Fałszował dokumenty z podpisami burmistrzów?
Przed Sądem Rejonowym w Wodzisławiu toczy się proces o podrabianie dokumentów związanych z największą w ciągu ostatnich lat inwestycją w Pszowie, czyli budową nowego rynku. Oskarżony jest były wykonawca rynku. Prokuratura postawiła mu zarzut podrabiania i przerabiania ważnych pism, które później przedstawiał firmie ubezpieczeniowej, żeby ta przedłużyła gwarancję na wypadek problemów z wykonaniem inwestycji. Teraz miasto nie może otrzymać od firmy ubezpieczeniowej należnych pieniędzy, bo ta czeka na ciąg dalszy sprawy. A chodzi o ponad 240 tys. zł.
Akt oskarżenia związany jest z wydarzeniami z lutego 2014 r. Były wykonawca rynku prawdopodobnie złożył wtedy w towarzystwie ubezpieczeniowym podrobiony aneks do umowy podpisany rzekomo przez ówczesnego wiceburmistrza Pszowa, a także przerobione oświadczenie podpisane rzekomo przez ówczesnego burmistrza Pszowa, czyli Marka Hawla. - Doniesienie o przestępstwie zostało złożone w sierpniu 2014 r. przez burmistrza miasta Pszów - potwierdza prokurator Witold Janiec, szef Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu Śląskim.
Sprawa dotyczy między innymi uzyskania gwarancji ubezpieczeniowej i podrabiania dokumentów, które były istotne dla jej przedłużenia. W połowie marca prokuratura przesłała do sądu akt oskarżenia. W czerwcu odbyła się pierwsza rozprawa, niebawem dojdzie do kolejnej.
Wady, usterki
W całej sprawie chodzi o tak zwaną gwarancję ubezpieczeniową, która jest formą zabezpieczenia dla miasta. Zgodnie z umową były wykonawca rynku był zobowiązany do tego, by wykupić taką gwarancję w firmie ubezpieczeniowej. - Na wypadek gdyby wykonawca odszedł z placu budowy, nie wykonał inwestycji w terminie albo nie usuwał wad i usterek w okresie gwarancyjnym. Wtedy miasto zwraca się do firmy ubezpieczeniowej o wypłatę określonej sumy pieniędzy. Jest to więc ubezpieczenie, które wykonawca inwestycji podejmuje na rzecz inwestora, czyli miasta - tłumaczy nam Marek Hawel, który pełnił wówczas funkcję burmistrza Pszowa.
Były wykonawca rynku taką gwarancję zaciągnął. Opiewała ona na kwotę 240 tys. zł. A gdyby doszło jeszcze do konieczności usuwania usterek - łącznie na ok. 300 tys. zł.
Ważna polisa
Problemy zaczęły się w momencie, gdy były wykonawca zaczął spóźniać się z oddaniem rynku. Miasto kilka razy przesuwało mu termin zakończenia inwestycji. Wreszcie na początku 2014 r. powiedziało „dość”. Nie dało wykonawcy kolejnego terminu i rozpoczęło naliczanie kar umownych. Mimo wszystko wykonawca nadal chciał realizować inwestycję. Jednym z warunków miasta było jednak to, że musi przedstawić przedłużenie gwarancji ubezpieczeniowej. - Przekazał nam więc dokument świadczący o tym, że polisa nadal obowiązuje - podkreśla Marek Hawel.
Zwrócili się o pieniądze i...
Teoretycznie wszystko było w porządku. Ale mijały kolejne miesiące, a inwestycja nie miała końca. Miasto zwróciło się więc do firmy ubezpieczeniowej o wypłatę części gwarancji, bo budowa nie została zrealizowana. Wtedy jednak firma ubezpieczeniowa stwierdziła, że nie wypłaci gwarancji, bo według jej wiedzy wykonawca inwestycji nie przekroczył jeszcze terminu wykonania robót i że jest jeszcze w okresie umownym (mimo że od dłuższego czasu już nie był).
Na prośbę miasta firma ubezpieczeniowa przesłała dokumenty, na podstawie których twierdziła, że wykonawca nie przekroczył terminu dokończenia budowy. Wtedy stało się jasne, że najprawdopodobniej doszło do fałszerstwa. Dokumenty, a dokładnie aneks do umowy podpisany rzekomo przez ówczesnego wiceburmistrza Pszowa, a także przerobione oświadczenie podpisane rzekomo przez ówczesnego burmistrza Pszowa, prawdopodobnie zostały sfabrykowane.
- Złożyliśmy więc do prokuratury zawiadomienie możliwości popełnienia przestępstwa. W tej sytuacji był to nasz obowiązek - mówi Marek Hawel.
Do tej pory firma ubezpieczeniowa nie wypłaciła miastu pieniędzy z tytułu gwarancji ubezpieczeniowej. A chodzi o 240 tys. zł z odsetkami. Dla miasta to duża suma.
Liczy na oczyszczenie z zarzutów
Ruszyło policyjne śledztwo i praca prokuratorów. Były wykonawca rynku zasiadł na ławie oskarżonych. Na razie nie chce szczegółowo komentować tematu. - Sprawa się toczy i jest wyjaśniania. Jest rozwojowa. Tak do końca nie wiem, o co tam chodziło. Będę podejmował czynności obronne - podkreśla były wykonawca. - To miasto złożyło zawiadomienie, zresztą nie pierwszy raz na kogoś składa. Przypomnę tylko, że kiedy składało inne zawiadomienie do prokuratury przeciwko byłej pani dyrektor szkoły w Krzyżkowicach, to pani dyrektor została całkowicie oczyszczona z zarzutów. Liczę, że w moim przypadku będzie tak samo. A pani dyrektor nikt za to wszystko nie przeprosił - dodaje.
Przedsiębiorcy może grozić nawet do 5 lat pozbawienia wolności.
Magdalena Kulok, (acz)