Wspólnie przez życie idą już od 65 lat
„Prawdziwy dżentelmen”, „kulturalna i ładna” – mówią o sobie Józefa i Herbert Blachowie z Wodzisławia Śląskiego, którzy pobrali się 65 lat temu.
WODZISŁAW ŚL. Takie uroczystości nie zdarzają się zbyt często. 22 grudnia Józefa i Herbert Blachowie z Wodzisławia Śl. obchodzili 65–rocznicę ślubu.
Ona stanęła na ślubnym kobiercu, gdy miała 19 lat. W wymarzonej sukni, z długim, bo aż 4–metrowym welonem. On był wówczas 21–latkiem. Oboje mieszkali na Marcelu w Radlinie, więc sakramentalne „tak” wypowiedzieli w kościele w Biertułtowach. Wesele odbyło się w domu, w gronie najbliższych.
Prawdziwy dżentelmen
Poznali się przypadkiem. – Tak właściwie to dzięki koledze męża, z którym poszłam na przedstawienie amatorskiej grupy teatralnej. Tam poznałam Herberta. Dobrze nam się rozmawiało, więc odprowadził mnie do domu. I tak już zostało – uśmiecha się jubilatka.
Okazało się, że oboje szukali w drugiej połówce podobnych cech. – Spodobał mi się jej charakter. Bardzo kulturalna i rozgarnięta. No i nie ukrywam, że ładna. Zresztą nadal mi się podoba – podkreśla pan Herbert. – Mnie zauroczyło to, że był dżentelmenem. Mężczyzną na poziomie – komplementuje męża pani Józefa.
Zamieszanie wskazane
Ponad 60 lat mieszkają w Wodzisławiu Śl. Blisko rynku, blisko kościoła. Przywiązali się do tego miejsca. – Dobrze żyje nam się w Wodzisławiu – zapewniają. Oboje są w dobrej kondycji. Uśmiechnięci, pełni optymizmu. Mówią o sobie z wielkim szacunkiem. Ich recepta na udany związek to miłość, przyjaźń i wzajemne zrozumienie. – Wiadomo, że w małżeństwie raz świeci słońce, raz pada deszcz. Trochę zamieszania musi być, bo inaczej byłoby nudno – mówią wprost.
Tańce, spacery
Zawodowo pan Herbert był związany z kopalnią Marcel, później też ze szkołą górniczą w Radlinie. Interesował się fotografią. Z kolei pani Józefa pracowała w nieistniejącej już wodzisławskiej aptece – jako księgowa i kasjerka. Małżeństwo miało dwie wspólne pasje. Pierwszą były długie spacery. Drugą – taniec. Oboje świetnie radzili sobie na parkiecie. – W czasie karnawału w każdą sobotę i niedzielę chodziliśmy na zabawy. Śniegu było po kolana, ale nam to nie przeszkadzało – wspominają. Umiejętnościami tanecznymi mogli pochwalić się jeszcze 6 lat temu, podczas wesela wnuczki. – Niesamowicie z mężem wywijaliśmy. Teraz to by się człowiek zasapał – uśmiecha się pani Józefa.
Aktualnie ich czas wypełniają wspólne rozmowy, oglądanie telewizji, czytanie czasopism i krótkie spacery. – Jesteśmy na tym etapie, że wychodzimy posiedzieć na ławce przy Pomniku Powstańców Śląskich – podkreślają.
Głos i perkusja
Małżonka jest aktywna jeszcze na jednym polu. Śpiewa w zespole seniorów „Nie dejmy się”. – Kiedyś mąż też był członkiem zespołu, grał na perkusji – mówi z dumą o panu Herbercie. Co ciekawe, grupa „Nie dejmy się” występuje podczas uroczystości jubileuszy małżeńskich w Urzędzie Stanu Cywilnego. Zamiłowanie do śpiewu pani Józefa odkryła w bardzo młodym wieku. Już w podstawówce lubiła występować przed publicznością.
Małżeństwo doczekało się jednej córki, dwóch wnuczek i trzech prawnuków. Parę, która obchodziła żelazne gody, odwiedził prezydent Mieczysław Kieca. Złożył jubilatom najserdeczniejsze życzenia.
(mak)