Na tropie złodziei choinek
Strażnicy leśni przejeżdżają dziennie nawet dwieście kilometrów leśnymi drogami wypatrując amatorów darmowego iglaka. Towarzyszyliśmy im podczas jednego z patroli grudniowej akcji :Choinka”.
Straż leśna nie może narzekać nudę. Nadleśnictwo Rybnik obejmuje swoim zasięgiem ponad dwadzieścia tysięcy hektarów między innymi powiat rybnicki i wodzisławski. – To ogromny obszar do upilnowania. Poza całorocznymi obowiązkami, teraz w okresie świąt musimy dodatkowo zwracać uwagę na uprawy, gdzie rosną młode drzewka – mówi nam Kazimierz Szweda, komendant Straży Leśnej Nadleśnictwa Rybnik prowadząc terenowy wóz.
Ze strażnikami w lesie jesteśmy około godziny 8.00. Jak przyznają mundurowi, szansa na ujęcie złodzieja w tych godzinach są raczej niewielkie. – O tej porze pracują już w lesie pracownicy nadleśnictwa i pilarze. Złodzieje więc nie ryzykują. Pojawiają się zazwyczaj wieczorem, kiedy w lesie robi się pusto. Objazd jednak nie idzie na marne, strażnicy sprawdzają czy w lesie nie ma podejrzanych samochodów oraz czy nikt nie łamie zakazu wstępu do lasu. To również okazja skontrolowania urządzeń, które służą monitorowaniu nieproszonych gości w lesie. – To urządzenia ukryte w kluczowych miejscach które rejestrują obraz. Są wyposażone w czujniki ruchu i diody podczerwieni, dzięki czemu pracują nawet w zupełnych ciemnościach. – Cały czas zmieniamy ich lokalizację, aby złodzieje nie mogli ich zlokalizować. To bardzo przydatne urządzenia. Wiemy co się dzieje w lesie gdy jesteśmy nawet w jego innej części. Na zdjęciach najczęściej są zwierzęta ale i osoby spacerujące, samochody, które nie powinny tu wjeżdżać, słowem wszystko co się rusza. Złodzieje mają najróżniejsze metody. Bywało i tak, że spacerowali w dzień i wybierali sobie najładniejsze choinki oznaczając je wstążką. Wracali w nocy i wycinali co sobie wcześniej upatrzyli– wylicza szef strażników.
Kazimierz Szweda, co jakiś czas ożywia widząc świeże ślady samochodów. Sprawdza każdy taki „trop” jeden z nich prowadzi do miejsca kradzieży. Złodziej ściął blisko trzymetrowe drzewko, aby zabrać tylko jego czubek. Całe nie zmieściłoby się pewnie w domu. – Największe szkody wyrządzają nie ci, którzy wycinają jedno drzewko, ale handlarze. Miejscowych mimo kar, już się już się nie wychowa. Po choinkę chodził jego dziadek, ojciec, a teraz przygląda się syn, który za parę lat przyjdzie tu z siekierą. Oni wytną jedno drzewko i wrócą za rok. Inaczej jest z tymi, którzy kradną większa liczbę drzewek na handel. Ci potrafią wyciąć drzewka do pnia zostawiając pusty plac w uprawie – mówi strażnik leśny.
Wjeżdżamy na teren Żor. Strażnik Maciej Wójcik, który towarzyszy nam w samochodzie zauważa coś podejrzanego w młodniku. Strażnicy, cofają samochód i faktycznie – kolejny pień. Strażnik wkrótce znajduje kolejne. Kiedy stoimy przy młodniku podjeżdżają dwa auta. Okazuje się, że to pracownicy Leśnictwa Żory, które podlega Nadleśnictwu Rybnik. – Widziałem, świeże ślady, już myślałem, że złapię złodzieja – mówi leśniczy witając się ze strażnikami. To najlepiej obrazuje atmosferę przed świętami w lasach. Jak mówi Maciej Wójcik na akcji wspomaga ich często policja. – Razem jest bezpieczniej i możemy prowadzić akcje na większym obszarze. Nie ma reguły jeśli chodzi o złodzieja. Zatrzymywaliśmy już drogie luksusowe auta z siedzeniami i bagażnikiem załadowanymi drewnem. Były pojazdy z usuniętymi rejestracjami. Chyba widzieliśmy już wszystko. Nigdy nie wiemy kogo spotkamy i co ma do stracenia, jak się będzie zachowywał. Dlatego jesteśmy wyposażeni w broń. Często jesteśmy zdani tylko na siebie. To jest las i nie ma żartów – wylicza Wójcik.
Wycinaniem drzewek, już legalnym, zajmują się pracownicy nadleśnictwa. Ładne drzewko i pochodzące na pewno z legalnego źródła można kupić w leśniczówkach. Za kradzież straż leśna wlepia mandat do 500 złotych lub kieruje sprawę do sądu gdzie grzywna może wynieść nawet 5 tysięcy złotych.
Adrian Czarnota