Pożar strawił dobytek życia
Byliśmy na miejscu pożaru, do którego doszło w domu przy ulicy Okrężnej. Ogień strawił dosłownie wszystko. Mieszkańcy domu zostali z tym, w czym w nocy zdołali uciec z palącego się budynku.
GOGOŁOWA W piętrowym domu mieszkały dwie rodziny. Na dole starsze małżeństwo, na piętrze rodzina ich wnuka. Do pożaru doszło w nocy 18 września. – Żonie wnuka wydawało się, że ktoś chodzi po mieszkaniu. Wyszła z pokoju na korytarz. Okazało się, że płonie cała łazienka – mówi nam właściciel domu. – Szybko zabrała córkę i obudziła nas, żebyśmy uciekali – dodaje 75–letni mężczyzna. Straż pożarną wezwał patrol policji, który o godz. 3.50 przejeżdżał przez Gogołową. – Podczas dojazdu do innej interwencji policjanci zauważyli pożar domu. Natychmiast podjechali na posesję, gdzie stali już mieszkańcy domu. Funkcjonariusze wezwali straż pożarną i odprowadzili mieszkańców w bezpieczniejsze miejsce – mówi komisarz Marta Pydych, rzecznik prasowy wodzisławskiej policji.
Butla z gazem zagrażała
Na miejsce przyjechali strażacy z JRG Jastrzębie, JRG Wodzisław oraz OSP Gogołowa. W sumie ogień gasiło 9 jednostek straży pożarnej. Obłożony w środku drewnianą boazerią dom zajął się ogniem w mgnieniu oka. Zapaliły się drewniane schody, od nich parter budynku. – Po przybyciu na miejsce stwierdziliśmy, że pożarem objęte jest piętro i klatka schodowa, po dokonaniu rozpoznania uzyskaliśmy informację, że mieszkańcy sami opuścili budynek jeszcze przed naszym przyjazdem i znajdują się pod opieką patrolu policji – relacjonował prezes OSP Gogołowa Mirosław Winkler. PSP Wodzisław informuje z kolei, że do wnętrza palącego się budynku musiało wejść 6 strażaków, którzy przy użyciu 3 linii gaśniczych doprowadzili do ugaszenia ognia. Ponadto z pomieszczenia kuchni, w której panował pożar wyniesiono butlę gazową. Ze względu na to, że była ona narażona na wysoką temperaturę konieczne stało się jej schładzanie na zewnątrz obiektu. Z budynku wyniesiono także psa, który po opatrzeniu został oddany pod opiekę stowarzyszenia „Przyjaciele”.
Dom do rozbiórki
Żadne słowa nie oddadzą rozmiaru zniszczeń jaki zobaczyliśmy na miejscu, kilka dni po pożarze. Spaliło się dosłownie wszystko. Nadmieńmy jedynie, że temperatura była tak wysoka, iż popękały mury nośne budynku. – Inspektor nadzoru budowlanego stwierdził, że dom nadaje się jedynie do rozbiórki – mówi właściciel budynku. Dodaje, że gdyby był młodszy to pewnie dom by odbudował. – Zburzyłbym piętro, zostawiłbym jedynie parter, na to lekki drewniany dach. Ale sił już brak i koszty ogromne – mówi. Wraz z żoną zamieszkają teraz u córki w pobliskich Świerklanach. Już od dawna mieli tam przyszykowane miejsce, ale swojego domu opuszczać nie chcieli. Nie ukrywają, że dom był wypłacony z tytułu szkód górniczych. Ale dało się w nim mieszkać, a oni po ludzku byli do tego miejsca po prostu przywiązani. – Sami ten dom budowaliśmy, nikt nam nie pomógł. Ziemię pod fundamenty wybierałem sam – nie kryje smutku mężczyzna, szukając z żoną w pogorzelisku resztek przedmiotów nadających się do użytku.
Pomoc dla rodziny z dzieckiem
Losy drugiej, młodszej rodziny są bardziej skomplikowane. Wnuk starszego małżeństwa pracuje w Holandii. Jego żona z dwuletnią córeczką wyjechała do swoich teściów, do Kielc. Młodzi na nowo muszą układać życie po pożarze. Również zostali z niczym. Ubrania, meble, sprzęty codziennego użytku, zabawki dziewczynki, wózki – wszystko co rodzina miała spaliło się w pożarze. Dlatego organizowana jest zbiórka pomocy dla poszkodowanych w pożarze. Stąd prośba o wsparcie głównie dla rodziny z dzieckiem. Potrzebne są: ubrania, pościel, środki czystości, artykuły higieniczne, ubrania dla dwuletniej dziewczynki, wózek, łóżeczko i inne niezbędne rzeczy – mówi Mirela Ledwoń, kierownik OPS. Rzeczy zbierane są zarówno w siedzibie OPS–u, a także w budynku UG w Mszanie oraz w siedzibie gogołowskiej filii GOKIR.
Pożar od przedłużacza?
Właściciele domu mówią, że pożar rozpoczął się w łazience, znajdującej się na piętrze, a więc użytkowanej przez młodszą rodzinę, najprawdopodobniej od przedłużacza, którym do sieci podłączony był elektryczny bojler. Straż pożarna nie chce się na
ten temat wypowiadać. Odsyła na policję, która prowadzi w tej sprawie dochodzenie. Policja wyjaśnia jedynie, że przyczyną pożaru była najprawdopodobniej awaria instalacji elektrycznej. Niezależnie od tego czy przyczyną pożaru rzeczywiście było stopienie się przedłużacza, którym bojler podłączony był do sieci (a taki scenariusz jest jak najbardziej możliwy) czy też przyczyna była inna, to eksperci przestrzegają, że absolutnie nie powinno się podłączać do sieci urządzeń elektrycznych o dużej mocy (np. 1,5–2 kW) za pomocą nieodpowiedniego przedłużacza, tym bardziej jeśli urządzenie pracuje bez stałego nadzoru człowieka. Każdy odbiornik prądu elektrycznego musi być zasilany przez przewód o odpowiednim przekroju i długości (ze względu na spadki napięcia). Wskazane jest też aby obwód elektryczny miał jak najmniej styków typu gniazdo – wtyczka.
Artur Marcisz