Spalasz niedozwolone odpady? Licz się z karami, bo kontrole są coraz pewniejsze i skuteczniejsze
Alarmujące dane o fatalnej jakości naszego powietrza i akcje społeczne sprawiają, że coraz częściej zwracamy uwagę na to, co unosi się z komina sąsiada. I słusznie. Według specjalistów stężenia niebezpiecznych substancji są najwyższe właśnie w pobliżu dymiących kominów. Nie dziwi więc, że mieszkańcy sami coraz częściej domagają się kontroli zawartości kotłowni sąsiada. Sprawdzamy zatem, co tak naprawdę można spalać w piecu centralnego ogrzewania, a co jest zabronione, jaka grozi za to kara i w jaki sposób gminy sprawdzają, czym palimy w piecach.
Mandat, grzywna, a nawet areszt
Przede wszystkim należy sobie uświadomić, że wbrew obiegowym opiniom strażnik gminny ma prawo wejść na teren posesji i skontrolować, czy nie dochodzi do spalania śmieci. Prawo takie dają mu odpowiednie ustawy oraz upoważnienia wójta, burmistrza lub prezydenta. Właściciel posesji musi wpuścić strażnika w godz. od 6.00 do 22.00 lub przez całą dobę, jeśli w obiekcie prowadzona jest działalność gospodarcza. W przeciwnym razie naraża się na odpowiedzialność karną, bo osoba, która udaremnia lub utrudnia wykonanie kontroli, popełnia przestępstwo zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności. W przypadku potwierdzenia przypuszczeń, dotyczących spalania śmieci sprawca zostanie ukarany mandatem w wysokości do 500 zł. Jeśli właściciel nieruchomości odmówi przyjęcia mandatu, to sprawa zakończy się w sądzie, gdzie może otrzymać grzywnę do 5000 zł lub nawet karę aresztu od 5 do 30 dni. Jeśli właściciel kotłowni nie przyznaje się do palenia śmieci, mogą zostać pobrane próbki z kotła. Tyle teoria. A jak wygląda praktyka?
Co można a czego lepiej nie spalać?
Po pierwsze należy doprecyzować co, oprócz dostępnego na rynku opału można spalać w kotłach C.O. Rozporządzenie Ministra Środowiska z 10 listopada 2015 dopuszcza spalanie do celów grzewczych wyłącznie tych odpadów, których termiczne przekształcenie w instalacjach domowych nie spowoduje negatywnego wpływu na środowisko. Wszystko, co wpływa na środowisko negatywnie, jest zabronione. Tyle rozporządzenie. Opierając się na nim, Urząd Miasta w Rydułtowach wyjaśnia, że jako paliwa można wykorzystać: odpady z rolnictwa i leśnictwa (odpadowa masa roślinna), odpady z przetwórstwa drewna oraz z produkcji płyt i mebli, masy celulozowej, papieru i tektury (odpady kory i korka, oraz trociny, wióry, ścinki, drewno, z wyłączeniem trocin, wiórów, ścinków pochodzących z obróbki płyt wiórowych), odpady opakowaniowe (opakowania z papieru i tektury, opakowania z drewna), odpady budowlane (drewno, o ile nie jest zanieczyszczone impregnatami i powłokami ochronnymi), odpady z ogrodów i parków (odpady drewna z pielęgnacji zadrzewień), odpady komunalne, np. z gospodarstw domowych (drewno niezanieczyszczone impregnatami i powłokami ochronnymi), odpady z targowisk (kartony).
Jeśli dymem z liści wkurzysz sąsiada, to możesz skończyć w sądzie
– W przypadku odpadów komunalnych do wykorzystania jako paliwa rozporządzenie wymienia jedynie drewno niezanieczyszczone impregnatami i powłokami ochronnymi, zaś nie wymienia papieru (np. gazet) – wyjaśnia rydułtowski urząd miasta. Ale jeśli jako podpałki użyjemy zwykłej, niekolorowej gazety, to nikt nas za to raczej nie ukarze. Jej spalenie nie powinno również stanowić większego problemu przy ewentualnym sprawdzaniu próbek popiołu. Kary nie unikniemy, jeśli w piecu nagminnie spalamy duże ilości kolorowych gazet.
