Adeste Fideles z pierwszym okrągłym jubileuszem
Festiwal kolęd, który co roku odbywa się w kościele pw. św. Józefa Robotnika w Godowie obchodził w tym roku jubileusz 10-lecia.
GODÓW Na tę okazję organizatorzy – grupa parafialnych wolontariuszy - przygotowali coś specjalnego. Tym razem festiwal inaczej niż w ubiegłych latach nie miał formy konkursowej. - Uznaliśmy, że w roku jubileuszu festiwalu spróbujemy czegoś innego. Dlatego 10 stycznia, na 10 Adeste Fideles przygotowaliśmy 10 specjalnych punktów muzycznych, w których trakcie wystąpiło łącznie 335 wykonawców – wyjaśnia Jolanta Kulej, dyrektor artystyczna festiwalu. W kościele wystąpili wykonawcy, którzy w ostatnich latach dali się najbardziej zapamiętać godowskiej publiczności i wyróżnili się w sposób szczególny. Był to ukłon w stronę przede wszystkim instruktorów artystycznych. - Bo o ile w różnych grupach muzycznych zmieniają się wykonawcy, jedni przychodzą, inni odchodzą, to instruktorzy z reguły pozostają. I na naszym festiwalu tacy instruktorzy, którzy świetnie przygotowują swoich podopiecznych pojawiają się regularnie od kilku lat – podkreśla Jolanta Kulej.
Perła muzyki sakralnej
Na jubileuszu wystąpiła też prawdziwa perła muzyki sakralnej – prawosławny chór Oktoich, któremu przewodził ojciec Grzegorz Cebulski. To chór o szczególnej wrażliwości, śpiewający a cappella, czyli bez udziału instrumentów. Wrażenie elitarności chóru potęgował fakt, że występował on w mundurach Wojska Polskiego, jest to bowiem chór Prawosławnego Ordynariatu przy Garnizonie Wrocław i cerkwi św. Cyryla i Metodego we Wrocławiu. Na koniec swojego występu chór zaśpiewał piosenkę „Radiotelegrafistki” z serialu „Czterej Pancerni i pies”, czym chórzyści z Wrocławia chcieli podkreślić, iż wiedzą, że Godów to rodzinna miejscowości serialowego Gustlika, czyli aktora Franciszka Pieczki.
Adeste Fideles, czyli nóż i widelec
Adeste Fideles powstał z inicjatywy ludzi przeróżnych profesji, nie tylko muzyków, którzy co roku potrafią wygospodarować kawał czasu na organizację festiwalu. Jest on nierozerwalnie związany z parafią i kościołem w Godowie. - Kościół to chyba najlepsze miejsce na śpiewanie kolęd. Nie chodzi o walory akustyczne, ale o fakt, że do kościoła nikt chyba nie przychodzi ze złymi emocjami, a wręcz przeciwnie atmosfera betlejemskiej stajenki, sprawia, że ludzie są pozytywniej nastawieni do świata – mówi Kulej. A skąd w ogóle pomysł na festiwal kolędowy? - Chcieliśmy pokazać i odkryć nowe kolędy. Bo ich bogactwo jest ogromne, tak samo, jak bogactwo różnych ich aranżacji i wykonań. Kolędę „Lulajże Jezuniu” można przecież zaśpiewać na dziesięć różnych aranżacji. Poza tym na festiwalu słuchacz ma do czynienia z muzyką żywą, z muzyką na żywo, która co roku się zmienia, tak jak z czasem zmieniają się ludzie – podkreśla nasza rozmówczyni.
Szok kolędowy
Organizatorzy planowali, że festiwal będzie nosił nazwę „Szok kolędowy”, ale jako że miał się odbywać w świątyni, strona kościelna zaproponowała nazwę łacińską. Padło na Adeste Fideles, od nazwy pięknej łacińskiej kolędy. - Zwyczajni ludzie pytali nas na początku co to za „nóż i widelec”, ale ostatecznie nazwa Adeste Fideles się przyjęła, choć czasem się śmiejemy, że mamy w Godowie festiwal Adeste Fideles, nóż i widelec – mówi ze śmiechem Jolanta Kulej.
(art)