Charlie i Katar czyli kasa misiu, kasa
„Charlie Hebdo”, słynny od niedawna francuski pseudosatyryczny szmatławiec, po zamachu zwiększył nakład z 60 tys. do 7 milionów. W finale mistrzostw świata w piłce ręcznej zagrała reprezentacja Kataru, w której nie było żadnego Katarczyka. Te dwa fakty łączy konkluzja, że jeśli poziom głupoty ludzkiej i zaniku przyzwoitości ma zwiastować koniec świata, to jesteśmy już blisko niego.
Zamordowanie 12 członków redakcji francuskiego pisma to bez wątpienia wielka tragedia, a morderców nikt normalny nie usprawiedliwia. Czy ten dramat daje jednak tym co przeżyli prawo do wielkiego skoku na kasę, nawet jeśli ma ona pochodzić tylko z kieszeni zidiociałych czytelników? Być może nie ma już granic, których nie można przekroczyć pod pozorem pseudointelektualnego bełkotu i robienia na nim pieniędzy. Cóż za głęboka myśl jest w karykaturze homoseksualnego stosunku Trójcy Świętej? Albo taki oto ubaw po pachy, że Jan Paweł II pokazany jest jako Polak-hitlerowiec, który zbudował Auschwitz, do tego morderca, erotoman i pedofil. Czy wreszcie wydany właśnie w 7-milionowym nakładzie (w Polsce po 40 zł!) numer z Mahometem na okładce, którego postać po odwróceniu łatwo przypomina dwa męskie członki (to nie moje fantazje, ale opinia ekspertów).
Z kolei mistrzostwa w szczypiorniaku pokazują, że korupcja i układy w piłce nożnej to pikuś. W końcu za takie machloje, jeśli ma się pecha, to jednak czasem można wpaść i nawet posiedzieć. W Katarze pokazano, że jeśli masz kasę, to robisz przekręt oficjalnie i legalnie. Budujemy parę hal sportowych, kupujemy zawodników, którzy pustynne państewko widzieli wcześniej tylko na widokówkach, finansujemy przelot i pobyt kibicom z Europy (bo miejscowi pewnie nawet nie wiedzą kiedy klaskać). I gotowe! No, ale ktoś, czyli w tym wypadku międzynarodowy związek czcicieli mamony w sporcie, na to wszystko wyraził zgodę, więc może nie czepiajmy się tylko szejków. Dlaczego działacze bełkoczący oficjalnie o uczciwej sportowej rywalizacji zgodzili się na to? Ano pewnie hojnie ich do tego zachęcono. Choć stawiam, że kalkulowali przy tym na chłodno i wyszło im, że „ciemny lud” i tak wszystko kupi.
Tu powinna być puenta, albo chociaż iskierka nadziei. Niestety, puenta jest aż nadto oczywista by obrażać nią tych, którzy są w stanie przeczytać powyższy tekst składający się aż z ponad 2300 znaków. A nadzieja, cóż, ponoć umiera ostatnia...
Arkadiusz Gruchot