Jej mąż został zastrzelony przez Rosjan. Wspomnienia 100-latki
Życie mocno ją doświadczyło. Brutalnie straciła pierwszego męża, musiała ciężko pracować. Ale Pan Bóg, do którego codziennie się modli, po stokroć jej to wynagrodził. Obdarował kochającą rodziną, dał optymizm, ciekawość świata i pozwolił zachować niespotykaną w tym wieku sprawność umysłu - bo Zofia Liput z Pszowa świętowała właśnie 100. urodziny.
PSZÓW Życzenia przyjmowała na siedząco, ponieważ ma kłopoty z chodzeniem. Poza tym jest w świetnej formie. Komunikatywna, towarzyska, dużo czyta. I zdecydowanie nie wygląda na swój wiek. Do tej pory ma gęste i zdrowe włosy. Jako młoda dziewczyna zaplatała je w warkocz, który sięgał aż po pas. Albo układała z warkocza „koronę” wokół głowy. - Jak ta... - przypomina sobie jubilatka. - ... Tymoszenko!
Wielodzietna rodzina
Zofia Liput przyszła na świat 4 maja 1915 r. w niemieckim mieście Bottrop. Jej ojciec wyemigrował tam za pracą. Jego pierwsza żona, z którą miał pięcioro dzieci, zmarła. Wziął więc ślub ponownie, z matką pani Zofii. Urodziło im się troje dzieci: Stanisław, August i właśnie Zofia.
Nowy dom
Gdy Zosia miała 6 lat, a więc w 1921 r., rodzina wróciła do Pszowa. Dlaczego? Z powodu plebiscytu na Górnym Śląsku. Chcieli wziąć udział w głosowaniu. - Dzieci z pierwszego małżeństwa, które były już większe, zostały w Niemczech, pracowały u bauerów - wyjaśnia Kornelia Swacha, wnuczka jubilatki.
Początkowo rodzina zatrzymała się u ciotki na Brzeziu. Ale szybko kupili w Pszowie działkę przy ul. Pszowskiej w Pszowie, bo parcelowano ziemię w miejscu, gdzie wcześniej był dwór. - Kątem pomieszkiwali w jednym pokoju u sąsiada, a jednocześnie budowali dom, do którego się wprowadzili - dodaje wnuczka jubilatki.
Dwa małżestwa
W 1945 r. wydarzyła się tragedia. Pierwszy mąż pani Zofii, Teodor, został zamordowany przez Rosjan, którzy urządzili sobie libację. - Niemcy uciekali, a Rosjanie tu weszli. Pijani go zastrzelili - wspomina z żalem. - Miałam już syneczka i córeczkę - dodaje.
Drugi mąż jubilatki, Tadeusz, był od niej młodszy o 10 lat. Z tego względu dbał o żonę z jeszcze większą troską. - On tak się zawsze o nią martwił! Powtarzał, że jakby tylko coś mu się stało, to żeby wziąć ją pod opiekę. Bo jakby jej coś się stało, to on tego nie przeżyje. Zmarł młodo, w wieku 66 lat. Gdyby tylko wiedział, że jego żona będzie świętować 100. urodziny... - podkreśla pani Kornelia.
Powrót do domu
Pani Zofia całe życie pracowała ciężko na polu. Teren do obrobienia był duży, bo od Pszowskiej po Śląską. - A wiadomo, kombajnów nie było. Dziadek kosił, babcia wiązała, dzieci i wnuki pomagały - przyznaje pani Kornelia.
W pewnym momencie dom, w którym wychowała się i mieszkała jubilatka, trzeba było zburzyć. Ze względu na szkody górnicze. Pani Zofia przeniosła się więc do bloku na Os. Tytki w Pszowie. - Powoli powstawał nowy, wzmocniony dom, w którym dziś mieszkamy. Ale babci trudno było wrócić do niego z bloku. Przyzwyczaiła się do swojego mieszkania. Jednak sama, bez opieki, nie mogła zostać. Więc jej nowy pokój przypomina ten, który miała w bloku. Wszystko jej przenieśliśmy, żeby czuła się jak najlepiej - zaznacza pani Kornelia.
Głowa pracuje
Obecnie pani Zofia ma bardzo uporządkowany plan dnia. Budzi się pomiędzy godz. 5.30 a 6.30. I zaczyna się modlić. Następnie, w zależności od tego, kto z pozostałych domowników pierwszy wstanie, przygotowuje jej herbatkę. Na śniadanie musi być kawa zbożowa. Poza tym jubilatka je to, co wszyscy. - Później babcia wraca do swojego pokoju, siada na swoim stołku i modli się albo czyta. Książeczki do nabożeństwa, gazety. Ją wszystko interesuje. Nogi nie potrafią chodzić, ale mózg cały czas musi pracować. Chyba dlatego jest w tak dobrej formie - cieszy się pani Kornelia.
Stałym punktem dnia jest prawdziwa kawa i ciastko o godz. 10.30. Bo pani Zofia to fanka słodyczy. - Jaaa! - potwierdza z uśmiechem. - I kawa - dodaje. Obiad musi być punktualnie o godz. 13.00. Po południu znów ciastko lub inna przekąska. Kolacja około godz. 18.30. - Nie narzeka, wszystko jej smakuje. Po kolacji modli się i idzie spać. Lubi oglądać telewizję. Czasem mówi „kręci mi się w głowie od tego czytania, włącz mi Teleexpress” - mówi wnuczka jubilatki. Pani Zofia to także wielbicielka programu „Jaka to melodia” i serialu „Klan”. - I wszystkich wiadomości, polityki. Nieraz wracam i słyszę od babci „Kornelciu, czy ty wiesz, co tam się stało? Tylu ludzi poginęło!” Bardzo przeżywa smutne wydarzenia - dodaje pani Kornelia. - Patrze i się interesuje. I żal mi. A potem zaś różaniec - zaznacza jubilatka.
Na co dzień pani Zofia jest pogodna, optymistyczna, lubi żartować. - Nie ma dnia, żeby siedziała załamana - chwali babcię 18-letni prawnuk, Marek. - Jak mnie pięć lat temu do lazaretu wzięli, do szpitala, to patrzyłam w górę i mówiłam doktorowi, że już czas iść do nieba. Ale on mi zapowiedział, że jeszcze nie pora. I spełniło się - puentuje jubilatka.
Zofia Liput urodziła 2 dzieci, ma 2 wnuczki, 4 prawnucząt i 3 praprawnucząt.
(mak)