Na wstępie
Tomasz Raudner, Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Tydzień temu pisaliśmy o powodach unieważnienia przetargu śmieciowego przez władze Wodzisławia. Przekonywały, że firmy komunalne podzieliły się rynkiem, przez co w przetargach startuje ich niewiele i dyktują wysokie ceny. Skutkiem tego byłaby podwyżka opłat do około 15 zł. W Wodzisławiu liczą, że do nowego przetargu stanie więcej firm a zaproponowane ceny będą bardziej konkurencyjne, przez co opłaty ponoszone przez mieszkańców bardziej przystępne. Tyle, że nie ma żadnej gwarancji, że rzeczywiście zgłosi się więcej firm, a jeśli nawet - że dadzą niższe ceny. Pokazuje to świeży przykład z Mszany, w której trwa rozstrzyganie przetargu. Jego skutkiem będzie wzrost opłaty o około 25 proc. Dużo, ale władze gminy wychodzą z innego założenia, niż władze Wodzisławia. Podzielają właśnie obawy, że nowy przetarg wcale może sytuacji nie poprawić. Poza tym wyjaśniają, że drożeje odbiór śmieci w regionalnych instalacjach przetwarzania odpadów, a na to firmy komunalne wpływu już nie mają. Ten sam argument podnoszą w Raciborzu, gdzie opłata za odpady rośnie o 44 proc.! Wyobrażacie to sobie? Zastanawiam się, gdzie jest granica? Może właśnie swoisty sprzeciw Wodzisławia jest sposobem powiedzenia „stop”. Tylko, że pojedynczy głos nic nie zmieni. Tu musiałby zadziałać rząd, parlamentarzyści. To rządzący poprzedniej ekipy zafundowali nam rewolucję śmieciową, która miała obniżyć koszty, przekonać ludzi do segregacji i zlikwidować dzikie wysypiska. Wysypiska dalej są, koszty rosną. Więc może nowa ekipa zajmie się tematem, zamiast np. majstrować przy gimnazjach. Śmieci dotyczą wszystkich, gimnazja - wybranych.
Temat okładkowy z jednej strony pokazuje spustoszenie i beznadzieję, jaką w życiu człowieka wywołują dopalacze, jednak z drugiej udowadnia, że jest nadzieja. Nadzieja na wyjście z tego piekła, chociaż nie jest to droga prosta, łatwa i przyjemna.