Na wstępie
Artur Marcisz - P. O. Redaktora naczelnego Nowin Wodzisławskich
Nie tylko limity wykańczają nasz szpital
Dług wodzisławsko-rydułtowskiego szpitala w lutym tego roku wynosił już 38 mln zł. Dyrekcja placówki a z nią starostwo powiatowe czynią starania, by sytuację finansową placówki poprawić. Stąd plan medyczno-naprawczy. Problem z planem jest taki, że jego realizacja ma kosztować – bagatela – 25 mln zł. I nikt za bardzo nie wie gdzie znaleźć potrzebne środki. A bez realizacji planu dług szpitala będzie rósł. W tle rozwinął się konflikt rydułtowskich ginekologów z dyrekcją szpitala, dotyczący m.in. limitów na leczenie. Wodzisławska lecznica to doskonały przykład na to, że pomysł, by wyceniać ratowanie ludzkiego zdrowia i życia jest chyba z piekła rodem. Te dwie rzeczy – zdrowie i życie nie mają ceny. Nie jest winą lekarzy, że wykonując ponadplanowe zabiegi czy procedury medyczne, często przy tym ratując zdrowie i życie pacjentów, zwiększali zadłużenie szpitala. Trudno też winić dyrekcję, że w obliczu bankructwa placówki próbuje wymusić na lekarzach trzymanie się limitów. Po prostu system ochrony zdrowia w naszym kraju, który ma zapewnić pacjentowi pomoc w chorobie, jest... chory.
W wodzisławskim szpitalu nakłada się na to wszystko konflikt personalny. Nie wiem, kto ma w nim rację – czy lekarze z Rydułtów, czy też dyrekcja szpitala, stojąc murem za ordynatorem wodzisławskiej porodówki. Wiem jedno – za rydułtowską porodówką stoją liczby. To tu rodzi się zdecydowanie więcej dzieci niż w Wodzisławiu. Przyszłe mamy, jak mniemam, nie przyjeżdżają do Rydułtów z sympatii dla starych murów tego szpitala, ale dla fachowego zespołu lekarzy i położnych, którzy wyrobili sobie markę. Ten zespół właśnie się rozpadł. Pojawia się coraz więcej głosów, że pacjentki pójdą za swoimi położnikami do innych szpitali, ale nie do Wodzisławia. Czy na pewno o to chodziło?