Tępię urzędnicze podejście do mieszkańców
O konieczności odbudowania zaufania mieszkańców do Zakładu Gospodarki Komunalnej i Remontowej, o rezygnacji z usług firm zewnętrznych na rzecz wykorzystania własnych pracowników czy planach powołania do życia spółki zajmującej się zarządzaniem wspólnotami i budową mieszkań rozmawiamy z Krystianem Stępniem, nowym dyrektorem ZGMiR w Wodzisławiu Śl.
Gratuluję wygranego konkursu, choć ktoś może złośliwie zauważyć, że nie po to ściągał pana prezydent Kieca w lipcu 2014 r., żeby teraz miał pan odpaść w konkursie.
Zgadza się, mogą się pojawić takie komentarze, niemniej wierzę, że komisja konkursowa, w której nie uczestniczył pan prezydent, pracowała obiektywnie. Jednym z punktów konkursu było przedstawienie koncepcji funkcjonowania ZGMiR. Przedstawiłem bardzo obszerną koncepcję poprawy warunków mieszkaniowych w Wodzisławiu i ogólnie funkcjonowania ZGMiR w perspektywie krótkoterminowej, także na kolejne trzy i pięć lat. Z tego co nieoficjalnie słyszałem, to wypadłem najlepiej. Komisja zadawała szczegółowe pytania odnośnie znajomości przepisów mieszkaniowych, ustaw, także z tego musiałem mieć pełną wiedzę, a ponadto, nie ukrywam, te 10 miesięcy pracy w ZGMiR pomogło mi w poznaniu zakładu od środka.
Jestem ciekaw, czym przekonał pan komisję. Mam wrażenie, że ZGMiR był postrzegany jak kula u nogi. Ciągle się słyszało o zaległościach, niedoinwestowaniu, problemach.
Rzeczywiście, kiedy przychodziłem do pracy też słyszałem, jak tu jest trudno. Szybko stwierdziłem, że problem jest wyolbrzymiony. Przez te 10 miesięcy pracy było normalne administrowanie, bez poważniejszych kłopotów. Nawet konkretnej skargi na nas nie było. Myślę, że zakładowi została przyklejona niekorzystna łatka, a naszą pracą postaramy się ją zmazać. Po przyjęciu zobaczyłem, że kadra jest dobrze przygotowana, wykształcona, zróżnicowana wiekowo. Nie chcę oceniać poprzedniego kierownictwa, ale trzeba umieć wydobyć z pracowników najlepsze rzeczy. Twierdzę, że to potrafię i bardzo dobrze mi się pracuje. Wprowadziłem jedynie drobne korekty, a 99 procent kadry zostało bez zmian.
Jakie zmiany już pan wdrożył w zakładzie?
Tyle mówiło się o zaległościach. Okazało się zę jednym z poważnych problemów tkwił w opłatach za śmieci. Ściągalność wynosiła około 50 proc. choć ściągalność za czynsz była regulowana na poziomie 96-98 proc. w zależności od miesiąca. Więc coś było nie tak. Po prostu ludzie dostawali oddzielne rachunki za śmieci. Postanowiłem więc dołączyć opłaty śmieciowe do czynszu. Stało się to z pierwszym stycznia i problem zaległości śmieciowych praktycznie zniknął.
Wprowadziłem zasadę maksymalnego rozkładania na raty zaległości czynszowych. Wolę, jak ktoś będzie spłacać np. po 150 zł plus normalny czynsz, bo wiem, że ten ktoś w ciągu trzech, czterech lat wyjdzie z długu. Gdybym kazał komuś zapłacić nagle 5 - 8 tysięcy, wiem, że byłby z tym problem. A egzekucja nie zawsze jest łatwa, szczególnie jak problem dotyczy rodziny z dziećmi, czy osób, którym ciężko znaleźć się w życiu. Aczkolwiek kilkanaście eksmisji już przeprowadziliśmy wobec osób, które uporczywie nie płacą, a do końca czerwca planujemy kolejnych 20 eksmisji. Niewykluczone, że ci, których eksmisja czeka zapłacą. Były sytuacje, że nagle wpłacali po 20 tysięcy. Więc pieniądze mieli, ale nie płacili, bo czuli się bezkarni.
