Szykuje się drenaż kieszeni kierowców, którzy mają za ciężką nogę
2280 zł - nawet tyle mandatu wedle proponowanych zmian zapłacą kierowcy, którzy nagminnie przekraczają prędkość
REGION Jak informują ogólnopolskie media w tym roku kierowców może czekać drastyczna podwyżka mandatów za przekroczenia prędkości. Jeśli wejdzie w życie propozycja grupy posłów PO, to rekordziści za jedno wykroczenie zapłacą nie 500 zł jak dotychczas, a ponad 2000 zł! Wysokość mandatów będzie zaś zależeć od średniej pensji w gospodarce narodowej. A to oznacza, że kierowców może czekać coroczna korekta taryfikatora.
Drastyczna podwyżka mandatów
Posłowie chcą by za przekroczenia prędkości kierowcy płacili ułamek średniej pensji, która obecnie wynosi 3800 zł. Ułamek ten będzie różny w zależności od tego czy wykroczenie zostanie popełnione w terenie niezabudowanym czy zabudowanym. Dziś kierowca, który przekroczy prędkość o 10 km/h płaci 50 zł mandatu. Jeśli zmiany wejdą w życie, to w terenie zabudowanym będzie to 114 zł, a w niezabudowanym 57 zł. Przekroczenie prędkości w przedziale 21-30 km/h dziś skutkuje mandatem w wysokości do 200 zł. Według propozycji w terenie niezabudowanym kwota ta spadnie do 190 zł, ale w zabudowanym wzrośnie do 380 zł. Kierowcy, którzy mają bardzo ciężką nogę i przekraczają prędkość powyżej 50 km/h dziś płacą do 500 zł mandatu. Propozycja posłów zakłada, że takim przypadku w terenie niezabudowanym mandat wyniesie 20 procent średniej pensji, czyli 760 zł, a w terenie zabudowanym 40 procent średniej pensji, czyli 1520 zł! Na baczności będą musieli się mieć zwłaszcza kierowcy, którzy często łamią przepisy, bo za czwarte i kolejne przekroczenie prędkości mandat ma wzrosnąć o 50 procent, maksymalnie do kwoty 2280 zł, a więc ponad czterokrotnie więcej niż dziś. Faktem jest, że w innych krajach Europy (nie tylko Zachodniej) stawki mandatów za prędkość są nawet wyższe. Na Słowacji przekroczenie prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym skutkuje mandatem 440 euro, a w niezabudowanym 400 euro.
Straże nie zarobią
Zmiany nie będą jednak polegać tylko i wyłącznie na podwyżce mandatów. Wygląda na to, że strażom miejskim zostanie wyjęty z rąk główny oręż do reperowania samorządowych budżetów. Strażnicy stracą bowiem prawo do korzystania z fotoradarów. Urządzenia stacjonarne ma przejąć Inspekcja Transportu Drogowego, przenośne trafią do policji. W powiecie wodzisławskim do niedawna z takich urządzeń korzystały dwie straże. Przyznajmy, w dość umiarkowany sposób, jeśli porównać to z „osiągnięciami” straży gminnych, funkcjonujących w tzw. przelotowych miejscowościach. Wodzisławska straż urządzenia nawet sama się już pozbyła. Przenośnego używa ciągle jeszcze straż miejska w Rydułtowach. W zeszłym roku nałożyła 658 mandatów za wykroczenia ujawnione przez fotoradar. Na łączną kwotę 111 tys. zł.
Od „fotki” już się nie wymigasz
Według proponowanych zmian inaczej będzie przebiegał proces karania kierowców „ustrzelonych” przez fotoradar. Obecnie właściciel auta albo musi przyznać się do kierowania pojazdem, albo wskazać innego kierowcę. Karą jest mandat i punkty karne. Właściciel auta może jednak również zasłonić się niepamięcią. Wówczas otrzymuje mandat za niewskazanie sprawcy, ale unika punktów karnych. Według proponowanych zmian właściciel będzie karany na podstawie procedur administracyjnych. Dostanie mandat zgodny z nowym taryfikatorem, ale bez punktów karnych. Chyba, że wskaże innego kierującego i sam uzyska od niego oświadczenie o przyznaniu się do winy. Jeśli nie uzyska oświadczenia otrzyma karę administracyjną, podobnie jak w przypadku, kiedy nie odpowie na wezwanie. To spora zmiana, bo obecnie po wskazaniu przez właściciela auta innego kierującego, administrator fotoradaru musi wysłać korespondencję do wskazanej osoby. To powoduje przeciągnięcie sprawy i nierzadko jej przedawnienie (kiedy mija rok od popełnienia wykroczenia).
(art)
Komentarz
Temat proponowanych zmian w wysokości mandatów jest mocno komentowany w sieci. Jedni twierdzą, że propozycja jest sensowna i wskazana, bo dzisiejsze mandaty są zbyt małe. Inni pytają czy to po prostu nie efekt tego, że obecne wpływy z mandatów do budżetu państwa są znacznie niższe nie zakładają kolejni ministrowie finansów. Jeszcze inni godzą się na nowy taryfikator – pod warunkiem, że ich pensja faktycznie osiągnie mityczną krajową średnią. Nie brak również głosów, że owszem podwyżka mandatów jest wskazana, ale musi iść w parze ze zrobieniem porządku z oznakowaniem na drogach. Pewnie wszyscy po części mają rację. Obawiam się jednak, że rząd poprzestanie jedynie na wyższych mandatach, reperując przy okazji budżet. Tymczasem dla większość Polaków owa średnia krajowa pensja, która będzie podstawą wysokości stawek mandatów w dalszym ciągu pozostanie bardzo wirtualna. Obstawiam, że o porządku w oznakowaniu dróg również możemy zapomnieć.
Artur Marcisz