Mieczysław Kieca: Czekam na propozycje przedsiębiorców co do ożywienia centrum
W nawiązaniu do ubiegłotygodniowego artykułu „Centrum Wodzisławia wymiera” rozmawiamy z prezydentem miasta Mieczysławem Kiecą, m.in. o przyczynach pustoszenia lokali, pomysłach na ożywienie starówki, czy współpracy z biznesmenami.
Co pan sądzi o artykule „Centrum Wodzisławia wymiera”?
Przyznam, że artykuł w gazecie bardzo miło mnie zaskoczył. Znam poglądy wielu osób na temat tego, dlaczego lokale stoją puste. Sam zrobiłem też takie badania w zeszłym roku, kiedy w mojej kamienicy zwalniał się jeden mały lokal. Szukaliśmy najemcy od strony ul. Konstancji i byłem ciekaw, jak to się uda. Wynajęliśmy na zakładkę, tzn. jeden najemca opuszczał, drugi wchodził. Lokal ani dnia nie stał pusty. Lokal mieliśmy wyremontowany, zainwestowaliśmy w niego, a cena była jedną z niższych na ul. Konstancji od lat. Przyjęliśmy założenie, że też płacimy podatek od nieruchomości i o wiele lepiej mieć wynajęty lokal, niż żeby bardzo długo stał pusty. A wracając do badania - poprosiłem mojego znajomego, żeby podzwonił do właścicieli będących na wynajem lokali i dowiedział się, jakie są ceny najmu. Zależało mi, by mieć rozeznanie. Na część telefonów nikt nie zareagował, nie odebrał. Niektórzy ludzie nie mieli czasu się spotkać, albo mówili, że to zależy od różnych rzeczy. Zdecydowanie za dużo było różnych „ale” jak na osoby, którym powinno było zależeć na wynajmie swoich lokali. A niektóre z lokali na ul. Konstancji są w opłakanym stanie. Jeżeli daję lokal, w który trzeba zainwestować kupę pieniędzy i jeszcze chciałbym 50 zł/m kw. najmu w Wodzisławiu Śl., to chyba się pomyliłem.
Czyli 50 zł to dużo?
Uważam, że dużo.
To jaka powinna być realna cena?
20 - 30 zł. Myślę, że przy dzisiejszej koniunkturze trzeba się przyzwyczaić do takich cen. To już nie jest główna ulica handlowa. I nie będzie póki sklepy nie będą otwarte po godz. 18.00.
Mówi pan ogólnie o starówce, czy o ul. Konstancji?
Największy problem jest na ul. Konstancji. Kiedy otwarła się galeria handlowa, przestało być problemem wynajęcie lokalu na ul. Kubsza. Kiedy zawaliła się kamienica na rogu ul. Kubsza, przy Placu Gladbeck, to liczba osób szukających tam lokalu spowodowała, że dziś już nie ma czego w tej lokalizacji wynająć. Wszystko jest zajęte. To jest dobre miejsce do handlu, bo tam chodzą ludzie. Na Targowej praktycznie wszystko jest wynajęte, więc problemu nie ma. Na rynku nie ma dziś wolnych powierzchni. Nasz ZGMiR miał na rynku dwa lokale. Jeden wynajęliśmy pod gastronomię pani, która chciała poszerzyć swój lokal. W drugim chcieliśmy umiejscowić gastronomię z ogródkiem, ale chętnych nie było i wynajęliśmy lokal pod usługi kredytowe. Uznaliśmy, że skoro nie ma takiego najemcy, jakiego się chce, weźmy tego, który jest, bo lepiej, kiedy lokal nie stoi pusty. Założę się, że puste lokale będą wciąż na Minorytów. Kiedy z okolic ul. Konstancji rezygnował jeden z przedsiębiorców, pytałem „dlaczego się przenosisz?”. A on „Bo tam nie idzie z nikim handlować.” Bo jak z kimś rozmawiał, żeby otworzył sklep dłużej, to każdy to miał gdzieś. Powiedział mi, że on i żona są nauczeni pracy i dziwi go postawa „mam kamienicę i uważam, że mi się należy”. Przeniósł się bliżej galerii i w godz. od 17.00 - 19.00 wypracowuje 30 proc. dziennego obrotu. Ludzie zamykają sklepy o 17.00 i idą do niego na zakupy.
Poza tym, załóżmy, pracuje pan w urzędzie, kończy pracę po 15.00. Zaparkuje pan gdzieś autem pod sklepem w centrum? Przy dużym szczęściu. Strefa płatnego parkowania obowiązuje do 16.00, potem przez godzinę miejsca postojowe są zapełnione. Mija piąta, wszystko znika, tylko sklepy są nieczynne. Jeśli klient pracuje w Katowicach, Gliwicach, Raciborzu, wraca po dziecko do przedszkola, chciałby coś zjeść, oporządzić dom, nie ma szans, by zrobił zakupy w godz. 9.00 - 17.00.
