Coś tu śmierdzi. Tylko co?
Czy tym razem uda się ustalić sprawcę podrzucenia odpadów?
WODZISŁAW ŚLĄSKI Mieszkańcy czterech domostw przy ulicy Olszyny od kilkunastu dni uskarżają się na fetor dolatujący z pobliskiego placu. Mowa o należącym do właściciela pobliskiej restauracji placu, na który już rok temu ktoś podrzucił kilka wywrotek śmieci.
Zdechł kot
Jednak ostatnio ktoś pozbył się tutaj kilku ton mazistej cuchnącej substancji. – W niedzielę tak "jechało", że nie szło koło domu wysiedzieć. A jak się wiatr obróci, to nawet okien nie idzie otworzyć – mówi Lidia Sorek. Dzień po naszej wizycie na miejscu zadzwonił do redakcji właściciel innego domu przy Olszyny. – Niech sobie pan wyobrazi, że mój kot wrócił do domu cały oblepiony tą mazią i następnego dnia zdechł – mówi.
Wszystko zaczęło się 2 września, kiedy źle poczuł się pracownik firmy dzierżawiącej od właściciela plac na materiały wykorzystywane do budowy łącznika drogowego w strefie gospodarczej. Mężczyznę rozbolała głowa. Tego dnia zauważono, że na placu leży czarny kleisty granulat, jakby asfalt.
Nieszkodliwa?
Na miejsce wezwano straż pożarną. – Dokonaliśmy oględzin pod kątem zagrożenia dla sąsiednich posesji. Tego zagrożenia nie stwierdziliśmy. To nie jest substancja mogąca spowodować skażenie środowiska – mówi bryg. Jacek Filas, rzecznik prasowy straży pożarnej w Wodzisławiu Śl. Zaznacza jednak, że nie jest to substancja zdatna do spożywania. Nie dziwi się więc, że po kontakcie z nią kot mógł zdechnąć. Strażakom towarzyszyli przedstawiciele wydziałów ochrony środowiska i ekologii z urzędu miasta i starostwa. Na ich ustalenia musimy jeszcze poczekać. Czynności w sprawie prowadzi też wodzisławska policja. – Poza miejscem nic nie wskazuje, by coś łączyło fakty wyrzucenia śmieci i pozbycia się tej substancji – mówi kom. Marta Pydych, rzeczniczka wodzisławskiej policji.
Ludzie zniechęceni niemocą
Udało nam się skontaktować z właścicielem terenu. Jednak nie chciał komentować sprawy. Wnioskujemy, że ma już dość kłopotów z podrzucaniem mu śmieci lub podejrzanych substancji, bo teren zaczął odgradzać. Najwyraźniej dostęp do niego zachowa jedynie firma dzierżawiąca plac.
Przypomnijmy, że problem ze śmieciami trwa od końcówki 2015 r. Ani straży miejskiej ani policji nie udało się ustalić sprawcy, i to pomimo przesłuchania świadków, przejrzenia nagrań z kamer ulokowanych w obrębie restauracji, czy zamontowania fotopułapek. W styczniu policja odstąpiła od czynności z powodu niewykrycia sprawcy. Niemoc drażni już mieszkańców. – Trzy razy byłem na policji, składałem zeznania – mówi mieszkaniec, który do nas zadzwonił.
(tora)