Książka o Kalwarii powstawała w tajemnicy przed ks. proboszczem
Historyk Paweł Porwoł napisał książkę o Kalwarii Pszowskiej. - Dobrze, że Paweł Porwoł zebrał pracowicie wszystkie historyczne detale. Ocalił je tym samym i pomógł przekazać je przyszłości - podkreśla we wstępie do książki ks. prof. Jerzy Szymik.
PSZÓW Powstała książka „Pszowska Kalwaria”. Napisał ją Paweł Porwoł, a wydało stowarzyszenie „Pomóżmy sobie”. - To tekst historyczny - mówi autor o ilustrowanej, ponad 60-stronnicowej publikacji. Książka jest formą podziękowania ks. prałatowi Józefowi Fronczkowi, odchodzącemu na emeryturę proboszczowi pszowskiej bazyliki, za jego wkład w odnowienie Kalwarii.
Od trzech kaplic
Paweł Porwoł opisuje Kalwarię od momentu jej zaistnienia. Budowę pierwszych kaplic rozpoczęto w 1910 r., ale postawiono wówczas tylko trzy kaplice. Pozostałe wybudowano dopiero po dwudziestu trzech latach - w 1929. - Piszę też o uciążliwym sąsiedztwie hałdy, która zasypywała ówczesną drogę na Kalwarię. To bardzo ciekawe. W efekcie trzeba było dwukrotnie przesuwać jedną z kaplic, obecnie już nieistniejącą - podkreśla Paweł Porwoł.
Domek Piłata
Dzisiaj Kalwaria to czternaście murowanych kaplic, poświęconych poszczególnym stacjom Drogi Krzyżowej Jezusa Chrystusa, rozmieszczonych na długości około 1,5 km. Każda z kaplic kalwaryjskich posiada własną, niepowtarzalną architekturę. Większość nawiązuje do stylu neobarokowego poprzez swoje wklęsło-wypukłe szczyty, ich półokrągłe zwieńczenia i wygięte spływy czy kopulaste dachy z wygiętymi połaciami. Ale można dopatrzeć się wśród nich również reminiscencji stylu neorenesansowego, neoklasycystycznego i neoromantycznego. - Duże wrażenie robi na mnie kaplica stacji VII, zwana umownie Domkiem Piłata. To największa z kaplic, wtopiona we wzgórze. Poprzedzają ją tzw. gradusy, czyli kamienne stopnie imitujące schody. Ufundowała ją pszowska gmina, o czym w swoich zapiskach wspomina ks. Knosała. Natomiast, co zauważyłem, o ufundowaniu innej kaplicy - stacji XIII - przez niemieckich jego parafian, nie wspomina zupełnie - zauważa Paweł Porwoł.
O tym nikt wcześniej nie pisał
Odkryciem Pawła Porwoła jest fakt, że figury wyobrażające kolejne momenty Męki Pańskiej pochodzą nie z dwóch, jak dotychczas sądzono, a z trzech różnych warsztatów. - Początkowo pisano, że są dwa rodzaje rzeźb: mniejsze neobarokowe albo niemal naturalnych rozmiarów z klasycystyczną stylistyką. Ale okazuje się, że rzeźby pochodzą z trzech warsztatów. Właścicielem jednego z nich był Stanisław Pankau z Poznania. Prawdopodobnie jego figury wydawały się jednak nieco za małe. Nawiązano więc kontakt ze słynnym Ludwikiem Konarzewskim. Jego rzeźba znajduje się w VII kapliczce. W międzyczasie figury stworzyła też pracownia z Piekar. O tym nikt wcześniej nie pisał. Ogromnie cieszę się, że udało mi się to odkryć. Aczkolwiek trudno przypisywać to sobie jako zasługę, bo o tym fakcie świadczą teksty źródłowe - podkreśla autor.
Pódymy na Kalwaryjo…
Autorem wstępu do książki jest ks. prof. Jerzy Szymik. Napisał go w szczególnym okresie, w czasie Triduum Paschalnego. - Miejsce błogosławione. Pan chciał by tu kwitła prosta i czuła pamięć Jego męki. To Jemu i jej służyli Laska i Knosała, Rzodeczko i Kowol, Schaefer i Konarzewski, Blachnicki i Holona, Fronczek i Porwoł, wielu, wielu innych… Dobrze, że Paweł Porwoł zebrał pracowicie wszystkie historyczne detale. Ocalił je tym samym i pomógł przekazać je przyszłości. Jak to zawsze z historią: dobrze uprawiana jest służbą nadziei. Dziękujemy! Żeby i nasi następcy słyszeli ciągle te słowa: pódymy na Kalwaryjo… - brzmi fragment wstępu.
Ks. proboszcz nie mógł się domyślić
Ciekawa jest również sama historia powstania książki. Zaczęło się właściwie już w 2008 r., kiedy ukazała się broszurka z cyklu „Zabytki Powiatu Wodzisławskiego”. Broszurkę przygotował Paweł Porwoł. Była ona poświęcona właśnie Kalwarii Pszowskiej. - Materiałów do broszurki szukałem między innymi w parafialnym archiwum - przypomina Paweł Porwoł. Nie wszystkie znalezione informacje na temat Kalwarii znalazły się wówczas w broszurce. Materiałów było zbyt dużo. Znaczna część w ogóle nie została wykorzystana. - Minęło kilka lat. Aż zwróciło się do mnie stowarzyszenie „Pomóżmy sobie” z ofertą napisania o Pszowie. Publikacja miała być dedykowana księdzu prałatowi Józefowi Fronczkowi w związku z jego odejściem. Pomyślałem: „Kronik mamy już dużo. Więc może Kalwaria Pszowska? Przecież to miejsce, o które ks. prałat tak się troszczył. Ks. prałat wpisuje się w listę niewielu proboszczów, którzy Kalwarię ratowali. To z jego inicjatywy doszło do generalnego remontu Kalwarii” - podkreśla Paweł Porwoł.
Stowarzyszenie przyklasnęło pomysłowi. Książka zaczęła powstawać. - Bałem się tylko, czy wystarczy mi materiałów. A nie mogłem przecież prosić księdza prałata o możliwość ponownego wejścia do archiwum, bo domyśliłby się, że przygotowuję nową publikację. To miała być niespodzianka - dodaje Paweł Porwoł.
Udało się dochować tajemnicy. Ks. prałat Józef Fronczek o książce dowiedział się dopiero kilka dni przed premierą, która odbyła się 19 czerwca. - Zawsze bardzo zależało mi na Kalwarii. Ale zawsze też podkreślam, że proboszcz sam nic nie zrobi, jeśli nie będzie miał wokół siebie ludzi, którzy mu pomogą - mówił podczas spotkania z autorem książki ks. prałat Fronczek. (mak)