Rozumiem, że pana analiza stanu faktycznego jest zbieżna z przedstawioną w artykule. Pytanie, czy pan jako gospodarz miasta widzi swoją rolę w zmianie tego stanu rzeczy.
Oczywiście rolą prezydenta nie jest prowadzenie biznesu. Ale rolą prezydenta jest sprzyjanie rozwojowi biznesu. Sprzyjać nie znaczy robić interesy za biznes. To podstawa. Co możemy? Dostosować strefę płatnego parkowania do otoczenia, bo tu jesteśmy regulatorem. Wydłużamy strefę do godz. 17.00, żeby wymusić rotację na miejscach postojowych. Aby rotacja była skuteczna, musimy poprawić kontrolę. Ona nie była najlepsza. Wiele osób wie, kiedy odbywa się kontrola. Nie mam tylu ludzi dla lepszej kontroli, a nie zatrudnię więcej, bo to są koszty. Musiałbym przyjąć na umowę o pracę, z trzynastką, itd. Wolę powierzyć administrowanie strefą prywatnej firmie w zamian za procentowy udział w opłatach parkingowych. Wtedy w interesie parkingowych będzie pilne kontrolowanie.
Dalej będziemy czynili starania na rzecz ożywienia starówki, jak to było z jarmarkiem wielkanocnym. Przypomnę, że do 2007 r. były jarmarki na rynku, ale padły, bo bardziej chciało ich miasto niż przedsiębiorcy. Teraz z pomysłem jarmarku przyszli przedsiębiorcy, i był to strzał w dziesiątkę. Więc w takie inicjatywy będziemy wchodzić. Będziemy chcieli ożywić rynek poprzez akcje weekendowe. Świetnie pokazał to ostatni piknik militarny. Byłem na rynku kilka razy, ostatni raz wieczorem, towarzysko. I o 19.00 ludzie byli na rynku.
Chcielibyśmy, nie mówię, że w tym roku, bo to kwestia finansów, stworzyć na rynku coś w rodzaju placu zabaw. Myślę o górnej pierzei, teraz czyścimy tam zieleń, więc robi się przestrzeń. Kiedy będzie plac zabaw, na rynku pojawią się dzieciaki z rodzicami. To słoneczne miejsce, moglibyśmy pomyśleć o leżakach, czytelni pod chmurką. Muszę jednak myśleć, jak to zrobić, by nie musieć uzyskiwać pozwoleń konserwatorskich. Bo jak wejdziemy w uzgodnienia z konserwatorem, to utknę na dwa lata z projektem i możemy zostać z niczym.
Wywiad nagrywam, jest pan świadomy.
Ależ oczywiście. Działam w granicach prawa.
Jeśli np. przedsiębiorcy przyjdą z projektem mapy sklepów, gdzie rynek byłby strefą handlu (kiedyś to proponowaliśmy, mogło się nie spodobać, może być inny pomysł), to my w to wejdziemy, np. pieniędzmi miejskimi w reklamę. Ale ktoś musi chcieć być na tej mapie handlu.
Właśnie, czy przedsiębiorcy są partnerem. Wróćmy do jarmarku wielkanocnego. Kramy były otwarte do godz. 19.00. Właściciele niektórych sklepów deklarowali wydłużenie handlu do tej samej godziny na czas jarmarku, a kiedy jarmark się rozpoczął wycofali się.
Moją rolą jest podjęcie rozmów, kiedy zbierze się grupa chętnych do jakiegoś działania. Jako prezydent nie mogę rozmawiać czy wejść z pieniędzmi publicznymi w akcję, którą są zainteresowani pojedynczy przedsiębiorcy z różnych ulic. Ale gdyby zebrało się np. 50 - 80 przedsiębiorców i zgłosiliby konkretny pomysł, uważam, że potrafiłbym przekonać radę do zainwestowania w to. Przy czym nie może to być tylko kwestia wydłużenia godzin handlu do 18.00 czy 18.30. To można było zrobić 7-8 lat temu. Widziałbym np. tabliczki „mówię po czesku”, przy czym ktoś by rzeczywiście w sklepie musiał w tym języku się porozumieć. Czy np. robimy przewodnik w języku czeskim nastawiając się na konkretnego odbiorcę, biorąc pod uwagę kurs korony czeskiej. Ale nie możemy wchodzić w takie akcje, jeśli chętnych do współpracy będzie zaledwie parę osób.
Przy okazji, nie udało się miastu znaleźć chętnego na prowadzenie drugiego ogródka letniego na rynku. Wydawałoby się, że przedsiębiorcy powinni się wręcz zabijać o taki biznes. Cena była za wysoka?
Nie do końca. Kilka lat lat temu wychodziliśmy od 50 zł/m kw. Teraz cena jest na poziomie 30 zł/m kw, a od 6 lat praktycznie do przetargu startuje jedna firma. Nie ma wielu chętnych. Za to rozwijają się ogródki poza płytą główną rynku, przy lokalach. Bo ludzie już nie chcą samego piwa, tylko jeszcze czegoś do zjedzenia. A na płycie rynku, przy samodzielnym ogródku nie jest łatwo to zapewnić.
