Porodówka w Rydułtowach zawieszona. Dlaczego dyrekcja i lekarze nie porozumieli się?
Oddział ginekologiczno-położniczy w Rydułtowach został zawieszony. Dotychczas zatrudnieni ginekolodzy odeszli z pracy, a dyrekcji nie udało się znaleźć nowych. Dlaczego do tego doszło? Dyrekcja i lekarze mają odmienne stanowiska w tej sprawie.
RYDUŁTOWY 1 listopada została zawieszona działalność oddziału ginekologiczno-położniczego w Rydułtowach oraz ginekologiczno-położniczej izby przyjęć. Tego typu działalność świadczona jest teraz tylko w Wodzisławiu.
Zawieszenie ma trwać pół roku. – Bez zawieszenia NFZ mógłby nam zabrać na stałe część kontraktu – wyjaśnia Dorota Kowalska, dyrektor Powiatowego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Rydułtowach i Wodzisławiu Śl. Liczy, że w ciągu 6 miesięcy uda się pozyskać nowych lekarzy.
Wodzisławska porodówka jest przygotowana na zwiększoną liczbę porodów. – Oddział ginekologiczno-położniczy w Wodzisławiu jest przygotowany do większej liczby porad i procedur medycznych. Przygotowany jest również oddział neonatologiczny – zapewnia ordynator wodzisławskiej porodówki, Wojciech Kluszczyk.
„Zaproszenie” na spotkanie
Dlaczego ginekolodzy z Rydułtów i dyrekcja szpitala się nie porozumieli? Strony widzą to zupełnie inaczej.
25 października w szpitalu w Rydułtowach odbyło się spotkanie, dotyczące sytuacji oddziału ginekologiczno-położniczego, z którego 8 lekarzy złożyło wypowiedzenia. Spotkanie zostało zwołane przez dyrekcję szpitala. Wzięli w nim udział przedstawiciele związków zawodowych i załogi szpitala. Zaproszeni byli także lekarze z oddziału ginekologiczno-położniczego w Rydułtowach: ordynator Andrzej Rutkowski i jego zastępca. Lekarze nie przyszli. – Od sekretarki dowiedziałam się, że zastępca ordynatora nie skorzysta z zaproszenia, a pan ordynator kończy cesarskie cięcie. Liczyliśmy, że dojdzie. Stało się inaczej. Żałujemy – nie ukrywała szefowa szpitala.
Później lekarze powiedzieli nam, w jaki sposób dyrekcja zaprosiła ich na spotkanie, które rozpoczęło się o godz. 8.30. – Zostaliśmy poinformowani o tym spotkaniu... 20 minut wcześniej, czyli o godz. 8.10. W tym czasie trwało już jedno cesarskie cięcie, a w planie były trzy kolejne cięcia. Pacjentki były do cięć przygotowane – podkreślają lekarze. Dodają, że prócz tego odbyło się 6 porodów siłami natury. – Jeżeli dyrekcja uważała, że w takiej sytuacji odejdziemy od pacjentek i narazimy je na niebezpieczeństwo, to jest to jakieś nieporozumienie – nie kryją oburzenia lekarze.
Dyrekcja: zrobiliśmy wiele
Dyrektor Kowalska zapewniała, że wielokrotnie próbowała porozumieć się z lekarzami, co do dalszego funkcjonowania porodówki – Spotkań było wiele. Naprawdę liczyliśmy, że uda się wypracować wspólne rozwiązanie – podkreśliła. Przedstawiła też, jak w ciągu ostatnich miesięcy wyglądały kontakty na linii dyrekcja-lekarze (całość dostępna na portalu nowiny.pl). Dyrektor szpitala mówiła między innymi, że lekarze nie chcieli spotykać się indywidualnie, a gdy zorganizowała spotkanie zespołowe, to przyszło tylko 4 lekarzy z Rydułtów, którzy i tak odesłali ją do ordynatora. Podkreślała też, że nie dowiedziała się, jakie są konkretne powody odejść lekarzy. Ci określili za to warunek wycofania wypowiedzeń. Stwierdzili, że połączonymi oddziałami ginekologiczno-położniczymi może kierować osoba, "która ma zjednoczyć personel dwóch oddziałów, która jest niekonfliktowa, obdarzona szacunkiem i zaufaniem, a jednocześnie jest bardzo dobrym fachowcem". Zaproponowali na to stanowisko ordynatora Rutkowskiego. Wyrazili swoją opinię, że obecny ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w Wodzisławiu jest osobą kontrowersyjną i kiedy sprawował funkcję ordynatora, to z oddziału "odeszła duża grupa lekarzy". – Jednocześnie wyrazili swój warunek, że dyrekcja powinna zwolnić z pracy doktora Kluszczyka – powiedziała pani dyrektor. – Nie usłyszałam jednak konkretnego powodu, dla którego miałoby to nastąpić – dodała.
