Na wstępie
Tomasz Raudner - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
W ostatnią środę pierwszy raz w życiu widziałem pracowników Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad czyszczących myjkami ekrany dźwiękochłonne na wiadukcie w Radlinie. Nie wnikam, czy ich obecność wynikała ze standardowego planu pracy, czy dlatego, że na ekranach jacyś kretyni wypisali, co myśleli o pewnym klubie piłkarskim. Chodzi mi o podejście do pracy. Wyobraziłem sobie, że z równym zacięciem i dokładnością czteroletnie dziecko myłoby talerze. Kilka minut później, już w Wodzisławiu, trawa przy tej samej drodze krajowej osiągnęła już wysokość żywopłotu. I gdyby tak było na całej długości ulicy, to pomyślałbym, że może jeszcze za szybko na koszenie, że może dopiero się zabiorą. Ale nie. Na rondach trawnik był idealnie przycięty. Na skrzyżowaniu z Pszowską, ale w części podległej Zarządowi Dróg Wojewódzkich trawnik też był idealnie przycięty. A pomiędzy skrzyżowaniami stały zasieki z trawy. Być może w Generalnej tak się podchodzi do obowiązków? Tylko, że od tego są jeszcze gospodarze na miejscu, żeby się upominać, zwracać uwagę. Kilka tygodni temu, przy okazji tekstu o planach władz Wodzisławia dotyczących zagospodarowania terenów zielonych w mieście zwracałem uwagę, że na opinię o mieście wpływ ma też stan zieleni przydrożnej. Wiceprezydent zapewniał, że jest w stałym kontakcie z zarządcami dróg w temacie bieżącego utrzymania ulic, co miało znaczyć, że trzyma rękę na pulsie. W przypadku ZDW to się sprawdza. W przypadku GDDKiA widocznie nie bardzo.