Odkryli hałdę starych opon, a policja nie zareagowała
Szokujące znalezisko na terenie dawnej nastawni kolejowej w Syryni. Ktoś podrzucił dziesiątki ton zgniecionych opon. Dzikie składowisko odkryli członkowie Towarzystwa Entuzjastów Kolei. Natychmiast powiadomili policję, ale reakcja była żadna.
SYRYNIA Członkowie Towarzystwa Entuzjastów Kolei odkryli w rejonie dawnej nastawni kolejowej w Syryni ogromne, dzikie składowisko starych opon. – We wtorek, 23 sierpnia, około godziny 18.00 kolega z naszej organizacji odkrył hałdę zgniecionych opon. Ilość i rozłożenie wskazuje, że musiało zostać przywiezione tego kilka „wanien” – powiadomił nas Jan Psota, wiceprezes Towarzystwa Entuzjastów Kolei (TEK).
Stare opony musiały zostać przywiezione w ciągu 24 godzin przed odkryciem składowiska. Dzień wcześniej, gdy miłośnicy kolei byli na miejscu, odpadu jeszcze nie było. – Pojawiły się między godz. 18.00 w poniedziałek, a godz. 18.00 we wtorek – zapewnia Jan Psota.
Opony mogę leżeć
Członkowie TEK zatelefonowali na policję. – Próbowaliśmy zgłosić sprawę policji telefonicznie, ale telefonu komisariatu w Rogowie o tej porze nikt nie odbiera, zaś wodzisławska policja uznała, że „sprawa nie jest pilna”. I tu się zgodzimy: te opony mogą tam jeszcze lata leżeć... Choć można też zauważyć, że sprawdzenie choćby zapisów z kamer odcinkowego pomiaru prędkości w Gorzycach z właściwych 24 godz. mogłoby dać odpowiedź, kto te śmieci tam wywiózł – uważa Jan Psota, zaskoczony brakiem natychmiastowej reakcji ze strony policji.
Zapraszają na komisariat
Policja tłumaczy się z nikłego zainteresowania sprawą. Potwierdza, że 23 sierpnia mieszkaniec powiatu najpierw telefonował na Komisariat Policji w Gorzycach z siedzibą w Rogowie. Ponieważ tam nikt nie odebrał, połączenie zostało przekierowane do Wodzisławia. Odebrał dyżurny wodzisławskiej policji. Mieszkaniec przekazał mu, że zauważył składowisko opon, które miało powstać w ostatnim czasie. Dyżurny uznał, w tej sytuacji lepiej będzie, jeśli mieszkaniec ponownie zadzwoni do komisariatu w Rogowie i skontaktuje się z gorzyckimi funkcjonariuszami. Podał mieszkańcowi drugi numer na komisariat w Rogowie. – Dyżurny poprosił obywatela, że jeśli to nie jest pilna sprawa, to żeby skontaktował się bezpośrednio z funkcjonariuszami z Gorzyc – wyjaśnia mł. asp. Joanna Paszenda z Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śl.
Członek TEK zadzwonił więc ponownie na komisariat w Rogowie, ale tym razem na drugi numer. Tam jednak usłyszał od funkcjonariusza, że ma przyjść osobiście i złożyć zawiadomienie. Powodem miały być „późna pora” i to, że zgłaszający miał „dość chaotycznie opisywać miejsce zdarzenia”. – W tej sytuacji dyżurujący zaprosił obywatela na komisariat, żeby przyszedł kolejnego dnia, opowiedział o zdarzeniu i razem z funkcjonariuszami pojechał na miejsce – tłumaczy Joanna Paszenda.
Tak potraktowany mieszkaniec – zbywany, chociaż chciał przekazać ważną informację o dzikim składowisku – nie pojawił się na komisariacie. Początkowo przez policję nie zostało to więc potraktowane jako oficjalne zgłoszenie.
Zmiana po mailu
Sytuacja uległa zmianie w czwartek, 25 siepnia. Policja otrzymała maila z informacjami od dzikim składowisku (prawdopodobnie tego samego, który dotarł do naszej redakcji od Towarzystwa Entuzjastów Kolei). Funkcjonariusze podjęli czynności. – W czwartek byli na miejscu i dokonali oględzin – informuje Joanna Paszenda.
Policja ma nadzieję, że sprawców zaśmiecenia uda się ukarać, podobnie jak tych, którzy doprowadzili do powstania nielegalnego wysypiska w Syryni przy ul. Raciborskiej. Przypomnijmy, że wówczas ukarane zostały cztery osoby. Policja apeluje też o kontakt osoby, które mogą pomóc w ustaleniu sprawców składowiska opon.
Wizja lokalna
Władze gminy Lubomia dowiedziały się o dzikim składowisku opon po naszym telefonie. Tam reakcja była natychmiastowa. Tego samego dnia odbyła się wizja lokalna. – Z udziałem pracowników urzędu gminy, komendanta Straży Gminnej w Lubomi i dwóch funkcjonariuszy policji – mówi wójt Czesław Burek.
Urzędnicy ustalili, że teren na którym porzucono opony, należy do PKP PLK. – Wezwaliśmy PKP PLK do natychmiastowego uprzątnięcia terenu – dodaje wójt.
Straż gminna spisała numery
To nie wszystko. Straż gminna przekazała policji informacje, które mogą okazać się punktem zaczepienia w całej sprawie. – W czwartek skontaktował się ze mną komendant naszej straży gminnej z informacją, że ma numery rejestracyjne dwóch samochodów, które kręciły się w tamtej okolicy, wyjeżdżały od strony Bukowa, później tankowały na stacji. Nie doszło do złapania na gorącym uczynku, ale przekażemy te dane policji – zaznacza wójt.
Upodobali sobie to miejsce
Teren dawnej nastawni kolejowej w Syryni nie pierwszy raz przysparza gminie kłopotów. Mniej więcej trzy lata temu ktoś podrzucił tam substancje o smołowatej konsystencji. – Wtedy zostały wywiezione na koszt gminy. Po dwóch latach Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach zwrócił nam pieniądze – wspomina wójt.
Gdy po raz drugi doszło do odkrycia podobnych substancji w tamtym miejscu, gmina uznała, że to kolej jest instytucją, która powinna wywieźć odpad na swój koszt. – Zwróciliśmy się do nich i wywieźli. Liczymy, że teraz będzie podobnie. PKP to przedsiębiorstwo, które powinno bardziej zadbać o swój teren. Gmina nie jest w stanie pilnować go za przedsiębiorcę – dodaje Czesław Burek.
(mak)
Przy okazji tej sytuacji policja zapowiada, że już wkrótce – w związku z tworzoną mapą zagrożeń – pojawi się możliwość tzw. zgłoszenia zagrożenia bezpieczeństwa publicznego. Każdy będzie mógł zgłosić zagrożenie przez internet. Wystarczy opisać niepokojącą go sprawę lub zdarzenie i zaznaczyć na mapie miejsce, którego dotyczy. Będzie to sygnał dla policji, żeby zajęła się tematem.