Na wstępie
Tomasz Raudner - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Do redakcji już docierają głosy osób sprzeciwiających się planowanej budowie instalacji do przetwarzania odpadów w Pszowie. Trudno mi powiedzieć, czy to pojedyncze głosy, a większość jest za, czy też sporo osób nie chce instalacji, ale tylko niektórym chciało się zabrać głos. Uważam, że do tematu trzeba podejść rozsądnie i rozważyć za i przeciw. Bo dla mnie odrzucanie czegoś tylko dlatego, że zawiera w nazwie słowa „odpady” i „przetwarzanie” jest bez sensu. Zwróćmy uwagę na miejsce, w którym instalacja miałaby stanąć - na terenie pokopalnianym, zdegradowanym, blisko hałdy. Więc na żadnym ekologicznym uroczysku. Jaki z niego mają teraz pożytek miasto i mieszkańcy? A jaki mogą mieć? Nie tylko pieniądze z podatków czy około 40 nowych miejsc pracy. Śmieci zamiast trafiać do Knurowa, jak to się teraz dzieje, byłyby zwożone do Pszowa, więc znacznie bliżej. A to oznacza mniejsze koszty i - niewykluczone - tańsze opłaty śmieciowe. Czy Pszów, w którym już nie ma kopalni, a nowych, konkretnych inwestorów specjalnie nie widać, stać, by rezygnować z takiej inwestycji? W Wodzisławiu był lament, kiedy z powodu nowej ustawy śmieciowej trzeba było zamknąć nowoczesną linię do sortowania odpadów, ludzie stracili pracę, a miasto pieniądze. Wiem, że niektórzy mogą mieć w pamięci gehennę, jaką przechodzili rydułtowianie z firmą, która zasypywała byle czym doły w starej cegielni. Tutaj mówimy o zupełnie innym profilu działania. Też oddziałującym na środowisko, ale jednak innym. Coś jak oczyszczalnia ścieków. Niezbyt miła, ale konieczna. Przyjacielem strachu jest niewiedza. Uczciwe przedstawienie faktów powinno więc rozwiać obawy mieszkańców.