Jak zginęła rodzina policjanta?
Cała Kuźnia Raciborska jest wstrząśnięta dramatem, do którego doszło w jednym z mieszkań na osiedlu Świerczewskiego. Nie żyje małżeństwo policjantów i ich małe dziecko. Nie jest jasne jak doszło do tragedii.
Światło w łazience
– U policjantów ktoś strzela – takie dramatyczne zgłoszenie odebrał 2 kwietnia, kilka minut po godzinie 21.00, dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu. Dzwoniła mieszkanka bloku przy ulicy Świerczewskiego w Kuźni Raciborskiej zaniepokojona awanturą na trzecim piętrze. Na miejsce skierowano patrole policji, pogotowie ratunkowe oraz straż pożarną. Po otwarciu mieszkania, w przedpokoju, zauważono leżącą kobietę z raną postrzałową czoła a obok ranne w pierś dziecko. Oboje nie dawali oznak życia, policjanci i ratownicy musieli się jednak wycofać z mieszkania. Przebywał w nim jeszcze ojciec dziecka. Na wołania nikt nie reagował, z przedpokoju było widać jednak włączone w łazience światło. Policjanci nie mieli pewności, czy ich kolega żyje i czy nie otworzy ognia w ich kierunku. Na miejsce wezwano antyterrorystów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Ci po wejściu do pokoju, w fotelu znaleźli zwłoki Tomasza M., policjanta z kilkunastoletnim stażem, który prawdopodobnie strzelił sobie w głowę. Lekarz pogotowia ratunkowego mógł tylko stwierdzić zgon 41-latka, jego 40-letniej żony i półtorarocznego synka.
Chciał być bliżej żony
Co wydarzyło się przy Świerczewskiego? W całej tragedii należy używać trybu przypuszczającego oraz słowa „najprawdopodobniej”. Dramat rozegrał się w czterech ścianach dwupokojowego mieszkania na trzecim piętrze, bez świadków, a wszyscy jego uczestnicy nie żyją. – To był taki spokojny człowiek – kręcą głową z niedowierzaniem sąsiedzi. Tomasz M. miał opinię skrytego. Razem z żoną Ewą pracowali w Komisariacie Policji w Kuźni Raciborskiej. 41-latek przez lata był dzielnicowym, miał doskonałą opinię, świetnie znał teren. Jakiś czas temu nieoczekiwanie poprosił o przeniesienie do prewencji. To dla policjanta oznacza tzw. niższą grupę zaszeregowania i gorsze zarobki. Dzięki temu jednak pracował w tym samym pionie co jego żona Ewa. Para niedawno temu wzięła ślub. Rok wcześniej, w listopadzie urodził się ich syn Jakub. Współpracownicy Tomasza M. domyślali się, że nie układa mu się z żoną. Ona coraz częściej miała grozić mu odejściem.
Zabierali broń do domu
Tragedia dotknęła więcej osób, niż się można spodziewać. Poza półtorarocznym synem Jakubem, zarówno Tomasz M., jak i Ewa M. mieli dzieci z poprzednich małżeństw. Mężczyzna miał trójkę dzieci, kobieta – dwójkę. Tomasz M. poprzednio był żonaty również z policjantką. Razem mieszkali przy tej samej ulicy w czteropokojowym mieszkaniu w tzw. nowych blokach. To dobra lokalizacja w Kuźni Raciborskiej zarządzana przez raciborską Spółdzielnię Mieszkaniową „Nowoczesna”. Małżeństwo szybko popadło jednak w długi. – W tym okresie w małżeństwie wybuchały awantury. Przełożeni Tomasza M. jeździli tam na interwencje, zabierano mu również służbową broń – wspomina osoba znająca kulisy sprawy. – Przesłuchujemy sąsiadów, spodziewamy się, że ich zeznania mogą nam pomóc w wyjaśnieniu przebiegu tej tragedii – mówi podkomisarz Mirosław Szymański, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu.
Para rozwiodła się, a mieszkanie zostało sprzedane by spłacić zobowiązania. Tomasz M. wynajął dwupokojowe mieszkanie, w którym zamieszkał z Ewą, przy tej samej ulicy, gdzie wcześniej żył ze swoją pierwszą żoną. W nocy z 2 na 3 kwietnia, kiedy doszło do tragedii, kobieta wróciła z pracy a jej mąż miał iść na nocną zmianę. Do pracy nie dotarł. W mieszkaniu zabezpieczono dwie sztuki broni palnej kaliber 9 milimetrów. To broń służbowa zmarłych. Małżeństwo zabierało ją do domu, choć mieli możliwość przechowywania jej na komisariacie.
Szukają prochu
Formalnie 3 kwietnia Prokuratura Rejonowa w Raciborzu wszczęła śledztwo o czyn z artykułu 148 paragraf 1 kk czyli zabójstwo, w tym wypadku trzech osób. – Postanowiliśmy zasięgnąć opinii Zakładu Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, który dokona oględzin zewnętrznych i wewnętrznych zwłok. Dopiero po sekcji będziemy mieli pewność, co było bezpośrednią przyczyną śmierci małżeństwa i dziecka – mówi prokurator Franciszek Makulik, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu.
Jak zginął chłopczyk
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, sekcja ma wyjaśnić również dokładne przyczyny śmierci dziecka. Na jego brzuchu wprawdzie leżała łuska z pocisku, ale według uzyskanych przez nas informacji, dziecko mogło nie zginąć od kuli. Na zwłokach chłopczyka, niedaleko lewej piersi, ujawniono ranę z tzw. podbiegnięciem krwawym. Ta według wstępnych oględzin wygląda na ranę kłutą. Policjanci mieli problemy ze znalezieniem narzędzia, którym mogłaby zostać zadana. Kto strzelał? Między innymi odpowiedź na to pytanie dadzą wyniki badań zabezpieczonych śladów. Nie tylko daktyloskopijnych. W momencie oddania strzału, między innymi na rękach strzelającego osadzają się produkty spalania prochu znajdującego się w pociskach. – Po zabezpieczeniu zwłok wykonano badania na obecność cząstek prochu zarówno kobiety jak i mężczyzny. – Czekamy na wynik tych badań – mówił nam w piątek prokurator.
Kto zranił dziecko?
Śledczy wstępnie wykluczyli, że do śmierci rodziny przyczyniły się osoby trzecie. W mieszkaniu nie było śladów włamania. 40-latka miała raną postrzałową głowy pomiędzy brwiami, Tomasz M. przestrzeloną głowę z przyłożenia do szyi. O ile jedna z hipotez pozwala zakładać, że oba strzały oddawał Tomasz M., o tyle nie jest jeszcze jasne kto miał śmiertelnie zranić dziecko.
Podczas grudniowej imprezy raciborskich funkcjonariuszy Tomasz M. pojawił się z synem Kubusiem. Dziecko nie schodziło z jego kolan. – Wyrażamy szczere i głębokie współczucie dla rodzin i bliskich tragicznie zmarłych funkcjonariuszy i ich dziecka – napisała na swojej stronie Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach.
(acz)