Na wstępie
Magdalena Kulok Dziennikarka Nowin Wodzisławskich
Zawsze wydawało mi się, że opłaty za korzystanie z parkingów centrum miast są po to, by wymusić rotację pojazdów. Żeby nie było tak, że samochody blokują miejsca parkingowe od rana do wieczora, a inni kierowcy nie mogą z nich korzystać. Tak sądziłam, dopóki nie zaczęłam częściej gościć w Wodzisławiu Śląskim. Sądzę, że nie będę odosobniona w stwierdzeniu, że działanie wodzisławskiej strefy płatnego parkowania pozostawia wiele do życzenia. A efektem jest rozdrażnienie kierowców.
Nie potrafię zliczyć, ile razy natknęłam się na nieczynne parkomaty. A wokół... nikogo z obsługi. Nikogo, kto by podpowiedział, gdzie w pobliżu można znaleźć kolejny parkomat. Ale ci ludzi są... Najszybciej można się o tym przekonać, gdy w grę wchodzi brak opłaty za parkowanie. Wystarczy chwila spóźnienia, a za wycieraczką czeka wezwanie do zapłaty. Jeden z naszych czytelników napisał: „Dlaczego mam szukać sprawnego parkomatu? Mój czas kosztuje, podjeżdżam na parking i nigdzie biegać nie będę. Jak nie działa to nie mój problem, tylko właściciela parkomatu, niech postawi stójkowego i kasuje gotówkę”.
Moim zdaniem problem leży w tym, że od kierowców tylko się wymaga. Kierowca ma zapłacić, kierowca ma sztywno trzymać się czasu. Dobrze. Są zasady i nie ma od nich odstępstwa. Ale co zarządcy strefy płatnego parkowania robią, by z kierowcami żyć w zgodzie? Co proponuje się kierowcom, gdy parkomaty zawodzą? Nic. I właśnie to wywołuje rozdrażnienie.