Kontroli boimy się wszyscy
Kontrola. Chodzi oczywiście o tą drogową. Boimy się jej w zasadzie wszyscy, ja też, chociaż wszystko zależy od formy, w jakiej jest przeprowadzona i czego dotyczy. Ale już sama nazwa robi wrażenie. Ostatnio w „Nowinach Wodzisławskich” przeczytałem artykuł o jednej z mieszkanek naszego regionu, która określiła mianem „łapanki” kontrolę trzeźwości przed kopalnią Rydułtowy i na pobliskich drogach.
Działania potrzebne
Otóż pragnę przytoczyć i przypomnieć art. 129.1 Kodeksu drogowego, który mówi: „czuwanie nad bezpieczeństwem i porządkiem ruchu na drogach, kierowanie ruchem i jego kontrolowanie należą do zadań policji”. Dalej ust. 2 pkt 3 „żądania poddania się przez kierującego pojazdem lub przez inną osobę, w stosunku do której zachodzi uzasadnione podejrzenie, że mogła kierować pojazdem, badaniu w celu ustalenia zawartości w organizmie alkoholu lub środka działającego podobnie do alkoholu”. Jakby to nie nazwać „łapanka” lub „kontrola” takie działania policji są potrzebne i to w różnych miejscach i okolicznościach. Pijący wiozą śmierć.
Policjanci – dajcie na luz
Twierdzę, że tych kontroli jest stanowczo za mało. Co do miejsca kontroli; to policja decyduje czy ma się ona odbyć przed kopalnią, szkołą, innymi obiektami użyteczności publicznej, rozrywkowej. Trudno aby te miejsca były wcześniej nam znane i podawane do publicznej wiadomości. Czasy, kiedy służby kontrolujące (milicja) działały według dwóch paragrafów dawno minęły. Przypomnę ich treść: „pierwszy paragraf mówi że milicja ma zawsze rację, a drugi paragraf mówi, że o ile byłoby inaczej patrz paragraf pierwszy”. Można jednak mieć pewne uwagi co do zachowania się niektórych funkcjonariuszy w czasie kontroli (zbyt służbowe podejście), przydałby się tzw. luz nawet na zasadzie partnerstwa, z uśmiechem na twarzy, a na koniec kontroli zwykłe życzenie - „szczęśliwej i spokojnej jazdy”. Taka kontrola by nam się na pewno spodobała, punkty do zdobycia „policjanta roku” murowane.
Kontrolować komórkowców
W radiu pojawiła się informacja, że doszło do kolizji drogowej, gdzie uszkodzeniu uległy cztery pojazdy. Kierowca który doprowadził do tej kolizji „esemesował” w czasie jazdy – jak to ustaliła policja. Tak więc „esemes” i to tylko „esemes” doprowadził do niepotrzebnego wypadku a mogło się przecież skończyć tragicznie. Jak długo jeszcze będzie trwała ta „zabawa” z komórkami? Jesteśmy jednak „wyjątkowymi” kierowcami, ale twierdzę że tylko u siebie. Boimy się „zagranicy” (Czech, Austrii, Niemiec, Francji), bo tam nie żartują, a szczególnie nam Polakom, nie darują znając nasze przyzwyczajenia. Wystarczy przeanalizować wypadki naszych autokarów. Kilka dni temu wyjeżdżając z ulicy podporządkowanej, w oczekiwaniu na włączenie się do ruchu, zauważyłem jadącego „tira” a w nim kierowcę trzymającego w jednej ręce kierownicę, w drugiej komórkę. Pomyślałem: może być tysiąc przepisów i tysiąc zakazów – głupota ludzka nie zna granic. Dyskutujemy na temat umieszczania w samochodach urządzeń wykrywających trzeźwość kierowców (tzw. blokad). A może by tak rozpocząć dyskusję na temat obowiązkowych urządzeń głośnomówiących i kontrolować ich obecność w samochodach oraz w czasie obowiązkowych przeglądów okresowych w stacjach diagnostycznych. Ciągłe odwoływanie się do świadomości kierowców jak widzimy nie skutkuje. Przepis o używaniu telefonu komórkowego jest trudny do wykrycia, jest przepisem martwym. Jest jednak takim samym zagrożeniem, jak inne manewry, które doprowadzają do tragicznych, śmiertelnych wypadków. Pragnę jeszcze raz przypomnieć przepis Kodeksu drogowego art. 45 ust. 2 pkt 1: „ zabrania się kierującemu podczas jazdy korzystania z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku”. Należy zauważyć, iż zakaz dotyczy kierującego pojazdem, a więc również rowerem i wozem zaprzęgowym, natomiast nie dotyczy czasu zatrzymania pojazdu, np. w korku ulicznym lub pod sygnałem.
były wieloletni wykładowca przepisów ruchu drogowego,
instruktor szkolenia kierowców Władysław Szymura