Jest zatem sens organizować przetarg?
Dajmy sobie czas, pierwszy raz mamy mniejszy ogródek na rynku. Zobaczymy, jak sobie będzie radził. Niewykluczone, że w przyszłości znajdziemy dla tego miejsca na rynku inną funkcję.
Wspomniał pan o placu zabaw, a nie widziałby pan potrzeby poprawy wizualnej centrum, zadbania o małą architekturę, np. o fontannę na rynku, tak, aby zachęcić chociażby mieszkańców osiedli do spaceru po starówce?
Sama fontanna czy ładna trawa do tego nie zachęci. Chyba, że jakaś wielka, podświetlana, wtedy pewnie byśmy polemizowali. My ze swojej strony stopniowo nieustannie poprawiamy wygląd rynku, zresztą nie tylko jego. Układamy nową kostkę, porządkujemy skwery, w tym przy bibliotece, muzeum, za USC. Do dekorowania używamy m.in. kolorowej kory. Ale zastanówmy się, po co ludzie z osiedli mieliby przyjeżdżać na rynek?
Wie pan, mieszkam na osiedlu na peryferiach Rybnika, ale lubię zabrać rodzinę na lody na rynek.
Dobrze, ale niech się pan postawi na miejscu mieszkańca osiedla XXX-lecia. Po co miałby spędzać czas na rynku?
Bo może chciałby tam pospacerować w ładnym otoczeniu?
Przez dwie kolejne niedziele około południa wybrałem się na piechotę na ul. Radlińską i na Trzydziestkę pogadać z ludźmi. Rozmówcy byli różni. Generalnie mówili, że nie mają potrzeby iść na rynek, bo na Trzydziestce mają wszystko. Młodzi spędzają czas na skateparku w parku rozrywki. Jest Warka, do której można iść zobaczyć mecz, zjeść coś, spotkać się ze znajomymi. Do knajpy na rynku może pójdzie młodzież, jeśli się wcześniej umówi na Facebooku. Myślę jednak, że na naszej starówce i w jej okolicach też widać coraz więcej wieczornego życia. Padają porównania do Rybnika, że tam wieczorem są ludzie na rynku. Ale dlaczego? Bo są tam dwie galerie. To mam pozwolić na otwarcie drugiej galerii? Przecież wypompowałaby resztę pieniędzy. Gdyby dziś przyszedł do mnie deweloper z wnioskiem o udostępnienie powierzchni pod galerię, miałbym poważną wątpliwość, czy to rekomendować radzie
Chyba, że chciałby budować przy górnej pierzei rynku. Wtedy ludzie przechodziliby przez rynek z jednej galerii do drugiej.
Nie ma takiego terenu, chyba, że wszedłby do Koncentratów. Musimy znaleźć własną formułę na ożywienie śródmieścia. Myślimy np. o jednym rozwiązaniu. Przy okazji centrum przedsiadkowego ma kursować autobus z dworca kolejowego do autobusowego. Rozważamy, czy dla ożywienia rynku nie puścić tej linii fragmentem ul. 26 Marca, Placem Gladbeck i potem z przystankiem na Sądowej. Zlecimy ekspertom wykonanie takiej analizy.
Wie pan, ożywienie centrum to złożony problem, na który nie ma prostej odpowiedzi. Nawet niemieckie miasta liczące 40 - 50 tys. mieszkańców nie potrafią sobie z tym poradzić. Mówił mi o tym właściciel firmy Pol-Eko, który dobrze zna niemieckie realia. Tam na rynkach niektórych miast nie ma sklepów, tylko ładne witryny, z informacją, że sklep mieści się w takiej czy innej galerii. Jest wrażenie, że ulica żyje, ale nic się tam nie sprzedaje.
Jest też model deptaków. Tu napotykamy z kolei na problemy związane z ochroną przeciwpożarową. Widziałem kiedyś na Zachodzie ulicę zadaszoną przeszkloną konstrukcją. Myślałem o czymś takim pod kątem ul. Konstancji. Ludzie mogliby się spokojnie przemieszczać nawet w deszczowy dzień. Ale nie przejdziemy naszych przepisów przeciwpożarowych, bo straż musi mieć możliwość wysunięcia drabiny. Na Zachodzie można, u nas nie. Gdzieś można zobaczyć fajny pomysł, ale nie zawsze da się go przenieść na własne podwórko.
Wróćmy do Wodzisławia. Jest już w centrum kilka lokali mających dużo klientów, bawiących się do 1.00 w nocy czy później, jak Pilsner, Jigger czy otwarty w weekend majowy Z innej beczki. I już mam sygnały sąsiadów, że będą występować do prezydenta o odebranie koncesji na alkohol, bo jest za głośno. Na coś musimy się zdecydować. Czy centrum miasta, niekoniecznie sam rynek, ma tętnić życiem, czy być sypialnią?
Rozmawiał Tomasz Raudner