Wprowadziłem też kilka zmian w schemacie organizacyjnym. Jest nowy, młody kierownik działu technicznego, to człowiek, który od lat u nas pracował. Natomiast dotychczasową kierownik przesunąłem do prowadzenia nowego działu zajmującego się tylko wspólnotami mieszkaniowymi, dlatego, że ZGMiR jeszcze obsługuje wspólnoty, choć są propozycje zmiany w tym zakresie. W dziale administracyjnym niepotrzebnych było moim zdaniem czterech stróży. Założyliśmy monitoring i system alarmowy, ale żeby tych osób nie zwalniać, bo 90% pracowników tomieszkańcy Wodzisławia z doświadczeniem zawodowym, przesunęliśmy je do koszenia trawy czy innych robót. Dotąd koszenie zlecaliśmy firmie zewnętrznej. Kosztowało to nas kilkadziesiąt tys. zł rocznie. Wolałem kupić kosiarki, kosy i możemy kosić trawę, kiedy jest potrzeba. Podobnie zrezygnowaliśmy ze zlecania firmom wielu innych rzeczy, np. montażu domofonu i innych. Pewnie, że było to łatwiejsze, ale kosztowało. Zaś przy naszej sytuacji finansowej potrzebne były oszczędności, a obyło się bez zwolnień.
Mówił pan o propozycjach na kilka najbliższych miesięcy, też na kolejne trzy lata i pięć. Może je pan streścić?
Przede wszystkim zależy mi na odzyskaniu zaufania mieszkańców w ZGMiR. Chcę, by ludzie poczuli, że przychodząc do nas nie są traktowani jak intruzi. Uczulam też pracowników, że jak ludzie zgłaszają problem, to nie mają tego traktować jako zawracania im głowy. Mają docenić, że ktoś zwraca uwagę, że coś nie działa, pomijam złośliwców. Jeśli ktoś składa pismo, które można załatwić od ręki, to uczulam, żeby nie czekać z tym 30 dni, bo na to pozwala przepis. Tego typu urzędnicze zachowania tępię.
Chciałbym do trzech miesięcy utworzyć na parterze ZGMiR biuro obsługi mieszkańca. Będzie w pomieszczeniach, które wkrótce zwolni MOPS. Dziś z każdym tematem muszą iść do innego pokoju, co jest kłopotliwe, zwłaszcza, że sporo naszych mieszkańców jest w podeszłym wieku. Zamiast wędrować po budynku wszystko załatwią na parterze.
Drugą sprawą jest strona internetowa. Dotąd witryna była, bo być musiała. Pracujemy nad nową zawartością, funkcjami. Do końca czerwca ma być gotowa. Dzięki niej z kolei mieszkańcy załatwią sporo spraw bez konieczności przychodzenia do administracji, będą mogli też zgłaszać tą drogą awarie czy drobne problemy, np. brak żarówki na klatce. Jak strona będzie gotowa, poinformujemy o tym mieszkańców wywieszkami na klatkach, zamieścimy też vademecum tego co, jak i gdzie można załatwić.
W naszych administracjach w dzielnicach wprowadzone też będą dyżury zarządców w godz. 15.00 -18.00. Mieszkańcy, zwłaszcza ci pracujący, będą mogli im zgłaszać sprawy bez konieczności jazdy do naszej centrali, która jest czynna do godz. 15.00. Zdaję sobie sprawę, że dla osoby pracującej odwiedziny w ZGMiR to konieczność wzięcia dnia wolnego. Myślę, że dyżury ruszą w ciągu dwóch tygodni.
Do 15 kwietnia, czyli o miesiąc szybciej, byliśmy gotowi z wszelkimi kontrolami, odbiorami sanepidu czy nadzoru budowlanego odnośnie placów zabaw. Dostaliśmy dotację z budżetu miasta na bieżące remonty w tym także będziemy sukcesywnie place doposażać, także grodzić. Aczkolwiek będziemy mieć problem z kotami.
Z kotami?
No tak, z kotami i płotami. Mamy sygnały mieszkańców, że kotów jest dużo, a płoty nie są dla nich przeszkodą i dostają się na place zabaw.
To musielibyście państwo w swoim gronie wyjaśnić co jest ważne. Z jednej strony mieszkańcy narzekający na koty, bo jest ich dużo, załatwiają się, z drugiej strony miasto daje pieniądze na dokarmianie tych kotów i opiekę nad nimi. Ja tu widzę sprzeczność.
Akurat to ustawodawca nakazuje opiekę nad zwierzętami bezdomnymi, to nie jest wymysł gminy. Ale tak, ja też widzę tu sprzeczność, zresztą zgłaszałem ten temat na komisji. Uważam, że skoro trzeba dokarmiać koty, to trzeba to robić w miejscach poza skupiskami ludzkimi. Nie może być tak, że dokarmiamy w pobliżu placów zabaw, bo będziemy mieć tam kociarnię.
