto wie, czy problemy z rynkiem nie odbiły się czkawką. Jeśli jego rywalka wygra, będziemy mieć trzy panie burmistrz. W Gorzycach spośród kilku kandydatów najbardziej wójtowi postawił się jego podwładny. I nie jest bez szans, choć ryzykuje. Pamiętam, jak w poprzedniej kadencji wyzwanie prezydentowi Rybnika rzucił urzędnik miejski. Przegrał, a prezydent go zwolnił.
I słowo o nieoficjalnych wynikach - to, co się dzieje w kraju z systemem liczenia głosów to skandal i kompromitacja. Dlatego też nie możemy podać nawet wstępnych wyników do rady powiatu czy sejmiku.