Pojawia się człowiek i mówi, że ma załatwioną robotę
Kolejna scysja podczas sesji rady miasta w Pszowie. Tym razem poszło o sprawę „załatwienia pracy”.
PSZÓW Na kwietniowej sesji rady miasta wywiązała się poważna, jeśli chodzi o zarzuty, wymiana zdań. – Bardzo proszę o wyjaśnienie sytuacji, do jakiej doszło w sekretariacie Miejskiego Ośrodka Kultury w Pszowie. Pojawił się człowiek, który od progu mówił, że ma załatwioną robotę przez panią burmistrz. Że ma tylko przyjść, zgłosić się i będzie przyjęty. Świadkiem tego był m.in. przewodniczący rady, Czesław Krzystała. Proszę o odniesienie się do sprawy – zwrócił się radny Wojciech Kolorz do burmistrz Katarzyny Sawickiej–Muchy.
Burmistrz: nie odpowiadam za słowa tego pana
Burmistrz Pszowa wyjaśniła, że sytuacja wyglądała zupełnie inaczej i nie było mowy o żadnym „załatwianiu pracy”. – Przyszedł pan i zapytał mnie o zatrudnienie w gminie. Powiedziałam, że nie mam możliwości go zatrudnić i odesłałam do MOK, bo wiem, że tam będzie wakat. Skierowałam tego pana do dyrektora MOK, czyli do osoby kompetentnej w tym temacie, która decyduje o zatrudnieniu. Przecież ja nie odpowiadam za to, co później w sekretariacie powiedział ten pan – nie kryła zaskoczenia burmistrz Sawicka–Mucha.
Radny pełen obaw
Wtedy w dyskusję włączył się radny Paweł Kołodziej. Wyraził swoje zaniepokojenie. – Temat został poruszony nawet na spotkaniu przewodniczących komisji. Padło stwierdzenie, że najpierw był telefon pani burmistrz do dyrektora MOK, a w ślad za tym pojawił się gość niewiadomego pochodzenia, który powiedział, że pani burmistrz go przysłała, bo jemu brakuje 5 miesięcy do emerytury. Jestem ciekaw, czy wie pani, kim jest ten mężczyzna? Ja pozwoliłem sobie sprawdzić. Odpracowywał kilka wyroków. Szanowni państwo, nie róbmy cyrku. Pani burmistrz mówiła, że będzie dążyć do tego, by posyłać emerytów na emeryturę, aby młodzi mieli pracę. Tak być nie może. Jeśli nadal tak będzie się działo, to jestem pełen obaw o to, jak zarządza się tym miastem – bulwersował się radny Kołodziej.
Przyjmuję każdego
– Przyjmuję każdego mieszkańca, który do mnie przychodzi. Bez względu na to, czy odbywał karę czy nie. I jeszcze raz powtarzam, że nie odpowiadam za to, co ten pan mówił w MOK. Odesłałam go do miejsca, gdzie ewentualnie może być wakat za kilka miesięcy. Powiedziałam też, że pracy w urzędzie nie mogę mu zagwarantować, bo nie mam wakatu – dorzuciła pani burmistrz. – A zapytała pani chociaż o kwalifikacje tego pana? – drążył radny Kołodziej. – Ale ja bym tego pana nie zatrudniała. Odesłałam go do dyrektora, który będzie miał wakat, by mógł z nim przeprowadzić rozmowę – podkreśliła pani burmistrz. – To powiem tylko, że ręce odpadają – zakończył radny Kołodziej.
(mak)