A co ze spalaniem odpadów zielonych, takich jak liście czy gałęzie z iglaków? Okazuje się, że gminy bardzo różnie interpretują przepisy prawa. – Proszę zauważyć, iż odpady z ogrodów i parków, takie jak trawa czy liście, nie zostały wskazane w wymienionym rozporządzeniu do wykorzystania jako paliwa – słyszymy w Rydułtowach. Ale już np. Pszów dopuszcza spalanie pozostałości roślinnych takich jak słoma czy liście. Z kolei w obowiązującym na terenie gminy Godów regulaminie utrzymania czystości i porządku nie ma zakazu spalania na terenie własnej posesji odpadów zielonych. – Jednakże odpady ulegające biodegradacji winno się oddawać selektywnie lub kompostować w przydomowych kompostownikach – wyjaśniają urzędnicy. Czyli niby wolno, ale lepiej nie. Tym bardziej że urzędnicy przestrzegają, iż podczas spalania nie wolno powodować nadmiernej ilości dymu i uciążliwego zapachu, z czym zazwyczaj wiąże się spalanie zielonych odpadów. – Zgodnie z art. 144 Kodeksu Cywilnego sąsiedzi mają prawo bronić się – nawet w sądzie przed swądem i dymem z ogniska oraz pieca centralnego ogrzewania. Mogą też zażądać zaprzestania takich działań, a także usunięcia już zgromadzonych odpadów – wyjaśnia Anna Brzemia, z Urzędu Gminy w Godowie.
Mieszkańcy sami proszą o kontrole u sąsiadów
Coraz więcej gmin zaczyna sprawdzać kotłownie swoich mieszkańców i to na ich wniosek. – Zebranie sołeckie w jednej z naszych miejscowości przegłosowało wniosek, by strażnicy zaczęli przeprowadzać takie kontrole – przyznaje Mariusz Adamczyk, wójt Godowa. Dlatego strażnicy miejscy z Wodzisławia na terenie gminy Godów kontrolują te domy, z których unosi się podejrzanie pachnący i wyglądający dym. Mają do tego prawo, bo gmina ma podpisaną umowę z miastem Wodzisław na obsługę straży, a strażnicy uzyskali upoważnienie wójta. – Przeprowadzili już kilka takich kontroli, bo cały czas docierają do nas sygnały od mieszkańców, że ktoś w ich otoczeniu spala śmieci – przyznaje włodarz Godowa. Na razie obywa się bez mandatów, strażnicy kończą kontrole na pouczeniach. Mniej wyrozumiali są strażnicy w Radlinie, Rydułtowach czy Wodzisławiu, ale tu zgłoszeń jest znacznie więcej. W roku 2015 wodzisławska straż miejska wraz z pracownikami wydziału ochrony środowiska przeprowadziła 10 szczegółowych kontroli (tzn. z pobraniem próbek popiołu celem analizy w laboratorium). W 2016 roku tych kontroli było jak dotąd 37. Prócz tego SM Wodzisław przeprowadziła w 2015 r. 166, a w 2016 r. 144 interwencje w zakresie spalania niedozwolonych substancji. Część interwencji kończy się mandatami. W tym roku strażnicy wystawili ich 12. Jeszcze więcej mandatów wystawili strażnicy z Rydułtów. – W ciągu ostatnich 12 miesięcy przeprowadziliśmy 89 interwencji, dotyczących właśnie spalania odpadów – mówi Krzysztof Mocarski, komendant Straży Miejskiej w Rydułtowach. Z całej tej puli aż 69 kontroli było efektem zgłoszeń mieszkańców. W 44 przypadkach strażnicy potwierdzili przypuszczenia mieszkańców. W efekcie nałożyli 20 mandatów w wysokości do 500 zł. Kwotę 500 zł, czyli najwyższą możliwą, otrzymywały osoby, które dopuściły się spalania śmieci po raz kolejny.
W laboratorium sprawdzą czym paliłeś w piecu
Funkcjonariusze w Rydułtowach podobnie jak ich koledzy po fachu z Wodzisławia mają możliwość pobierania próbek popiołu z palenisk, jednak z takiej możliwości w ciągu ostatniego roku nie skorzystali, ponieważ spalanie na terenie danych posesji było tak ewidentne, że mieszkańcy nie mieli nic na swoje usprawiedliwienie. Również w Radlinie straż miejska prowadzi kontrole pod kątem spalania odpadów. W 2016 roku przeprowadzono jak na razie 9 kontroli, w których nałożono 4 mandaty do 500 złotych. Strażnicy, którym towarzyszą pracownicy urzędu miasta, mają możliwość pobierania próbek popiołu z palenisk. W trzech próbkach w wyniku badań potwierdzono spalanie odpadów i sprawy skierowano do sądu, gdzie sprawcy zostali ukarani karą pieniężną od 200 do 1500 złotych. W Wodzisławiu pierwszy taki przypadek dotyczył próbki popiołu pobranej w 2011 roku – właściciel paleniska do końca utrzymywał, że nie spalał odpadów. Ekspertyza laboratoryjna nie pozostawiła jednak wątpliwości, że było inaczej i wodzisławianin ukarany został grzywną w wysokości 1000 zł. W pierwszej kolejności sprawdzane są jednak kotłownie. – Najczęściej spalane są elementy stolarki okiennej, starych mebli, czy paneli. Przykładami zupełnie skrajnymi, całe szczęście coraz rzadziej się zdarzającymi, są spalania plastikowych butelek czy zużytych pieluch. Cały czas musimy uświadamiać i przypominać, że spalanie tego typu materiałów uwalnia substancje trujące, które wdychamy później wszyscy – podkreśla Marek Gajda, rzecznik Urzędu Miasta w Radlinie. Co ciekawe w Wodzisławiu interwencje, dotyczą zarówno podejrzenia pozbywania się odpadów nie tylko w kotłowniach, jak i również w innych urządzeniach z tzw. żywym ogniem, np. kominkach, tzw. kozach, czy też spalania odpadów na powierzchni ziemi. Chodzi tu głównie o spalanie liści, traw, gałęzi.
