Szpilka i szminka: Jedna z dziesięciu
Pani Gabrysia od dziecka lubiła edukacyjne gry planszowe, krzyżowki i teleturnieje. Podziwiała wiedzę zawodników uczestniczących w „Wielkiej Grze” i „Va banque”, a przy okazji sprawdzała swoją. W końcu postanowiła spróbować i w 1998 roku zgłosiła się do programu „Jeden z dziesięciu”.
– To jest ambitny teleturniej, wymagający wszechstronnej wiedzy z każdej dziedziny życia. Oprócz wiedzy czysto encyklopedycznej przydają się też wiadomości z prasy kolorowej. Zdarzyło mi się na przykład pytanie o to jakie pokrewieństwo łączy Rafała i Pawła Królikowskich – mówi Gabriela Smolka, która od czasów pierwszego udziału w teleturnieju prowadzi zeszyt będący kompendium informacji, które na teleturnieju mogą się przydać. – Zapisuję w nim tytuły oper, stolice państw afrykańskich, bo te są najtrudniejsze do zapamiętania, tabelki z cosinusami i sinusami, a także wzory chemiczne i jednostki miar. Najważniejsze jest częste przypominanie sobie tego, co wydaje się proste. Wbrew pozorom, najwięcej osób nie zna odpowiedzi na najprostsze pytania – tłumaczy pani Smolka.
Pierwsze eliminacje odbyły się w auli liceum Emilii Plater w Warszawie. – Dostaliśmy testy z dwudziestoma pytaniami. Dalej przechodziły osoby, które odpowiedziały co najmniej na 15 z nich. Ludzie sobie podpowiadali i wzajemnie pomagali, więc stres był mniejszy niż się spodziewałam – wspomina pani Gabriela. Oprócz niej, wśród dziesięciu uczestników znalazła się jeszcze jedna kobieta. – Wylosowała numerek obok mnie i od razu zaproponowała, żebyśmy nie zadawały sobie wzajemnie pytań. Pamiętam, że musiałam wiedzieć jak nazywa się teren z ustawionymi ulami, prezydentem jakiego państwa był Asłan Maschadow, a także ile jest planet w układzie słonecznym – mówi pani Gabriela. – Zajęłam drugie miejsce, więc bardzo się cieszyłam, ale potem okazało się, że ci, którzy odpadli zostali odwiezieni busem na dworzec, a nasza trójka musiała sobie z powrotem do domu radzić sama – wspomina ze śmiechem swój pierwszy teleturniej, po którym została jej piękna pamiątka w postaci szwajcarskiego zegarka firmy Roamer.
Kolejny raz zakwalifikowała się do tego samego turnieju w 2005 roku. – Za pierwszym razem wszyscy uczestnicy musieli złożyć oświadczenie, że nie będą już startować w następnych turniejach, ale potem regulamin złagodzono, co dało mi możliwość wzięcia udziału w kolejnych eliminacjach – wyjaśnia pani Gabrysia. Te jednak przebiegały już zupełnie inaczej niż pierwsze, bo zamiast testu pisemnego były pytania zadawane przez organizatorów, a na nagrania trzeba było jechać do Lublina. – Zajęło mi to całą noc, bo nie miałam dobrego połączenia. Najpierw musiałam się dostać do Kędzierzyna-Koźla, później dojechać do Warszawy i dopiero z niej na dworzec do Lublina, skąd odebrał nas bus – wyjaśnia. Po nieprzespanej nocy i kilku godzinach oczekiwań na realizację programu, pani Gabrysi nie poszło już tak dobrze jak wcześniej. – Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie jakiego kompozytora nazywamy Chopinem północy i jaka kobieta jest pochowana w Watykanie. Okazało się, że chodzi o Griega i królową szwedzką Krystynę – opowiada pani Smolka, która tym razem była jedyną kobietą wśród startujących i uplasowała się na szóstym miejscu.
Po siedmiu latach zatęskniła za emocjami i stanęła do walki na umysły po raz trzeci. Pytania nie sprawiły jej żadnego problemu. Bezbłędnie podała nazwę rosyjskiego przyrządu do parzenia herbaty, małego hełmu i najsłynniejszego mostu w Pradze, wiedziała też w jakich latach trwała Wiosna Ludów. Do finału trafiła razem z dwoma panami, zdobyła 91 punktów i wygrała dwudziesty piąty odcinek „Jednego z dziesięciu”. – Kiedy wyemitowano go w telewizji, dostałam kilka miłych telefonów z gratulacjami, między innymi od czytelnika i pracownicy Biblioteki Śląskiej w Katowicach. Była też nagroda pieniężna w wysokości 2400 złotych i czterodniowa wycieczka dla dwóch osób do wybranego przez siebie hotelu Gołębiewski. Zdecydowałam, że pojadę do Wisły i wzięłam ze sobą mamę – wspomina miłe chwile pani Gabrysia.
Na co dzień Gabriela Smolka pracuje w bibliotece, a weekendy spędza podróżując pociągiem po Polsce i Czechach. W telewizji widziała się już wielokrotnie, bo odcinki teleturnieju są zawsze powtarzane w wakacje. – Lubię sprawdzać swoją wiedzę na stronach „Jednego z dziesięciu” albo „Koła fortuny”. Z pytaniami jest tak jak z hasłami w krzyżówkach – często powtarzają się, więc im więcej ćwiczę pamięć, tym lepsze mam wyniki – tłumaczy pani Gabrysia, która przyznaje, że w turniejach jeszcze ostatniego słowa nie powiedziała. Warto więc śledzić „Jeden z dziesięciu”, bo być może zobaczymy w nim po raz czwarty raciborzankę.
Katarzyna Gruchot