Zapalony turysta, górniczy emeryt, twórca satyrycznych rymowanek
Antoni Marciniec mieszka na osiedlu XXX-lecia PRL w Wodzisławiu Śl. Od kilku lat para się niełatwą sztuką rymowania. Pisze głównie dla siebie, przyjaciół, znajomych.
– Od przyjaciół zresztą zaczęła się moja przygoda z satyrą – opowiada pan Antoni. Ponad 10 lat temu napisał utwór o zawiedzionej przyjaźni, narażonej dziś na koniunkturalizm i uzależnionej od stanu portfela tzw. przyjaciół. Kiedy wodzisławianin przeszedł na emeryturę zaczął się zastanawiać, co robić z wolnym czasem. Pomysłów nie brakowało. Zapisał się do Wodzisławskiego uniwersytetu trzeciego Wieku, gra w brydża, a jeśli pogoda pozwala, rusza na górskie wędrówki. Głównie wędruje po polskich i czeskich Beskidach, ale zdobył też ukraińskie szczyty Howerlę i Popa Iwana. Górskie wędrówki pomagają mu pisać. A wersy układa o wszystkim. O polityce, górnictwie, etyce i obyczajowości. I sporcie, a głównie nieuczciwości w sporcie. – Jestem sportowym kibicem, tak jak wszyscy i trudno mi pogodzić się z tym ogromem „przekrętów”, które zamiast prawdziwych wyników oferuje nam polski sport – mówi na łamach gazety „Pod Wspólnym Dachem”. Pan Antoni marzy o wydaniu swoich utworów.
(tora)