Nie ma straży, nie ma kontroli
Kontrolami grożą również urzędnicy w Mszanie. – Mieszkańcy naszej gminy coraz częściej zwracają uwagę na to, czym palą sąsiedzi. W związku z powyższym będziemy zmuszeni do przeprowadzania wyrywkowych kontroli palenisk domowych – informują w UG Mszana. Inna sprawa, że skuteczność tych kontroli stoi pod znakiem zapytania. Gmina nie posiada własnej straży, nie ma też podpisanej umowy ze strażą z sąsiedniej gminy. Kontroli musieliby więc dokonywać pracownicy urzędu. – Upoważniony pracownik ma prawo wstępu na teren posesji, z odpowiednim upoważnieniem wójta, w celu pobrania próbek popiołu z pieca. Pracownik taki nie będzie chodził po całym domu ani sprawdzał wszystkich zakamarków piwnicy, ma po prostu pobrać próbki. Pracownik musi przejść odpowiednie szkolenie w tym zakresie, zakończone otrzymaniem certyfikatu. W naszym urzędzie taki pracownik jest – mówi Mirosława Książek–Rduch z Urzędu Gminy w Mszanie. Inna sprawa, że ów pracownik na żadnej kontroli jeszcze nie był. Bo ma jednak ograniczone możliwości wejścia na posesję w porównaniu ze strażnikiem. Dobrze zdają sobie z tego sprawę w Pszowie, gdzie straży gminnej również nie ma. W tym roku miasto nie sprawdzało żadnych kotłowni mieszkańców. Dlaczego? Bo musiałoby zawiadomić o planowanych oględzinach co najmniej 7 dni wcześniej. – W takiej sytuacji, w trakcie takich zapowiedzianych oględzin, zastaniemy w kotłowni wyłącznie odpowiednie paliwo – przyznają urzędnicy z Pszowa.
Korzystają ze straży sąsiednich gmin
Oczywiście w skrajnych przypadkach gmina może wezwać na pomoc policję. Tak kilka lat temu było w Połomi, gdzie kontrolę przeprowadzał dzielnicowy Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu. Angażowanie policji do tego typu spraw jest jednak kłopotliwe. Nie zawsze dzielnicowy może być akurat na miejscu i nie zawsze może mieć czas na tego typu sprawy. Dlatego są gminy, które nie mając własnej straży gminnej, podpisują umowy ze strażami sąsiadów. Oprócz wspomnianego już Godowa, który od wielu lat korzysta ze straży miejskiej z Wodzisławia, na podobny krok zdecydowali się włodarze Gorzyc. Obecnie uzgadniane są zapisy umowy w sprawie działalności na terenie tej gminy straży gminnej z sąsiedniej Lubomi. W Gorzycach nie ukrywają, że głównym celem strażników ma być egzekwowanie przepisów z zakresu ochrony środowiska, a więc również i kontrolowanie tego, czym mieszkańcy palą w piecach.
Tego nie możesz palić w piecu pod żadnym pozorem
• odpadów plastikowych i butelek po napojach,
• zużytych opon,
• odpadów z tworzyw sztucznych,
• elementów drewnianych pokrytych lakierem,
• sztucznej skóry,
• opakowań po rozpuszczalnikach i środkach ochrony roślin,
• opakowań po farbach i lakierach,
• plastikowych toreb z polietylenu,
• papieru bielonego związkami chloru z nadrukiem farb kolorowych,
• zmieszanych odpadów komunalnych.
W tych gminach strażnik może sprawdzić kotłownię
• Wodzisław
• Rydułtowy
• Radlin
• Lubomia
• Godów (umowa ze strażą z Wodzisławia)