Wracając do tematu, place zabaw chcecie ogrodzić.
Tak, w tym roku.
Ludzie mówią: „płacę czynsz, a od 15 lat klatka nie była malowana.” Zamierza pan coś z tym tematem zrobić, żeby ludzie widzieli, za co płacą?
Oczywiście, że tak. Natomiast będziemy chcieli też uświadomić ludziom, że to nie jest do końca tak, jak im się wydaje. Są klatki, gdzie płacą wszyscy, są klatki, gdzie płaci jeden. Dlatego umieścimy informacje, ile dana klatka jest zadłużona, bez ujawniania danych osobowych. Te klatki, gdzie płacą regularnie będą szybciej odnowione. Chcemy ludziom dać znać, że gdyby np. te 30-40 tys. zł zaległości z klatki do nas trafiło, to nie tylko byśmy wymalowali. Wymienilibyśmy wszystko, nawet schody, a każdemu lokatorowi drzwi. Oczywiście to nie jest tak, że tam, gdzie tylko niektórzy płacą, nic nie będzie robione.
Tylko, że jak będę miał podjąć decyzję o kolejności prac, to na pewno w pierwszym rzędzie tam, gdzie jest najmniejsze zadłużenie, lub nie ma tego wcale. W każdym razie myślę, że najdalej w ciągu trzech lat odnowimy wszystkie klatki i zamontujemy domofony. To drobne rzeczy poprawiające jakość życia. Myślę też, że pójdziemy w kierunku zlecania, nawet na umowę, drobnych prac w klatkach, mieszkańcom. I ten powiedzmy gospodarz domu będzie np. uzupełniał żarówki. Dla nas będzie to szybsze i tańsze, niż wysyłanie pracownika.
Czy to działa również we wspólnotach?
Wydaje mi się, że nie mamy tu większych problemów, uważam, że współpraca z 86 wspólnotami, którymi zarządzamy jest bardzo dobra. Są wyjątki, ale to bardziej problem ludzki niż systemowy.
Ale jednak wyodrębnił pan dział zajmujący się samymi wspólnotami. Więc czymś to było podyktowane.
Tak, to przygotowanie do dalszych zmian. Zgodnie z ustawą zakład budżetowy nie może prowadzić działalności gospodarczej, a jest nią zarządzanie wspólnotami mieszkaniowymi. Tak robią niemal wszystkie gminy, natomiast dla Wodzisławia zapadł precedensowy wyrok sądu administracyjnego zakazujący tego zarządzania. Wszyscy więc czekają, co zrobimy. Staramy się znaleźć nowy sposób zarządzania tymi wspólnotami. Będziemy w tym zakresie pionierem w Polsce. Może to być np. utworzenie spółki pracowniczej. W tym kierunku poszedł Racibórz, ale nie do końca to się sprawdziło. Z kolei Rybnik przekazał zarząd wspólnotami swojej spółce kapitałowej Hossa. Też jest z tym pewien problem. Szukamy czegoś pośredniego. Przedstawimy prezydentowi propozycje do końca lipca.
Widzi pan w ogóle potrzebę zwiększenia liczby mieszkań komunalnych?
Tak, właśnie poprzez wydzieloną z ZGMiR spółkę ze 100-proc. udziałem gminy zajmującą się wspólnotami. Spółka ma większe pole manewru w zdobywaniu pieniędzy, może np. zaciągać leasingi, kredyty. Na przykład przy Banku Gospodarki Krajowej istnieje fundusz municypalny z pieniędzmi państwowymi na budowę mieszkań komunalnych. Gmina weszłaby wówczas aportem z działką, BGK wszedłby gotówką. Oczywiście interesują nas mieszkania o niższym standardzie, do 50 m kw., dla osób, które nie są w stanie kupić mieszkania na kredyt. Moim zdaniem spółka zajęłaby się więc zarówno budową mieszkań komunalnych jak i socjalnych, przy czym w ograniczonym zakresie, bo dochodzi jeszcze kwestia ich utrzymania. Właśnie socjale są dla nas największym obciążeniem finansowym. A spółka inwestując w mieszkania musiałaby wykazać plan biznesowy, aby na tym zarabiać.
Realnie jak pan myśli, ile mieszkań komunalnych udałoby się zbudować?
Zakładamy, że pierwszym krokiem byłby blok z 40 mieszkaniami. Są już wskazane pewne działki miejskie, np. na osiedlu Batory. Spółka zarabiając na wynajmie mogłaby przeznaczyć zyski pod kolejne mieszkania.
Rozmawiał Tomasz Raudner