Radny apeluje o zgłaszanie się rodzin, które doświadczyły Tragedii Górnośląskiej
WODZISŁAW ŚLĄSKI
Radny Adam Króliczek przygotował projekt uchwały w sprawie upamiętnienia ofiar Tragedii Górnośląskiej. I ten projekt wycofał. Dlaczego? - Fakt tragedii jest bezsporny, jednak dałem się przekonać dyrektorowi muzeum, żeby wpierw sprawdzić, czy na ziemi wodzisławskiej były przypadki męczeństwa i zsyłek do ZSRR. Na razie ani w IPN, ani w innych instytucjach nie ma udokumentowanych przypadków – mówi radny. O tym, że miejscowi zaznali cierpień od władzy ludowej świadczy sam Adam Króliczek. Władza ludowa zatrzymała dwóch jego krewnych. Jednym z nich był dziadek. Radny nie wie dokładnie, w jakich okolicznościach dziadka aresztowano. W każdym razie komuniści umieścili go w obozie na Śląsku, najpewniej w Świętochłowicach. Spędził tam kilka miesięcy. - Tyle wiem, że go nie wywieźli do Związku Radzieckiego – wspomina radny. Drugiego krewniaka prawdopodobnie aresztowano, kiedy jechał z workiem pszenicy. Wrócił do domu po czterech latach. Podobnych historii mogło być więcej. Radny przypuszcza, że mieszkańcy za komuny nie chcieli ich zgłaszać obawiając się o bezpieczeństwo swoje i bliskich. Dziś jednak o przeszłości można mówić swobodnie, dlatego radny proponuje, aby mieszkańcy zgłaszali się do muzeum, biblioteki czy mediów. Zwłaszcza, że jest dobry powód – bieżący rok został ogłoszony przez Sejmik Śląski Rokiem Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945 roku. Niewykluczone, że kiedy już miasto zgromadzi informacje o mieszkańcach doświadczonych tragedią, wróci temat przyjęcia okolicznościowej uchwały.
(tora)