Poinformowała też, że od ordynatora rydułtowskiej porodówki dowiedziała się, że poza dwoma ginekologami z Rydułtów pozostali mają już zapewnione zatrudnienie w innych szpitalach.
Związki zawodowe oburzone
Oburzone postawą lekarzy z rydułtowskiej porodówki były obecne na spotkaniu przedstawicielki związków zawodowych. – Jestem zdegustowana. Grupa lekarzy, którzy złożyli wypowiedzenia, nie myślała o nikim. Nie myśleli o 53 położnych, z którymi współpracowali długi czas. Myśleli wyłącznie osobie. Według mnie to skandal – nie kryła rozgoryczenia przewodnicząca MOZ Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, Jolanta Muskała. – To nie sami ginekolodzy pracowali na sławę rydułtowskiej porodówki. Pracowali wspólnie z położnymi. A teraz odebrałam to tak, że ginekolodzy z Rydułtów zrobili się bogami w tym szpitalu, że oni jedni rządzą, a cała reszta nie zasługuje na szacunek – oburzała się Małgorzata Żebrak, przewodnicząca zakładowej Solidarności.
Związki zawodowe odniosły się też do zapewnienia dyrekcji, że położne z Rydułtów nie stracą pracy. – To dyrekcja się o nie zatroszczyła, nie lekarze. W innych szpitalach w momencie zawieszenia personel dostaje postojowe i szuka się rozwiązań, by te osoby musiały odejść ze szpitala. Tu tego nie ma. Tu jest rzeczowa i konkretna rozmowa. Razem z panią dyrektor i panem dyrektorem negocjowałyśmy, w jaki sposób zabezpieczyć położnym miejsca pracy. I to się udało – dodała Jolanta Muskała.
Lekarze: dyrekcja zna powody
Ginekolodzy z Rydułtów postanowili zareagować na to, co kierownictwo szpitala i związki zawodowe przedstawiły na spotkaniu 25 października. Przypominają, że wszystkie powody, przez które złożyli wypowiedzenia, wyartykułowali w piśmie, przekazanemu 14 lipca starostwu. A to przekazało pismo lekarzy dyrekcji. Uznano jednak, że pismo to jest petycją, więc szpital ma 3 miesiące czasu na odpowiedź. – No i do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pismo. Dyrekcja mogła nam odpisać od razu, ale nie zrobiła tego, bo niemożliwe było np. wytłumaczenie się z zakazu przyjmowania pacjentek w stanie zagrożenia życia po wyczerpaniu limitów przyjęć – uważają lekarze.
Bez zgody na limity, kiedy zagrożone życie
Lekarze podkreślają, że żadne sporne kwestie zawarte w ich piśmie nie zostały z nimi wyjaśnione. Najpoważniejszą sprawą był restrykcyjny "zakaz udzielania świadczeń zdrowotnych ponad ustalone limity". – Teraz dyrekcja zapewnia, że zakaz ten nie dotyczył ratowania zdrowia i życia. Ale my mamy pismo służbowe od dyrekcji, z którego wynika co innego. Dyrekcja stosuje taki wybieg, że nie jest sprecyzowane, co oznacza "stan zagrożenia życia". Dla nas wynikało z tego jasno, że mamy nie przyjmować ponad ustalone limity. To jest skandal. Brak jakiegokolwiek zrozumienia roli lekarza. My chronimy życie matki i równocześnie życie dziecka. Przecież jeśli przychodzi pacjentka, która mówi, że od wczoraj inaczej czuje ruchy dziecka, to dla nas jest to już potencjalny stan zagrożenia jego życia. My musimy ją przyjąć, żeby sprawdzić, co się dzieje. Nie możemy tej matki i jej dziecka odesłać tylko dlatego, że są przekroczone limity! Tak nie da się leczyć i nie da się pracować – bulwersują się lekarze.
Zyski, straty
Ginekolodzy z Rydułtów od początku mówili też, że żaden z nich nie będzie pracował z obecnym ordynatorem porodówki w Wodzisławiu. – Liczba porodów na jego oddziale jest niemal o połowę niższa niż w Rydułtowach. Co więcej, porodówka w Rydułtowach przynosi dochód, natomiast porodówka w Wodzisławiu do sierpnia tego roku wygenerowała 936 tys. zł strat. Wielu ginekologów odeszło z Wodzisławia. Taka sytuacja nie bierze się znikąd – mówią lekarze.
W sprawie likwidacji rydułtowskiej porodówki przejawia się również wątek płac dla lekarzy z Rydułtów. Ci zapewniają, że na żadnym etapie nie mieli roszczeń finansowych. Ich pełne stanowisko publikujemy na portalu nowiny.pl
Magdalena Kulok